USA, NATO i bezpieczeństwo Polski. W związku z wypowiedziami prof. Mearsheimera

instytutsprawobywatelskich.pl 5 months ago

Dwa wywiady z prof. Mearsheimerem

Z zainteresowaniem wysłuchałem wywiadu, jakiego red. Piotrowi Zychowiczowi udzielił profesor stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie w Chicago John Mearsheimer. Słyszałem bowiem wielokrotnie, iż politolog ten głosi tezy niebezpieczne dla państw słabych, będących w takim położeniu jak Polska. I rzeczywiście, padły w tym wywiadzie słowa, które mogą budzić pewien niepokój.

Profesor Mearsheimer zdawał się bowiem dawać wyraz dość zaskakującym (jak na realistę) przekonaniom na temat słynnego artykułu piątego Traktatu Północnoatlantyckiego.

Piszę: „zdawał się”, ponieważ w wywiadzie udzielonym mniej więcej w tym samym czasie Piersowi Morganowi wypowiadał się na temat uwarunkowań użycia przez USA sił zbrojnych (a w szczególności broni nuklearnej) w sposób, moim zdaniem, o wiele bardziej realistyczny; mówił tam między innymi, iż w razie użycia broni nuklearnej przeciwko państwu należącemu do NATO „istnieje pewne uzasadnione prawdopodobieństwo” („there’s some reasonable chance”), iż Stany Zjednoczone dokonają uderzenia odwetowego.

Tymczasem w rozmowie z Piotrem Zychowiczem stwierdził w pewnym momencie: „Kiedy już jakieś państwo znajdzie się w NATO, ma gwarancję wynikającą z artykułu piątego i jest w doskonałej sytuacji” („you’re in excellent shape”), a i w kilku innych miejscach zapewniał, bądź dawał do zrozumienia, iż artykuł piąty stanowi coś na kształt gwarancji (choć z wypowiedzi tych nie wynikało, czego dokładnie jest to gwarancja: czy bezpieczeństwa, czy – bynajmniej z nim nierównoznacznego – użycia przez USA sił zbrojnych w obronie zaatakowanego sojusznika; taką niejednoznaczność posługiwania się terminem „gwarancja” można dostrzec też w rodzimych dyskusjach na temat polityki międzynarodowej).

Artykuł piąty a bezpieczeństwo Polski

Tych ostatnich stwierdzeń amerykańskiego profesora trudno nie odbierać z niepokojem – podsycają one bowiem pewne negatywne tendencje i tak silnie już obecne w polskiej polityce zagranicznej (rozumianej szeroko, a więc nie tylko jako działalność rządu, ale i nastawienie środowisk opiniotwórczych), a mianowicie skłonność do podejmowania nadmiernego ryzyka, nieliczenia się z własnym potencjałem i lekceważenia grożących państwu niebezpieczeństw, przed którymi zabezpieczać ma nas „parasol” NATO.

A jako iż w Polsce choćby niektórym skądinąd trzeźwo oceniającym politykę międzynarodową komentatorom zdarza się dawać wyraz przekonaniu o jakimś automatyzmie działania artykułu piątego i wynikającym z tego poczuciu względnego bezpieczeństwa, od momentu wysłuchania wywiadu nie mogę opędzić się od myśli, czy polskiemu audytorium nie lepiej byłoby wysłuchać z ust realisty, amerykańskiego czy jakiegokolwiek innego, raczej takich słów:

„Artykuł piąty to nie jest magiczne zaklęcie, które może wybawić was z wszelkich kłopotów. Znacie przecież jego treść i musicie wiedzieć, w jak ogólny i niezobowiązujący sposób jest on sformułowany. Co więcej, jako naród o ponadtysiącletniej historii zdążyliście już chyba nauczyć się tego, iż jedynym gwarantem wykonalności przymierza jest interes strony, która ma się wywiązać ze zobowiązań.

Artykuł piąty to nie jest przedmiot wiary i to, iż będziecie bardzo chcieli, aby działał, nie będzie miało żadnego znaczenia.

Wasze zabiegi o jego uroczyste potwierdzanie dowodzą tylko waszej naiwności. Musicie przecież rozumieć, iż czym innym jest sto razy deklarować niezłomną wolę obrony każdego centymetra terytorium NATO, a czym innym podjąć w obronie Estonii, Łotwy czy Polski działania mogące skutkować uderzeniami nuklearnymi na Waszyngton, Nowy Jork czy San Francisco? Zapewniam was, choć powinniście sami o tym dobrze wiedzieć, iż każdy prezydent amerykański – o ile nie będzie szaleńcem – zastanowi się w takiej sytuacji nie raz i nie dwa, ale z dziesięć razy.

Realizm USA

Stany Zjednoczone to nie jest dobra ciocia, która prowadzi schronisko dla państw słabych, ale mocarstwo, które potrafi działać w sposób bezwzględny (choć naturalnie ubiera swą żelazną pięść w jedwabną rękawiczkę i inne mocarstwa mogą pozazdrościć mu sprawności, z jaką potrafi utożsamić swój interes z dobrem ludzkości). NATO z kolei to nie jest organizacja dobroczynna, ale narzędzie polityki i realizacji interesów amerykańskich. Te interesy powinny być dla was przedmiotem nieustannej analizy.

Z nie mniejszą uwagą powinniście analizować możliwości Stanów Zjednoczonych, które w świecie wielobiegunowym nie są tak nieograniczone, jakimi były w minionym już okresie amerykańskiej hegemonii.

Zdarzyło wam się już chyba w przeszłości otrzymywać gwarancje, które okazywały się bez pokrycia, ponieważ gwarant – choćby chciał – nie był w stanie ocalić was przed przeciwnikiem?

