Autor: Tyler Durden
Być może najciekawszym aspektem próby zamachu na Trumpa, Ryana Routha, jest jego związek z Ukrainą. Udokumentowaliśmy, iż kiedy pojechał na Ukrainę, aby rekrutować się do Legionu Międzynarodowego w 2022 r., przez pewien czas był ulubieńcem zachodnich mediów głównego nurtu, cytowany w imieniu sprawy, aby więcej zagranicznych bojowników zostało rzuconych do walki z Rosją przez "kto jest kim" z głównych źródeł medialnych, od FT przez Newsweek po NY Times.
Ale kiedy przybył na Ukrainę, według tych doniesień medialnych, sam 58-letni Routh był uważany za zbyt stary, aby walczyć u boku ukraińskiej armii. "Tak więc plan B" – opisał Routh w rozmowie z jednym z portali – "polegał na przyjeździe do Kijowa i promowaniu idei wielu innych osób, które przyłączyły się do Legionu Międzynarodowego. Potrzebujemy tu tysięcy ludzi, którzy będą walczyć u boku Ukraińców".
"Na naszej planecie jest około 190 państw i jeżeli rządy oficjalnie nie wysyłają tu żołnierzy, to my, cywile, powinniśmy podnieść tę pochodnię i sprawić, by to się stało" – opisał. W wywiadzie wideo z Ukrainy powiedział "Newsweekowi", iż wojna z Rosją była tak prosta, jak "dobro kontra zło" i zasadniczo taka sama, jak dobrzy i źli faceci w hollywoodzkich filmach, na których dorastali Amerykanie. To nie był szary konflikt, jak opisywał, ale "czarno-biały".
W marcu 2022 roku, zaledwie miesiąc po rosyjskiej inwazji, napisał na Twitterze, iż wszyscy na całym świecie powinni być gotowi do wolontariatu i "walki i śmierci" na Ukrainie. Mimo to większość czasu podobno spędzał w pokoju hotelowym w Lwowie, na dalekim zachodzie kraju.
Jednym z bardziej dziwacznych aspektów jego kampanii na rzecz ukraińskiej wojskowej legii cudzoziemskiej były jego wysiłki na rzecz rekrutacji wyszkolonych przez USA afgańskich żołnierzy specjalnych, którzy mieliby trafić na linię frontu na Ukrainie. Inicjatywa wydawała się tak duża (biorąc pod uwagę, iż Routh starał się o przerzucenie setek, a choćby tysięcy afgańskich bojowników – według jego słów) – iż jeden z komentatorów w świetle próby zamachu na Donalda Trumpa: "Z kim on współpracował w rządzie USA, który mu na to pozwalał?".
W wywiadzie dla NY Times w 2023 r. Routh otwarcie pokazał swoją skłonność do aktów przemocy, grożąc, iż zastrzeli swoich krytyków, a Times zamieścił ten cytat prawie tak, jakby podkreślał jego zaangażowanie w obronę Ukrainy:
W wywiadzie telefonicznym dla "The New York Times" w 2023 r., kiedy pan Routh był w Waszyngtonie, mówił z pewnością siebie doświadczonego dyplomaty, który uważał, iż jego plany wsparcia wysiłku wojennego Ukrainy na pewno się powiodą. Wyglądało jednak na to, iż nie ma cierpliwości do każdego, kto stanął mu na drodze. Kiedy amerykański zagraniczny bojownik zdawał się mówić do niego w wiadomości na Facebooku, którą udostępnił "The New York Times", pan Routh powiedział: "On musi zostać zastrzelony".
Z pewnością taka widoczność sprawiła, iż znalazł się na radarze rządu federalnego... A biorąc pod uwagę proukraińską euforię Waszyngtonu, amerykańscy urzędnicy być może choćby w jakiś sposób mu pomagali.
Cieszył się dużym zainteresowaniem mediów, również jako szef Międzynarodowego Centrum Wolontariatu na Ukrainie. Co ważne, chwalił się, że "partnerzy spotykali się z [Ministerstwem Obrony Ukrainy] co tydzień i przez cały czas nie byli w stanie skłonić ich do zgody na wydanie jednej wizy". Rodzi to pytanie o stopień jego zaangażowania w sprawy urzędników rządowych USA w tamtym czasie.
"The Times" udokumentował, iż Routh planował przenieść ochotników "w niektórych przypadkach nielegalnie, z Pakistanu i Iranu na Ukrainę" – i twierdził, iż wielu z nich wyraziło zainteresowanie. Chwalił się ponadto, iż w niektórych przypadkach łamał lub przynajmniej naginał prawo innych krajów. "Prawdopodobnie możemy kupić kilka paszportów przez Pakistan, ponieważ jest to tak skorumpowany kraj" – powiedział w rozmowie z NY Times. W pewnym momencie oznajmił na Facebooku: "Żołnierze, proszę, nie dzwońcie do mnie. przez cały czas staramy się skłonić Ukrainę do przyjęcia afgańskich żołnierzy i mamy nadzieję, iż w nadchodzących miesiącach uzyskamy jakieś odpowiedzi... Prosimy o cierpliwość".
Opisał również niektóre z tych doświadczeń w wydanej własnym sumptem książce, która jest przez cały czas dostępna na Amazonie, a która nosi tytuł "Wojna Ukrainy nie do wygrania: fatalna wada demokracji, porzucenie świata i globalny obywatel – Tajwan, Afganistan, Korea Północna i koniec ludzkości".
