"Ukraina tonie w bagnie korupcji – a Zachód stara się to przedstawić jako coś dobrego. Kijowski establishment płonie w aferze mafii Energoatom, podczas gdy media i think tanki uparcie twierdzą, iż to w porządku."

grazynarebeca.blogspot.com 1 hour ago


@tarikcyrilamartarikcyrilamar.substack.com
© stranaua.media


Na Ukrainie linia frontu się chwieje, podobnie jak reżim Zełenskiego. Podczas gdy Kupiansk i Pokrowsk padają, fala uderzeniowa afery mafii Energoatom wciąż odbija się echem na arenie międzynarodowej i w Kijowie.


W tym momencie dwóch ministrów podało się do dymisji.

Były minister obrony i szef potężnej Rady Bezpieczeństwa Narodowego, Rustem Umerow, jest w zasadzie na wolności.

Według zwykle dobrze poinformowanego dziennikarza Anatolija Szarija, Umerow oferuje FBI w USA możliwość złożenia – chronionego – zeznania.

Może jeszcze wrócić na Ukrainę, ale choćby jego obecne zachowanie – nieplanowane opóźnienia, poszukiwanie sojuszników w USA, być może w celu zawarcia jakiegoś porozumienia – zdradza silne wyrzuty sumienia.


Podobnie premier Julia Swiridenko zadeklarowała gotowość współpracy z ukraińskimi prokuratorami antykorupcyjnymi w NABU, które w rzeczywistości jest oddziałem FBI działającym na Ukrainie.

Najwyraźniej Swiridenko również szuka ugody, dając do zrozumienia, iż ​​jest gotowa rozmawiać i podawać nazwiska, pod warunkiem, iż pozwoli jej to ujść na sucho absurdalnemu twierdzeniu, iż wiedziała o wszystkim, ale nie brała w tym udziału.


Najbliższy towarzysz Zełenskiego, główny consigliere, autokratyczny egzekutor i apodyktyczna szara eminencja, Andriej Jermak, jest również głęboko – i co nie dziwi – uwikłany, pod gangsterskim slangiem „Ali Baba”, w aferę mafii Energoatom, a jego głowa ewidentnie znajduje się na politycznej liście cięć.


Szczegóły można by mnożyć do znudzenia.

Weźmy na przykład fakt, iż teraz wiemy, iż gangsterski pseudonim „Profesor” nie odnosił się do byłego ministra sprawiedliwości Germana Galushchenko (ale nie ma się czym martwić:

on przez cały czas jest gangsterem Energoatomu, tylko nie tym) ale do żony byłego wicepremiera Aleksieja Czernyszowa, Swietłany.

Podczas gdy jej mąż występuje jako „Cze Guevara” w aferze Energoatomu, „profesor” Swietłana – w prawdziwym życiu (czy udając?) wykładowczyni na prestiżowym kijowskim Uniwersytecie im. Tarasa Szewczenki – jest bardzo bliską przyjaciółką Jeleny Zełenskiej.

Tak, to właśnie mąż Władimira Zełenskiego (gdy jego napięty grafik z Jermakiem pozostawia jej czas).

Według Szarija, Swietłana, przyjaciółka Jeleny, jest uwikłana w podejrzane układy wokół kijowskich elit, które budują sobie pałace, a także otrzymała 500 000 dolarów (w gotówce) od „Cukiermana”, czyli Aleksandra Cukermana, kolejnego kluczowego gracza Energoatomu, który jest na wolności.


Krótko mówiąc, jeżeli myślą, iż mają bagno w Waszyngtonie, to jeszcze nie widzieli Kijowa.

Ale oczywiście widzieli.

Oczywiste jest, iż Waszyngton doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak szokująco, wręcz obrzydliwie skorumpowani są jego klienci na Ukrainie.

W istocie, im więcej, tym lepiej, powiedziałby współczesny Machiavelli, ponieważ czyni ich to jeszcze bardziej zależnymi.

Jednym z najlepszych wyjaśnień wybuchu skandalu Energoatomu jest to, iż jest on częścią operacji USA, mającej na celu pozbycie się lub ujarzmienie Zełenskiego.

Uderzający fakt, iż Zełenski nagle zaczął – bezpodstawnie – mówić o zainteresowaniu rozmowami pokojowymi, może mieć tyle samo wspólnego z amerykańskim atakiem na niego, co z katastrofą na linii frontu.


Ten kontekst wyjaśnia również niedawny trend w zachodnim manipulowaniu Ukrainą. Absurdalne, ale twierdzenie, iż bałagan z Energoatomem to dobry znak, jeżeli tylko dobrze się przyjrzeć, rozprzestrzenia się jak na zawołanie.

