Jak informuje Biełsat:
W mijającym tygodniu w białoruskiej propagandzie “rozkręcono” temat rzekomych nieprawidłowości w działalności Biełsatu. Ukazał się też materiał, gdzie zbrodnią katyńską obarczono Niemców. Rosyjscy propagandyści z upodobaniem cytowali również komentarz szefa pisma Do Rzeczy, który skrytykował Ukrainę za likwidację w kraju filii Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej.
“Mafia Biełsatu”
Białoruski państwowy kanał Biełaruś 1 wyemitował materiał „Złodzieje państwowych pieniędzy. Mafia Biełsatu”. Jego autorka – propagandystka Kaciaryna Cichamirawaja – przekonuje w nim, iż związana z Biełsatem Fundacja Strefa Solidarności „ukradła” 7 mln zł. Wnioski te mają wynikać z przeprowadzonego w TVP audytu, w którym wykryto rzekome nieprawidłowości finansowe na tę kwotę. Białoruska propaganda z euforią informuje, iż współpracownikom Fundacji grozi więzienie. Zarzuca też, niezgodnie z prawdą, iż Biełsat porzucił bliskich swoich skazanych na więzienie dziennikarzy.
Propagandystka wzywa do zburzenia do fundamentów „skorumpowanego” i „ekstremistycznego” medium.
– Przypomnę: przychodząc do władzy Tusk spuścił ze smyczy swoich opryczyników (nawiązanie do karnych oddziałów Iwana Groźnego – Biełsat) i przystąpił do likwidacji Biełsatu.
„Dziennikarskie śledztwo” reżimowej TV opiera się głównie o materiały z portalu Onet, których doniesienia kierownictwo Biełsatu już kilkakrotnie dementowało. Pracownicy propagandowej białoruskiej telewizji niepokoili też telefonami członków rodzin skazanych, domagając się od nich, aby przyznali się, czy otrzymywali pomoc z zagranicy. Przy czym przyznanie się oznaczałoby dla nich perspektywę skazania na Białorusi.
W materiale wystąpiła Agnieszka Piwar – publicystka kremlowskiego Sputnika oraz prokremlowskiego portalu Myśl Polska. Oskarżyła ona Agnieszkę Romaszewską-Guzy, byłą dyrektorkę Biełsatu, iż to ona jest winna uwięzieniu dziennikarzy stacji, „która jawnie działała przeciwko białoruskiemu państwu”.
Wyraźnie zadowolona Piwar podkreśliła też, iż według „śledztwa” portalu Onet za odsunięciem Agnieszki Romaszewskiej-Guzy miały stać władze USA „bo tam podejmowane są liczne decyzje dotyczące Polski”.
Polska ma „swoje plany” wobec Ukrainy
Liczne rosyjskie portale zamieściły artykuły o tym, iż Polska nie jest w stanie przekazać Ukrainie więcej samolotów MiG 29. „Biedaczkom wciąż mało. Polska odmówiła dostarczenia Kijowowi myśliwców” – napisał portal tygodnika Argumienty i Fakty, „Polska przekazała Ukrainie całą broń, jaką mogła” – pisze tabloid Moskowskij Komsomolec, „Polska nie jest już w stanie dostarczać Ukrainie broni” – Niezawisimaja Gazieta itd. Naturalnie diabeł tkwi w szczegółach – bo dopiero czytając resztę tekstu czytelnik dowiaduje się, iż szef polskiego MON Władysław Kosiniak-Kamysz stwierdził co innego: iż polskie władze nie planują przekazywania kolejnych myśliwców do czasu otrzymania nowych maszyn zamówionych od sojuszników.
Komentujący sprawę w Argumientach i Faktach ekspert wojskowy podpułkownik rezerwy Oleg Iwannikow podkreśla tymczasem, iż choćby gdyby Polska dostarczyła migi „nie miałoby to znaczącego wpływu na przebieg działań wojennych”.
Takie opinie pojawiały się regularnie przy okazji wcześniejszych informacji dotyczących dostaw innych typów broni. Na przebieg działań wojennych miało już nie wpływać dostarczenie niemieckich leopardów, amerykańskich abramsów i HIMARS-ów, francuskich systemów przeciwlotniczych itd. Itp. Jest to stały element uspokajania opinii publicznej i zapowiadania, iż Ukraina jest blisko wojennej klęski.
