W powodzi obietnic wyborczych, brakuje mi czegoś szczególnego. Wiadomo, wszystko jest ważne, osiemsetplusy, nowe windy w wielkiej płycie, polska marchew niemieckim lidlu, tabletki za free… Oczywiste, wiekopomne sprawy.
Brakuje mi w tym wszystkim czegoś… wiekuistego, jakiejś klamry spinającej te wszystkie doczesne benefity wyborcze.
Brakuje mi otóż… trąbki. Tak, właśnie trąbki. Trąbki na pogrzebie, stanowiącej niezbywalne prawo konstytucyjne, którym państwo polskie potwierdzałoby swoją troskę i obecność przy obywatelu nie tylko w chwilach jego doczesnej konsumpcji, ale i ostatniej drodze.
Darmowy pakiet wręczany uroczyście wraz z aktem zgonu obejmowałby: pierwszą brygadę, odę do radości, barkę, życie to są chwile i dumkę.
Oczywiście Drogi Denat już za życia mógłby wybrać, czego życzy sobie posłuchać w tak ważnym dla siebie i ZUS-u dniu, bez oglądania się na nie zawsze adekwatnie uduchowioną muzycznie rodzinę.
Za dodatkową, niewygórowaną opłatą, każdy zainteresowany mógłby sobie wybrać co bądź, np. highway to hell czy niech żyje bal.
Amen.
Maciej Eckardt