Pytanie o stan liberalizmu w trzeciej dekadzie dwudziestego pierwszego wieku nie jest bynajmniej pytaniem bezzasadnym czy tym bardziej bezsensownym. Pytanie o stan liberalizmu w trzeciej dekadzie dwudziestego pierwszego wieku, to adekwatnie o stan społeczeństwa, państwa i gospodarki, bo to w nich właśnie zanurzony jest człowiek – jednostka, która dla liberałów wszelkich nurtów pozostaje centrum ideologicznego uniwersum. Pytanie o stan liberalizmu w trzeciej dekadzie dwudziestego pierwszego wieku jest zatem pytaniem o stan wolności i praw jednostki oraz jakość zagwarantowanych jej instrumentów ochrony.
Historia ochrony jednostki
Historia liberalizmu to historia wypracowywania mechanizmów i prawnych instrumentów ochrony wolności i praw jednostki, a jednocześnie jest to historia wyzwalania się człowieka z kajdan systemu, którego integralnym elementem był dotychczas każdy człowiek. Nie znaczy to, iż przed podpisaniem przez Jana bez Ziemi Wielkiej Karty Swobód (Magna Charta Libertatum) w 1215 r. nie było tych, którzy upominaliby się o poszerzenie wolności jednostki kosztem omnipotencji władzy monarszej. Ten moment stał się jednakże krokiem symbolicznym w dążeniach środowisk, które w XVII i XVIII w. uformują podstawy ideowe tzw. liberalizmu klasycznego. Jak widać, walka o wolność i autonomię jednostki trwa w Europie już od XIII w. i choć w różnych czasach przyjmowała nieco odmienną formę, a na jej froncie ustawiały się nieco inne grupy społeczne, to jednak liberalizm wciąż stawia sobie to samo centralne zadanie. Walka o wolność i autonomię jednostki wciąż trwa, choć każdorazowo – po kolejnych bitwach tej wojny – można odnieść wrażenie, iż wreszcie się skończyła. Wrażenie to jednak trwa stosunkowo krótko i szybciej, niż można by się spodziewać, liberałowie zaczynają kolejny bój.
Choć można mieć wrażenie, iż sfera wolności jednostki – szczególnie w tzw. świecie Zachodu – nieustannie się poszerza, to jednak należy mieć zawsze świadomość, iż wciąż zmienia się otoczenie, w którym funkcjonuje. Otoczenie to może mieć zgubny wpływ na wolność, choć może on się dokonywać wręcz niepostrzeżenie. Historia nowożytnej Europy i cywilizacji ludzkiej pokazują dobitnie, iż zdobycze i osiągnięcia człowieka nie mają charakteru wiecznego i niewzruszonego. Jedynie naiwni uwierzą, iż wolność raz nam dana zostanie na zawsze. Tak jak naturalnym stanem było dla przednowożytnego człowieka zniewolenie, jakiego doświadczał w rodzinie i lokalnej społeczności, tak dla ludzi w innych epokach może to być systematycznie wdzierająca się nowa forma zniewolenia. Erich Fromm w swojej Ucieczce od wolności pisze, iż w erze przednowożytnej „rodzice lub jakakolwiek inna władza nie są traktowani jako zasadniczo oddzielne byty, są częścią dziecięcego świata, świat ten zaś wciąż jest częścią dziecka; dlatego podporządkowanie się im jest czymś jakościowo odmiennym od podporządkowania, jakie zachodzi, kiedy dwie jednostki zostają faktycznie odseparowane” [1]. Należy zatem pamiętać, iż zniewolenie jednostki, jeżeli dokonuje się w sposób systematyczny i pozornie niedostrzegalny, przez cały czas jest ogromnym zagrożeniem dla wolności i autonomii człowieka, a nie jest wykluczone, iż z czasem taka forma zniewolenia uzyska – w ludzkiej świadomości – status stanu naturalnego.