– Ukraiński system obrony powietrznej dosłownie leży w gruzach i bez jego wsparcia MiGi-29 byłyby po prostu latającymi kawałkami metalu – twierdzi ekspert.
Iwannikow twierdzi także, iż wstrzymanie dostaw samolotów to dowód, iż „plany Warszawy znacznie różnią się od planów Kijowa”. Trudno jednak zrozumieć, na podstawie czego wysnuwa takie wnioski, skoro i rząd i przedstawiciele opozycji od rozpoczęcia wojny twierdzą, iż wojna musi skończyć się zwycięstwem Ukrainy. A jak podkreślał Kosiniak-Kamysz, Polska nie może wydawać więcej broni, by nie osłabić zdolności obronnych swojej armii. Rosyjscy odbiorcy są jednak utrzymywani w przekonaniu, iż kryje się za tym „tajny plan”.
Myśli “rozsądnego Polaka”
Rosyjska agencja Regnum i portal Life.ru cytują komentarz redaktora naczelnego pisma Do Rzeczy Pawła Lisickiego na temat zakazu działalności na terenie Ukrainy Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego. Opatrzono to tytułem „W Polsce decyzję Zełenskiego o zakazie UCP (Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej) uznano za błąd”. Według portalu polski redaktor uważa, iż „reżim, który zatwierdza takie prawa, nie może twierdzić, iż podziela «zachodnie wartości»”.
Dalej Regnum cytuje Lisickiego, który nazywa decyzję ukraińskich władz „klasycznym przykładem mentalności plemiennej i stadnej” i „niewątpliwym dowodem stosowania przez Kijów zasady odpowiedzialności zbiorowej”. A także pisze, iż redaktor wyraził swoje zdziwienie, iż ani zachodnie organizacje publiczne, ani Kościół katolicki w Polsce nie wypowiadały się przeciwko podpisanej przez Zełenskiego ustawie. Rosyjska propagandowa agencja cytuje też ostrzeżenia Lisickiego, iż „władze innego państwa […] będą mogły ogłosić konieczność likwidacji kolejnej wspólnoty wyznaniowej”, na przykład Kościoła katolickiego.
Regnum opatruje relacje słów Lisickiego stwierdzeniem, iż w zniszczeniu rosyjskiej Cerkwi na Ukrainie ma udział „globalistyczna machina”, która dąży do „zerwania wszelkich, także duchowych, więzi między Ukrainą a Rosją”, a „prawosławie postrzega jako przeszkodę w promowaniu nowych zachodnich «wartości»”.
– Tylko zwycięstwo Rosji może uratować prawosławie na Ukrainie – pisze portal.
Jak widać narracja zaproponowana przez Lisickiego „rozjeżdża” się nieco z narracją rosyjskich propagandystów. O Ile redaktor naczelny zarzuca, iż zlikwidowanie filii rosyjskiej Cerkwi nazywanej ironicznie w ZSRR „Wydziałem ds. Religijnych KGB” za uderzenie w „zachodnie wartości”, to ekspert Regnum twierdzi, iż na odwrót: akt ten ma owe wartości wzmacniać na Ukrainie.
Treści z Do Rzeczy coraz częściej pojawią się w rosyjskiej propagandzie jako przykład „rozsądnego głosu z Polski”. Są regularnie tłumaczone i udostępniane rosyjskiej publiczności.
Polacy znowu pod Kurskiem
O pojawieniu się polskich najemników w przygranicznym regionie informuje czeczeński żołnierz słynnego batalionu Achmat, czyli pochodzącego z oddziału Rosgwardii (wojsk wewnętrznych). Jednostki z Czeczenii zyskały w ukraińskich mediach i społeczeństwie miano wojsk tik-tokowych, z racji publikowania w sieci inscenizowanych filmików walk, na których żołnierze ostrzeliwali krzaki lub puste budynki. Po ukraińskim ataku na obwód kurski choćby do rosyjskiej opinii publicznej dotarło, iż działania Achmatu mają coś ze „ściemy”. Okazało się, iż rozlokowane na granicy czeczeńskie oddziały przepuściły Ukraińców i salwowały się ucieczką, pozostawiając na pastwę losu setki rosyjskich poborowych.
Po fali krytyki dowództwo oddziału postanowiło się zaktywizować, głównie w przestrzeni medialnej. I oto przedstawiło pierwszy sukces – zlikwidowanie polskich i niemieckich „najemników” pod Kurskiem.
