W mojej nowej „małej ojczyźnie”, czyli w Wieleniu, odbyło się wczoraj jakieś bardzo ważne zebranie na zdecydowanie najwyższym szczeblu. A imponujących miejsc do tego rodzaju spotkań jest wiele, jako iż w ostatnich latach pobudowano tu halę widowiskowo-sportową, kino połączone z bibliotekę, kawiarnię, coś na kształt portu rzecznego połączonego z promenadą, a choćby w Herburtowie – salę wiejską, która góruje nad wszystkimi innymi obiektami.
Toteż gdy wczoraj zjechali zaproszeni goście, na uliczkach w okolicach nowego „city” ciasno upakowały się ich niezliczone auta. „Beemwice”, „audi”, „volkswageny”, od białych po czarne, a między nimi – jako jedyny – stał sobie mój motorowerek, którego na czas nie zdążyłam uprzątnąć, a którym wracam co wieczór z pracy.
Spoglądając na to wszystko odczułam i dumę i smutek.
1.DUMA
Pod koniec lat 70-tych wybraliśmy się z chłopakiem w okolice Pobiedzisk, gdzie postanowiliśmy cichcem podejrzeć słynną willę tow. Zasady, I sekretarza KW PZPR w Poznaniu. Mieściła się ona nad Jeziorem Dymaczewskim, a otaczały ją fikuśne domki ówczesnego „establiszmentu” w rodzaju Urszuli Sipińskiej.
O ile domki przyprawiały o zawrót głowy swą szaloną – jak na PRL – ekstrawagancją (był tam i szałas afrykański, i domek kanadyjski…), to siedziba tow. Zasady rozczarowała nas. Prostopadłościenny bungalow w kolorze szarym – nie mógł zaimponować. Podobnie jak i samochód, stojący na poboczu (Fiat 126p?).
Niemniej pewną różnicę dało się zauważyć, zwłaszcza, gdy w ćwierć wieku po wojnie moi rodzice, wraz z kilkoma rodzinami tkwili w przedwojennej kamienicy z zewnętrznymi toaletami na 5 rodzin i wodą na korytarzach. No i zakup roweru marki „Kos” dla dziecka urastał do bardzo poważnego wydatku.
Wielu wówczas tę różnicę dostrzegało i właśnie to poczucie „rozwarstwienia” kilku z nich skłoniło do spędzania licznych dni i nocy na styropianie, w oparach olejów i smarów na halach okupowanych fabryk.
W imię tego, aby było lepiej.
No i jest. Flotylla aut kłębiących się w ciasnych uliczkach pokazała, iż trud tych ze styropianu nie poszedł na darmo. Nastąpił wszak postęp, bo trochę używane „beemwice” to jednak nie Fiat-y126p, no a mój motorowerek to też nie składak marki „Kos”.
Poprawiło się. I okrętom i łodziom.No, chyba nikt nie zaprzeczy…
2.SMUTEK
Niestety, to co piękne i słuszne, wystawione zostało na niebezpieczeństwo. Oto władze UE przegłosowały, iż za kilka, kilkanaście lat aut spalinowych nie będzie już można rejestrować, a te co są, trzeba będzie szybciej lub wolniej zezłomować. No i przesiąść się na autobus lub tramwaj. choćby jak się jest np. radnym powiatowym.
I w tym miejscu nadmienić należy, iż plan władz UE jest znacznie szerszy i – wedle mego oglądu – da się go streścić tak: Oto Kowalski otrzyma tatuaż (na początek), a ma ich już tyle, iż jeden więcej, jeden mniej różnicy mu nie zrobi. Wymachując ręką z rysunkiem otworzy drzwi, przywoła pogotowie, kupi margarynę, ale przy okazji zyska kontrolę nad przydzielonymi sobie pieniędzmi w formie elektronicznej. Piszę „przydzielonymi”, bo wszelkie prace wykona za niego ChatGPT i sterowane przezeń roboty, przez co wynagrodzenie za pracę zostanie zastąpione dochodem podstawowym (w Polsce – 1300 zł). No i tenże Kowalski otrzyma pewne przydziały: 2000 KWh na rok energii, 16 kg mięsa na rok i 90 kg nabiału, raz na rok kupi sobie też 8 części odzieży, a raz na dwa lata dostanie zgodę na przelot samolotem. No i żadnych aut, bo po co. Przecież jego miasto zostanie przemianowane na 15-minutowe, czyli w praktyce dzieciaki poddane zostaną nauce zdalnej a on odbierać będzie pocztą polecenie władz, bo o „dialogu” i „partnerstwie” wszyscy zapomną.
Czy to oznacza zanik wytwarzania żywności, odzieży…etc? Nie, tyle tylko, iż dziedziny te zostaną oddane w ręce ogólnoświatowych koncernów. I to one dostarczą „mundurków” oraz miski zupy z brukwi. o ile jednak Kowalski zużyje – przez niedopatrzenie – ciut więcej energii niż 2000KWh rocznie, albo pożre więcej steków, wtedy do gry wkroczy bezlitosne państwo i wymierzy mu karny podatek.
Albo choćby ześle do jakiegoś „obozu FEMA”, który rozkłada się łatwo.
3. Sumując – słusznym i zasadnym był mój dziecięcy podziw dla flotylli drogich aut, między którymi tak niesłusznie zaplątał się mój motorowerek. Należy bowiem podziwiać wszystkie wytwory ludzkich rąk i umysłów, które dziś służą ludziom, a jutro staną się jeno bladym wspomnieniem zamierzchłej przeszłości.
Ot takim dzbanuszkiem z obrazka Vermeera.
4. Zapytają Państwo: A jest alternatywa?
Jest.
Odkurzyć styropian, zaparzyć czaj i ochrypłym głosem wyśpiewywać song o „murach, które runą”.
I tak jak przed laty starannie omijać ostatnią zwrotkę.
Małgorzata Bratek