Wszelkie formy zniewolenia początkowo jawiły się jako coś naturalnego, jako stan oczywisty i bezdyskusyjny, jako coś, czego nie ma sensu kwestionować, bo przecież „zawsze tak było!”. Środowiska konserwatywne czy tradycjonalistyczne zawsze przekonywały liberałów czy rewolucjonistów, iż skoro jakieś zjawiska czy procesy realizowane są od wielu pokoleń i wieków oraz skoro wrosły w tradycyjny wymiar funkcjonowania społeczności ludzkich, to człowiek powinien pogodzić się, iż tak po prostu jest. Powinien jednocześnie uwierzyć, iż najwidoczniej tak właśnie skonstruowana jest natura, zaś jej porządku nie wolno podważać. Alexis de Tocqueville w pracy Dawne rządy a rewolucja wyraźnie pokazuje, jak rewolucyjne ruchy w XVIII w. rozpoczynały swoją walkę od podważania roli kościoła i religii w życiu społecznym i instytucjonalnym, choć przecież i religia, i kościół stanowiły w tym czasie twory – jak wielu wierzyło – stanowiące elementy fundamentalne naturalnego porządku. De Tocqueville rozumie, iż „błędem jest przypuszczenie, jakoby społeczeństwa demokratyczne z natury swojej były wrogie religii. Ani w chrześcijaństwie, ani choćby w katolicyzmie nie ma nic takiego, co by było bezwzględnie wrogie demokracji, natomiast wiele jest takiego, co jej sprzyja. I doświadczenie wszystkich czasów dowodzi, iż instynkt religijny tkwi głęboko w sercu ludu” [2]. Po prostu źródłem jednego z pierwszych dostrzeżonych przez europejskich myślicieli ograniczeń ludzkiej wolności był kościół zinstytucjonalizowany i religia, więc tam właśnie rozpoczęła się krucjata intelektualistów o wyzwolenie.
Krucjaty o ludzką wolność
A przecież krucjata o wolność religijną była tylko jedną z wielu wojen, które bojownicy o ludzką wolność toczyli w europejskim uniwersum. Kolejne odsłony walk z tyranami i tyraniami najróżniejszej maści odbywały się adekwatnie nieustannie i samo zwycięstwo liberalnych wartości czy demokratycznych rozwiązań ustrojowych nie stały się kresem nieustannej wojny w obronie wolności i autonomii jednostki. Świat, w którym żyjemy jest niezwykle skomplikowany i nie zawsze tyrani wprost odsłaniają się ze swoimi antywolnościowymi skłonnościami. John Stuart Mill w eseju O wolności przypomina przypadek Sokratesa: „Mamy wszelkie powody do sądzenia, iż trybunał uczciwie uznał go za winnego i skazał na śmierć jako zbrodniarza człowieka, który prawdopodobnie zasłużył się ludzkości więcej niż ktokolwiek z jego współczesnych” [3]. Tak jak nie zawsze jesteśmy w stanie dostrzec mądrość i ponadczasowość pewnych idei, tak też nie zawsze jesteśmy w stanie dopatrzyć się zagrożeń dla wolności tam, gdzie one w istocie istnieją. W różnych epokach zagrożenia te mogą uzyskiwać inną twarz i różny wymiar, natomiast nasza percepcja niejednokrotnie ogranicza się wyłącznie do naszych historycznych doświadczeń. Obrońcy wolności zawsze muszą mieć na uwadze fakt, iż ci, którzy wolności zagrażają, zawsze są wśród nas i w każdej epoce poszukiwać będą nowych narzędzi, aby naszą wolność okiełznać.
Co ważne, zagrożenia dla wolności płynąć mogą również z ośrodków, które dotychczas zasłużyły się w trosce i obronie wolności. Zmienność otaczającej nas rzeczywistości musi sprawiać, iż prawdziwi obrońcy wolności pozostawać będą w stanie wzmożonej czujności i gotowości, iż ich walka w każdym momencie może przyjąć formę namacalną, fizyczną i realną. Atak na wolność dokonać się może tam, gdzie zupełnie byśmy się go nie spodziewali. Dobrze to rozumiał John Locke, który w Dwóch traktatach o rządzie przestrzega, iż „nie należy zakładać, iż wolą społeczeństwa jest, by legislatywa posiadała władzę niszczenia tego, co każdy zamierza ochronić, przystępując do społeczeństwa i dla ochrony czego lud uznaje swą podległość wobec prawodawców, których sam powołuje. Kiedy więc ci prawodawcy usiłują niszczyć własność ludu, pozbawić go jej albo lud ten zamienić w niewolników podlegających arbitralnej władzy, sami wstępują w stan wojny z nim” [4]. Pamiętać więc należy, iż niegdysiejsi obrońcy wolności mogą się z czasem stać jej wrogami, a ci, którzy oswobadzali, mogą stać się kiedyś handlarzami niewolników. W trosce o wolność i autonomię jednostki nie wolno zatem poprzestawać na lekturze dawnych opowieści czy wyobrażeniach z przeszłości. Krajobraz walki o wolność aktualizuje się nieustannie, a ci, którzy finalnie okażą się jej sojusznikami, czasami mogą nas zaskakiwać swoimi wyborami.