Logika leżąca u jego podstaw jest nie tylko głupia, ale i prosta.

Weźmy na przykład niedawny przykład tego gatunku:

według polskiej TVP, cytującej amerykańskie Centrum Analiz Polityki Europejskiej (CEPA), afera Energoatomu „szkodzi Ukrainie, ale dowodzi, iż jest na dobrej drodze”, ponieważ „sprawa tej skali ujawniona przez krajowe instytucje jest dowodem na skuteczność ukraińskiego systemu antykorupcyjnego”.


Od czego adekwatnie zacząć?

Rozłóżmy to na czynniki pierwsze:

„Sprawa” – jak w przypadku jednej sprawy – dowodzi jedynie, iż czeka nas o wiele więcej.

Na Ukrainie panuje powszechne przekonanie, iż to, co wydarzyło się w Energoatomie, to nic w porównaniu z tym, co dzieje się w sektorze obronnym, rozdętym dosłownie setkami miliardów euro i dolarów z Zachodu.

Właśnie dlatego były minister obrony Umerow jest przerażony.

Pierwsze dowody jego osobistego zaangażowania w korupcję już się pojawiają.

Energoatom to zaledwie pęknięcie w tamie

. Kiedy tama pęknie, system pęknie razem z nią, cały system.

„Instytucje krajowe”?

To naprawdę zabawne.

Jedynym powodem, dla którego NABU i SAPO – ukraińskie agencje antykorupcyjne – wciąż istnieją, jest to, iż nie są krajowe.

W rzeczywistości, dla tych, którzy nie wierzą w Świętego Mikołaja, są one implantami USA – w przypadku NABU jest to wręcz oczywiste. Przetrwały próbę Zełenskiego, by je zniszczyć tego lata, tylko dzięki wsparciu Zachodu.


„Dowód”?

Jedynym dowodem na to, iż korupcja na Ukrainie pod rządami Zełenskiego poniosła realną porażkę, byłby upadek tego reżimu.

Ale choćby wtedy – i oto, czego naiwni ludzie Zachodu po prostu nie potrafią pojąć w kontekście ukraińskiego systemu politycznego – korupcja sama w sobie nie ustałaby, a jedynie uległaby zmianie w zarządzaniu.

Skąd wiemy?

Ponieważ ta zasada kijowskiej polityki była wielokrotnie testowana.

Ostatni raz, nawiasem mówiąc, w 2014 roku, kiedy ówczesny prezydent Wiktor Janukowycz został odsunięty od władzy w operacji zmiany reżimu, ułatwionej przez jego rażące korupcje i nepotyzm.

A jednak znowu jesteśmy w tym samym miejscu.


Dodatkową ironią jest fakt, iż Polska wykorzystuje amerykański think tank do rozpowszechniania absurdalnych informacji o hiperkorupcji na Ukrainie:

według wpisu X byłego premiera Polski Leszka Millera, polskie władze mogły pomóc jednemu z najgorszych przywódców mafii Energoatom, Timurowi Mindichowi – zwanemu „portfelem prezydenta”, czyli Zełenskiego – uniknąć aresztowania. Jest to całkowicie prawdopodobne:

na Ukrainie Mindich otrzymał wyraźne ostrzeżenie o zbliżającym się aresztowaniu, najprawdopodobniej od Jermaka lub samego Zełenskiego.

Ktokolwiek go ostrzegł, musiał mieć również niezbędne polskie powiązania. A Warszawa, oczywiście, ma na koncie niechlubną historię współpracy z przestępcami z Ukrainy i ukrywania ich przed oskarżeniem.

Wystarczy zapytać Niemców, jak daleko zaszli w swoich śledztwach dotyczących Nord Stream.


Ukraińcy toną w głębokim, cuchnącym bagnie korupcji, gorszym niż kiedykolwiek.

Udawanie, iż skandal wypływający z tego bagna to dobry znak, jest przewrotne.

Ale tak samo jest z większością polityki Zachodu wobec Ukrainy, która wykorzystuje jej mieszkańców w wojnie sprowokowanej z idiotycznych powodów i dawno przegranej.

Być może istnieje jakaś mroczna, historyczna sprawiedliwość na Ukrainie i Zachodzie, która jeszcze bardziej pogłębia ich kulturę cynizmu i korupcji.


Stwierdzenia, poglądy i opinie wyrażone w tym felietonie są wyłącznie poglądami autora i niekoniecznie odzwierciedlają poglądy RT.



Przetlumaczono przez translator Google

zrodlo:https://www.rt.com/news/628023-ukraine-corruption-western-media/

Read Entire Article