Tych amerykańskich realistów, którzy w latach 90. byli przeciwni przyjęciu Polski i innych państw Europy Środkowo-Wschodniej do NATO, albo post factum określali to jako błąd, darzycie silną i nieskrywaną niechęcią. Niesłusznie i niepotrzebnie. Mieli oni prawo oceniać to posunięcie z punktu widzenia amerykańskiej racji stanu, nie mieli obowiązku kierować się interesami Polski (skąd, swoją drogą, bierze się to wasze przekonanie, iż Zachód – cokolwiek to w danym momencie znaczy – powinien was bronić lub ratować z opresji?).

Nie zaszkodziłoby wam jednak przyjrzenie się nie tej, opartej na interesach amerykańskich, ale moralnej stronie ich argumentacji. Byli oni przeciwni dawaniu obietnic bez pokrycia, zaciąganiu zobowiązań, których – jak się obawiali – USA nie będą w przyszłości chciały lub mogły wypełnić. »Zobowiązaliśmy się do ochrony całego szeregu państw – mówił w 1998 roku (kiedy zapadła decyzja o rozszerzeniu NATO o Polskę, Czechy i Węgry) George Kennan [amerykański dyplomata, sowietolog – przyp. red.] – mimo iż nie mamy ani środków, ani chęci, by robić to w jakikolwiek znaczący sposób«.

Amerykańscy realiści pomni byli na pouczenia Jerzego Waszyngtona, iż »dla większej części ludzkości interes jest zasadą nadrzędną«, a »motywy cnoty publicznej nie są wystarczające do wytworzenia trwałego poszanowania dla wysublimowanych nakazów i powinności społecznego obowiązku. Niewielu ludzi jest zdolnych do ciągłego poświęcania prywatnych interesów czy korzyści w imię wspólnego dobra (…). Nie przetrwa żadna instytucja, której konstrukcja nie bierze pod uwagę prawdziwości tych maksym«. Mieli prawo obawiać się, iż interesy amerykańskie w Europie Środkowej nie będą tak doniosłe, by ryzykować wojnę z innym mocarstwem nuklearnym. Czy możecie być stuprocentowo pewni, iż się mylili?

Akty polityczne a gwarancje militarne

Powinniście mieć świadomość, iż rozszerzenie NATO na przełomie XX i XXI wieku było raczej aktem politycznym aniżeli starannie rozważonym zobowiązaniem militarnym. Gwarancję wynikającą z artykułu piątego rozdawano wtedy tak hojnie, ponieważ nie spodziewano się, iż kiedykolwiek będzie musiała być realizowana. Rzucenie wyzwania amerykańskiemu hegemonowi było wtedy rzeczą nie do pomyślenia. Dziś sytuacja wygląda inaczej.

Udało wam się przystąpić do NATO, kiedy USA stały nieomal w zenicie swojej potęgi, a Rosja była bardzo słaba. Powinno to być dla was jednak nie tyle źródłem przeświadczenia, iż udało się złapać Pana Boga za nogi, ale refleksji na temat dynamizmu stosunków międzynarodowych.

Musicie przecież rozumieć, iż w polityce okoliczności miejsca i czasu mają większe znaczenie niż litera traktatów. Układ sił i interesów, położenie geograficzne i zdolności militarne mogą decydować o ewentualnych różnicach w polityce Waszyngtonu wobec Ukrainy i Polski w większym stopniu niż fakt, iż ta pierwsza nie dysponowała gwarancją artykułu piątego, a ta druga – tak.

Rozumiem, iż świadomość faktu, iż gwarancja, którą uważacie za fundament swojego bezpieczeństwa, może być gigantycznym blefem, wprowadza nieznośne poczucie niepewności, ale nierozsądnie – moim zdaniem – byłoby, aby próbować uwolnić się od niego poprzez doprowadzenie do sytuacji, w której rzeczywistość powie „sprawdzam”.

Prawdziwe niebezpieczeństwa

Każdego dnia powinniście zadawać sobie – nie Stanom Zjednoczonym – i samodzielnie odpowiadać na pytania, czy Amerykanie będą mieli interes w tym, aby wam pomóc, czy będą mieli odpowiednie możliwości, a także czy w ich interesie będzie ocalić was, czy może pomóc wam tylko na tyle, abyście zadali jak największe straty ich mocarstwowemu przeciwnikowi, niezależnie od tego, ile miałoby was to kosztować.

Nie zaszkodziłaby wam także refleksja na temat tego, co stałoby się z waszym państwem, gdyby do wojny NATO z Rosją rzeczywiście doszło i gdyby choćby cały sojusz, od Stanów Zjednoczonych po Macedonię Północną, z najlepszymi chęciami ruszył na pomoc »wschodniej flance«. Mogłoby się okazać, iż mimo to wcale nie będziecie »in excellent shape«” [w doskonałym stanie – przyp. red.].

Członkostwo w NATO nie powinno zwalniać z prowadzenia polityki odpowiedzialnej, ostrożnej, liczącej się ze stosunkami sił i biorącej pod uwagę wszelkie skutki podejmowanych działań; nie powinno być uznawane za przepustkę do przechwałek i wygrażań ciskanych zza rzekomo nieprzenikalnej tarczy artykułu piątego.

Jeżeli w tezach prof. Mearsheimera kryje się jakieś niebezpieczeństwo dla Polski, to nie leży ono w tym, iż generalnie głosi on poglądy, których nie chcemy słuchać, bo wolimy żyć w świecie wykreowanym przez własną propagandę, ale w okazjonalnym podtrzymywaniu złudzeń, którymi i tak już w nadmierny sposób karmimy własną wyobraźnię.

Read Entire Article