Cała historia nowożytnej Europy – a od pewnego momentu również Ameryki – to dzieje krucjat o ludzką wolność. Liberalizm – jak się okazuje – choćby w czasach pokoju i spokoju, jest liberalizmem potencjalnie walczącym. Kiedy wolność triumfuje, liberałowie cieszą się nią, kosztują ją, dzielą się nią z innymi, jednakże właśnie w epoce triumfu zachować muszą szczególną wrażliwość na uderzające znienacka i wdzierające się podstępem zagrożenia. John Rawls w Teorii sprawiedliwości przestrzegał, iż przecież „tym, co naprawdę powoduje ludźmi, są rozmaite interesy, pragnienie władzy, prestiżu, bogactwa i tym podobne. Chociaż umieją pomysłowo produkować argumenty moralne na poparcie swoich roszczeń, ich opinie zmieniają się wraz z sytuacjami i nie składają się na spójną koncepcję sprawiedliwości. W każdym danym czasie ich poglądy są raczej tworami okazjonalnymi, obliczonymi na wsparcie określonych interesów” [5]. Źródłem zagrożeń wolności będą więc zawsze przede wszystkim ludzkie indywidualne dążenia i pragnienia, pożądania i interesy wszystkich tych, którzy uznają, iż zrealizować je można w sposób łatwiejszy poprzez ograniczenie czyjejś wolności czy wręcz poprzez ograniczenie wolności wielu. Paradoksalnie więc to wolny człowiek stanowi zwykle przyczynę nowej krucjaty przeciwko wolności – to wolny człowiek zwykle przyjmuje rolę wroga wolności.
Kłopotliwe ścieżki do szczęścia
Nie chodzi o to, aby każdego człowieka uznawać z założenia za potencjalnego wroga wolności (choć de facto potencjalnie tak przecież może być). Nie chodzi również o to, aby w swojej ludzkiej wędrówce liberał poszukiwał tylko swoich mniej czy bardziej realnych wrogów. Obrońca wolności musi być jednak świadomy, iż optymizm antropologiczny to albo twór teoretyczno-konceptualny, albo obrazuje wyłącznie naturę wyobrażonego człowieka żyjącego w idealnym ustroju. W rzeczywistości zaś człowiekiem targają namiętności, pożądania i pragnienia, nad którymi rozum nie zawsze jest w stanie skutecznie zapanować. Każdy człowiek sam również definiuje swoją własną drogę do szczęścia, a przecież nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jakie skutki – zarówno dla danego człowieka, jak i dla otaczających go ludzi – będzie miało to indywidualne dążenie. Przede wszystkim zaś – zgodnie z tym, co pisał John Gray w Dwóch twarzach liberalizmu – „żaden system liberalny nie ucieleśnia jednej tylko koncepcji dobra. Wszystkie są wyrazem lokalnych ugód między roszczeniami konkurencyjnych ideałów. Swobody, które każdy system liberalny chroni, stanowią części owej ugody. Żaden system, jakkolwiek byłby liberalny, nie jest w stanie w pełni zrealizować wymagań wszystkich istotnych swobód” [6]. Realizacja pewnych określonych swobód oraz wybór konkretnej ścieżki dążenia do szczęścia mogą w efekcie przynieść zagrożenia dla współplemieńców oraz całego otoczenia społecznego. Ten mechanizm potencjalnego immanentnego zagrożenia jest wpisany w modele ustrojowe oparte na ochronie wolności człowieka, gdyż one zakładają równoprawność odmiennych koncepcji szczęścia. Trudno wyobrazić sobie wykluczenie innych koncepcji dążenia do szczęścia niż te, które w sposób jawny i bezdyskusyjny prowadzą do ataku na wolność.
Liberalizm staje więc przed kolejnymi, nieustannymi problemami – musi walczyć z kolejnymi, nieustannymi zagrożeniami dla wolności! Nie może nigdy uwierzyć, iż uda mu się kiedyś zmienić ten stan rzeczy i zbudować społeczeństwo, które w sposób doskonały wolność będzie chronić i zabezpieczać. Takie roszczenia mieli twórcy utopijnych koncepcji ustrojowych, których ani ich twórcom, ani ich potomnym nie udało się wprowadzać w życie. Isaiah Berlin w eseju O dążeniu do ideału przypomina, iż „możemy wybawić ludzi od głodu, nędzy czy niesprawiedliwości, możemy ich oswobodzić z niewoli lub więzienia i czynić dobro – wszyscy ludzie mają elementarne wyczucie dobra i zła, niezależnie od tego, do jakiej kultury należą; studia nad społeczeństwem wykazują jednak, iż każde rozwiązanie tworzy pewną nową sytuację, która rodzi nowe potrzeby i problemy, nowe wymagania” [7]. Żadne zwycięstwo nad wrogami wolności nie jest nigdy zwycięstwem raz na zawsze! Żadne zwycięstwo nad wrogami wolności nie kończy nigdy naszej ciągłej wojny czy też nie zatrzymuje stałego dążenia do zabezpieczenia wolności i naszej indywidualnej autonomii. Kolejne pokolenia stają przed nowymi problemami i zagrożeniami, a czasami wręcz borykają się z bolączkami ich dziadów i pradziadów, o których ich rodzice zdołali już zapomnieć.