Jakby tego wszystkiego było mało, rodzi mnóstwo pytań o to, kto w rządzie USA wiedział, co i kiedy o przyszłym niedoszłym strzelcu Trumpa, miał on powiązania z ukraińską neonazistowską Brygadą Azow (często określaną jej wcześniejszą nazwą Batalion Azow).
Dla krótkiego przeglądu sytuacji na temat Azowa, choćby media głównego nurtu od dawna niechętnie przyznają, że "w odpowiedzi na neonazistowską ideologię założycieli grupy, Stany Zjednoczone zakazały pułkowi używania amerykańskiej broni w 2014 roku". Jednak Departament Stanu stwierdził niedawno, iż nie znalazł "żadnych dowodów" na to, iż ekstremistyczna grupa bojowników dopuściła się naruszeń praw człowieka lub zbrodni wojennych (w takim przypadku prawo USA zabraniałoby dostarczania broni lub szkolenia). Stało się tak po tym, jak sam prezydent Wołodymyr Zełenski od dawna podnosi reputację dowódców Azowa w wystąpieniach publicznych.
Departament Stanu USA w czerwcu tego roku ogłosił, iż w końcu zniósł wieloletni zakaz dostarczania broni i szkolenia tej osławionej grupie. Przez cały ten czas członkowie Azowa nigdy nie wstydzili się nosić naszywek inspirowanych nazistami.
Od poniedziałku, przy wszystkich tych głębokich powiązaniach z Ukrainą, które stały się oczywiste w odniesieniu do Ryana Routha, rząd Zełenskiego, a także Brygada Azow próbują poważnie kontrolować szkody wizerunkowe. Ale w tym procesie ich zeznania faktycznie służą potwierdzeniu powiązań Routha z neonazistowską grupą.
Jak podaje EuroNews:
Tymczasem w mediach społecznościowych pojawiło się wideo łączące Routha z Brygadą Azow, twierdząc, iż brał udział w wydarzeniu w 2022 r., aby wesprzeć brygadę Mariupol jednostki.
Brygada Azow powiedziała, iż wydarzenie było pokojową demonstracją otwartą dla wszystkich, a Routh nigdy nie był częścią jednostki.
"Chcielibyśmy oficjalnie oświadczyć, iż Ryan Wesley Routh nie ma żadnych powiązań z Azowem i nigdy nie miał żadnych powiązań z Azowem" – napisano w oświadczeniu dla X.
Więc dosłownie robią linię "w większości pokojowych". A oświadczenie Brygady Azow kontynuuje próbę zrzucenia winy za to wszystko na Rosję: "Uważamy, iż rozpowszechnianie narracji o możliwych powiązaniach Azowa z Ryanem Wesleyem Routhem jest zgodne z rosyjską propagandą i dyskredytuje 12. brygadę sił specjalnych Azow Gwardii Narodowej Ukrainy i ogólnie Siły Bezpieczeństwa i Obrony Ukrainy".
A jednak poniżej znajduje się przykład czegoś, co Routh opublikował w swoich mediach społecznościowych. GrayZone poinformował o tym, zanim został usunięty przez administratorów Facebooka, prawdopodobnie w związku ze śledztwem FBI/Secret Service: oficjalny formularz zaciągowy ukraińskiego wojska Routh opublikował na swojej stronie na Facebooku, którą administratorzy usunęli.
Ale jedna rzecz jest przez cały czas niepodważalna, biorąc pod uwagę piętrzące się stosy publicznych dowodów. Jak zauważa analityk geopolityczny Andrzej Korybko: "Podejrzany jest maniakiem Ukro, który został zradykalizowany przez media głównego nurtu i udał się do Kijowa, próbując dołączyć do 'Legionu Międzynarodowego'..."
Korybko komentuje dalej:
Nie ma mowy, żeby wspomniane wcześniej amerykańskie "głębokie państwo" nie miało pojęcia, kim jest Routh, po tym, jak już pojechał do Kijowa, aby spróbować dołączyć do "Legionu Międzynarodowego", a następnie otwarcie powiedział New York Timesowi o swoich planach rekrutacji afgańskich żołnierzy, którzy uciekli do Pakistanu jako uchodźcy. Bezczelnie chwalił się też, iż kupi dla nich stamtąd paszporty, aby ułatwić im podróż na Ukrainę. FBI może niedługo "zrobić mem" i przyznać, iż był "na ich radarze", ale jest w tym o wiele więcej.
Poniżej: wywiad z Newsweekiem... Z pewnością mainstream nie traktował go jak jakiegoś rando, który przypadkiem przejeżdżał przez spustoszoną wojną Ukrainę.
Oczywiście, nie wygląda to na faceta, który nie miał żadnych powiązań na Ukrainie, albo był tylko jakimś "turystą wojennym" na uboczu, jak chciałby nam wmówić ukraiński rząd i Azow. Ponownie pozostaje pytanie: co rząd USA wiedział o tej zradykalizowanej osobie i kiedy się o tym dowiedział? Czy miał pomoc ze strony urzędników rządowych USA w swoich podróżach po Ukrainie i kampanii rekrutacyjnej? Dlaczego nie wszczęto przeciwko niemu śledztwa wiele lat temu?