– Mieliśmy tu do czynienia z zagranicznymi najemnikami. Byli to Niemcy i przedstawiciele Polski. Kiedy spotkaliśmy ich w czasie walki, z ich rozmów zrozumieliśmy, iż byli obcokrajowcami. Jednak nie ma ich wśród jeńców, co znaczy, iż zostali zlikwidowani – stwierdził żołnierz ukrywający się po pseudonimem „Kasztan” na łamach portalu Dzen.ru.
O Polakach, Francuzach i Afroamerykanach pod Kurskiem informuje też agencja TASS, powołując się otrzymaną od rosyjskiego Ministerstwa Obrony wypowiedź żołnierza o pseudonimie Zioma, który podobno walczy w regionie. Wojskowy jednak uspokaja czytelników, iż armia Rosji dała „dobrze popalić” zagranicznym najemnikom.
Jest to kolejne przypadki informowania o polskich najemnikach popartych jedynie ustnymi relacjami z anonimowych źródeł. Rosyjska propaganda i kremlowscy urzędnicy od początku wojny opowiadają o tysiącach najemnikach z Polski, jednak do dziś nie przedstawili ani jednego „twardego” dowodu.
Stawkę w likwidowaniu zagranicznych najemników podbija tabloid Argumenty i Fakty. Po rosyjskim uderzeniu rakietowym na hotel Safir w Kramatorsku pisze o dziesiątkach czarnych worków jadących właśnie do Polski
– Oto najważniejsze wyjaśnienia dotyczące rosyjskiego uderzenia na obiekt wojskowy w Kramatorsku. Iskander spisał się na najwyższym poziomie: rakieta zniszczyła tymczasowe miejsce rozmieszczenia oddziałów Zagranicznego Legionu Sił Zbrojnych Ukrainy. Gruz nie został jeszcze uprzątnięty. Dziesiątki czarnych worków na śmieci z fragmentami ciał bojowników ładowane są do lodówek, plombowane i wysyłane do Polski. Najemnicy są tam przechowywani, a następnie wysyłani w przesyłkach po całej Europie – pisze gazeta.
Niemcy winni Katynia
W białoruskiej państwowej telewizji pojawił się wymowny dowód na to, iż również w historycznych kwestiach białoruska propaganda wobec Polski idzie ramię w ramię z rosyjskimi kolegami. Niedawno na antenie Biełaruś 1 pojawił się materiał propagandystki Kseni Lebiadziewej, która „demaskowała kłamstwa” białoruskiej opozycji i zachodniej „propagandy” na temat Kuropat. Chodzi o znajdujące się pod Mińskiem miejsce egzekucji i pochówków ofiar stalinowskiego terroru. Pracowniczka białoruskich mediów usiłowała udowodnić, iż w rzeczywistości tam pochowani to nie ofiary NKWD, ale Żydzi zabici przez żołnierzy niemieckich oddziałów karnych w czasie drugiej wojny światowej. Miało to na celu zaatakowanie dyplomatów niektórych państw zachodnich, którzy regularnie składają tam kwiaty. Labiedziewa przypomniała, iż egzekucji dokonywali też kolaboranci z Litwy, Łotwy i Ukrainy, a teraz przedstawiciele tych państw „oczerniają” niewinne sowieckie służby specjalne.
Czytaj więcej: Białoruska propaganda „demaskuje” Kuropaty i twierdzi, iż podobnie jak w Katyniu, egzekucji dokonywali tam Niemcy.
Pojawił się też tam wątek polski. Propagandystka utrzymywała, iż podobna operacja „fałszowania historii” miała miejsce w przypadku Katynia, gdzie jej zdaniem polskich oficerów zabijali Niemcy. Lebiadziewa wyszła tu choćby przed szereg, gdyż oficjalnie rosyjskie władze do dziś nie wycofały się z aktu przyznania, iż masakra była dziełem sowieckich rąk. Jednak w rosyjskiej propagandzie wraz z zaostrzaniem się relacji z Polską, coraz częściej pojawiają się treści, które podważają oficjalną wersję. Jak widać białoruska propaganda, idzie dokładnie tą samą drogą.
Jakub Biernat / belsat.eu
#mijającym #tygodniu #białoruskiej #propagandzie #rozkręcono #temat #rzekomych #nieprawidłowości #dzi..
Żródło materiału: BIEŁSAT