Ciągła walka o wolność domaga się zatem nie tylko czujności i uważności, ale również pamięci – to pamięć o przeszłości i dawnych wojnach pozwala strażnikom wolności sięgać do przeszłych zwycięstw niczym do podręcznika prowadzenia wolnościowej krucjaty. Historia staje się zatem nie tylko nauczycielką życia, ale przewodniczką po dawnych zwycięstwach i porażkach. Przede wszystkim jednak liberałowie muszą ciągle przekonywać o tym, iż ich walka jest ważna oraz jaki jest jej finalny cel. Mark Lilla w gorzkiej dla liberałów książce Koniec liberalizmu, jaki znamy przekonuje, iż współcześni liberałowie „stracili gotowość do myślenia o dobru wspólnym i praktycznych sposobach jego osiągania – a zwłaszcza do trudnego i niewdzięcznego zadania polegającego na przekonywaniu ludzi bardzo od nich odmiennych do włączenia się we wspólne wysiłki” [8]. Zadaniem współczesnych liberałów jest nieustanne pokazywanie ludziom, jakie znaczenie odgrywa toczona przez nich krucjata w walce o ochronę wolności. Któż inny, jeżeli nie właśnie liberałowie, powinien obnażać przejawy wszelkich zagrożeń dla wolności, z jakimi spotykamy się we współczesnym świecie?! Liberałowie muszą jednak robić to przede wszystkim w sposób zdecydowany i bezkompromisowy, a to oznacza, iż zagrożenia te muszą prezentować w każdym obszarze, w którym się one dziś wyłaniają – także w tych, które dotychczas były przez nich twardo bronione, jak chociażby wolny rynek i kapitalizm, wolność konkurencji i wolność słowa w sieci, globalizacja, swoboda umów, ograniczony rząd itp.
Humanistyczna odpowiedź
Jak już bowiem wspomniano, pewne zagrożenia dla wolności mogą się rodzić także tam, gdzie jak dotychczas, zupełnie się ich nie spodziewaliśmy. Wreszcie zmiany otaczającej nas rzeczywistości społecznej, politycznej, gospodarczej i międzynarodowej muszą przeorganizowywać nasz sposób myślenia o obronie wolności współczesnego człowieka także przed nowymi – również nieoczywistymi – zagrożeniami. Niekoniecznie chodzi o to, aby bezdyskusyjne zgadzać się z mocnymi tezami Iwana Krastewa, który w książce Nadeszło jutro. Jak pandemia zmieniła Europę wieszczy „koniec liberalnego świata zrodzonego ze zburzonego muru berlińskiego, świata globalnej ekspansji demokracji i kapitalizmu, kształtowanego przez wolę i moc Ameryki wraz z jej europejskimi sojusznikami” [9]. jeżeli jednak przyjąć tak mocno postawiony wniosek, wówczas również istnieje szansa, iż w odpowiedni sposób liberałowie przekształcą swoją strategię obrony wolności i obiorą ścieżkę bardziej ostrożną i – jeżeli będzie to potrzebne – bardziej ofensywną. W tak zasadniczo zmienionej rzeczywistości społeczno-politycznej i międzynarodowej nie powinno wśród obrońców wolności być już miejsca na spory wokół tego, jakiego liberalizmu chcemy czy też o jaki liberalizm walczymy. Nadchodzi era, w której wszyscy prawdziwi obrońcy wolności muszą stanąć ramię w ramię i podjąć wspólną walkę z tymi, którzy we współczesnym świecie wolności zagrażają.
Nie pytajmy zatem, jakiego liberalizmu chcemy: socjalnego czy ekonomicznego, monetarystycznego czy keynesistowskiego, arystokratycznego czy demokratycznego! Nie pytajmy również, czy w pierwszej kolejności bronimy wolności pozytywnej czy negatywnej, ekonomicznej czy cywilnej, politycznej czy tożsamościowej! Przyjmijmy, iż wspólnym mianownikiem wszystkich dotychczasowych hipostaz liberalizmu jest i zawsze powinien pozostać liberalizm humanistyczny! Liberalizm humanistyczny, który po prostu w centrum swojego zainteresowania stawia człowieka, który dąży do tego, aby jednostce ludzkiej zabezpieczyć jak najszerszy katalog wolności, a jednocześnie ochronić ją przed wszelkimi formami zewnętrznej ingerencji, które nie są konieczne dla zapewnienia egzystencji innym jednostkom. Taki liberalizm humanistyczny powinien być wkomponowany w dążenie do zbudowania społeczeństwa, które „pozwala jednostce decydować o najważniejszych celach jej życia i które żyje dzięki ruchowi, w jaki wprawia je każdy z jego członków” [10]. Dla liberalizmu humanistycznego każdy człowiek jest celem godnym ochrony, a wolność stanowi wyznacznik dążeń tych wszystkich, którzy przyjmują sztandar liberalizmu humanistycznego na swoje barki.
Liberalizm humanistyczny nie ma za zadanie stworzyć precyzyjnych wskazówek dotyczących modelu ustrojowego i systemu politycznego – kluczowym będzie dla niego to, czy każda jednostka ludzka może w sposób równy i skuteczny partycypować w tym systemie. Liberalizm humanistyczny może co najwyżej zdefiniować podstawowe zasady i wartości, które w takim państwie i jego modelu ustrojowym będą w sposób skuteczny zabezpieczane. Liberalizm humanistyczny wreszcie nie może w sposób ślepy i bezrefleksyjny przyjmować konkretnego modelu ustroju gospodarczego, ale raczej wskazywać, w jaki sposób – poprzez ustrój ekonomiczny – możliwe będzie zabezpieczanie wolności jednostek i chronienie ich przed nieuprawnioną ingerencją podmiotów życia gospodarczego. Takie rozwiązania liberalizm humanistyczny traktować będzie wyłącznie jako przypadłościowe, a nie w sposób konieczny i nienaruszalny wpisane w jego doktrynę czy programowy kontusz. Przede wszystkim jednak liberalizm humanistyczny ma świadomość zmian zachodzących nieustannie w otaczającej nas rzeczywistości i stara się zawsze wypracować rozwiązania w sposób maksymalny chroniące ludzką wolność przed kolejnymi – mniejszymi i większymi – tyranami. Tak rozumiany liberalizm humanistyczny wyrasta z przekonania – zaczerpniętego od Locke’a, Smitha czy Milla – iż „można pogodzić społeczną harmonię i postęp z wydzieleniem szerokiej sfery dla życia prywatnego, której ani państwu, ani żadnej innej władzy nie wolno naruszyć” [11]. Przy czym instytucjonalne ramy tego harmonijnego społeczeństwa oraz narzędzia budowania postępu mogą być różne, jednak nigdy nie mogą uderzać w wolność jednostki.
[1] E. Fromm, Ucieczka od wolności, przeł. O. i A. Ziemilscy, Czytelnik, Warszawa 2011, s. 42.
[2] A. de Tocqueville, Dawne rządy a rewolucja, przeł. W. M. Kozłowski, Vis-à-vis, Kraków 2019, s. 14.
[3] J. S. Mill, O wolności, przeł. A. Kurlandzka, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2012, s. 120.
[4] J. Locke, Dwa traktaty o rządzie, przeł. Z. Rau, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1992, s. 320.
[5] J. Rawls, Teoria sprawiedliwości, przeł. M. Panufnik, J. Pasek i A. Romaniuk, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2009, s. 553.
[6] J. Gray, Dwie twarze liberalizmu, przeł. P. Rymarczyk, Aletheia, Warszawa 2001, s. 117.
[7] I. Berlin, O dążeniu do ideału, przeł. M. Tański, [w:] tegoż, Pokrzywione drzewo człowieczeństwa, Prószyński i S-ka, Warszawa 2004, s. 13.
[8] M. Lilla, Koniec liberalizmu, jaki znamy. Requiem dla polityki tożsamości, przeł. Ł. Pawłowski, Biblioteka Kultury Liberalnej, Warszawa 2018, s. 24.
[9] I. Krastew, Nadeszło jutro. Jak pandemia zmieniła Europę, przeł. M. Sutowski, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2020, s. 19.
[10] J. M. Guéhenno, Przyszłość wolności. Demokracja w globalizacji, przeł. B. Janicka, Społeczny Instytut Wydawniczy Znak – Fundacja im. Stefana Batorego, Warszawa 1999, s. 116.
[11] I. Berlin, Cztery eseje o wolności, przeł. D. Grinberg, D. Lachowska i J. Łoziński, Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 191.