Tomasz Lis: What's on a Pole's mind?

natemat.pl 15 hours ago
Wybory kojarzą się wielu ludziom z urną wyborczą. Inna sprawa, iż czasem wyborcy podejmują decyzje powodujące, iż w urnie, i to wcale nie wyborczej, ląduje zdrowy rozsądek. Święto demokracji staje się wtedy pogrzebem rozumu.


Mnie wybory, w takim samym stopniu co z urną, kojarzą się z lustrem. Dla społeczeństw i narodów są bowiem dobrą okazją, by przyjrzeć się sobie samym i odpowiedzieć na pytania – kim naprawdę jesteśmy, jacy jesteśmy i co nam w duszy gra.

W efekcie dostajemy coś na kształt wielkiego narodowego tableau, zbiorowej fotografii. 45 lat temu ogromne kolejki ustawiały się przed Muzeum Narodowym w Krakowie, by obejrzeć głośną wtedy, a słynną do dziś, wystawę Polaków portret własny. Czas był po temu doskonały. Trwało właśnie narodowe przebudzenie.

Rok wcześniej kardynał z Krakowa został papieżem, kilka miesięcy wcześniej, już jako papież, odwiedził Polskę, witany przez naród euforycznie. 2,5 kilometra od budynku muzeum, na krakowskich Błoniach, na spotkanie z nim przyszły prawie 3 miliony ludzi. Papież był niekoronowanym królem Polski, a nikt nie wiedział, iż już niedługo jego rzucone na spotkaniu z wiernymi w Warszawie wezwanie: "Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi", wyda nadspodziewanie szybkie owoce.

Kilka miesięcy po wystawie naród wybudził się z gierkowskiego letargu i miał już nie tylko króla, ale i nowego narodowego przywódcę – wąsatego robotnika z Gdańska, który w krótkim czasie z bezkształtnej społecznej masy uformował chyba największy ruch społeczny w historii, a w historii komunizmu na pewno.

Tamta krakowska wystawa miała znaczenie symboliczne i formacyjne, bo ówczesna Polska wolnych wyborów nie miała od pół wieku i naród nie miał lustra, w którym mógłby się cyklicznie przeglądać.

Dekadę później takie lustro sam sobie zafundował i już ponad trzy dekady się w nim przegląda. To, co w nim widzi, czasem może powodować smutek i zażenowanie, czasem, choćby po latach, satysfakcję i radosny sentyment. Narody, jak ludzie, mają w życiu chwile lepsze i gorsze. Czasem wiatr historii powoduje, iż szczególnie wysoko fruwają śmieci.

Czasem, gdy wieje wiatr historii – jak u Gałczyńskiego – "ludziom jak pięknym ptakom rosną skrzydła, a trzęsą się portki pętakom". Mają narody chwile hańby i chwile chwały. Dekadę temu naród wybrał ludzi nieciekawych. Półtora roku temu uznał szczęśliwie, iż basta – można się mylić raz, dwa, ale nie trzy.

Kampania wyborcza jest, z grubsza rzecz biorąc, próbą odczytania nastrojów i gustów narodu, wyczucia i odgadnięcia, jakiej melodii i jakich słów ludzie pragną oraz zagrania i zaśpiewania czegoś, co będzie hitem sezonu. Polityka miewa moc kreowania nastrojów, oczekiwań i pragnień, ale w wydaniu wyborczym, czyli w trybie ekspresowym, częściej je odczytuje, niż kształtuje.

I warto mieć tu intuicję, nosa oraz dobry polityczny słuch. Źle odczytasz oczekiwania – przegrywasz. Problem w tym, iż to, czy trafiłeś, okazuje się po fakcie, w dniu wyborów, gdy piosenka już wybrzmiała. Z założenia więc trzeba trochę grać w ciemno.

W punkcie wyjścia najważniejsze jest wyczucie, czy w danym sezonie bardziej skuteczna będzie gra na białych czy czarnych klawiszach naszej duszy – odwoływanie się do nadziei, marzeń, pragnień i aspiracji, czy do lęków, obaw, fobii i urazów. Czy lepiej grać "na tak" czy "na nie".

Ta metafora może i literacko, i publicystycznie jest efektowna, ale w sensie literalnym, muzycznym, sensu wielkiego nie ma. Pianista musi oczywiście grać i na jednych, i drugich – białych potrzebuje, by grać dźwięki gamy C-dur, a czarnych do krzyżyków i bemoli.

Skoro tak, to i do polityki, jak do gry na fortepianie, trzeba umiejętnej kombinacji, wykorzystania obu rodzajów klawiszy, a do tego pogłębiania lub wyciszania dźwięków jednym z dwóch lub trzech pedałów. Dobry polityk musi mieć coś z artysty – umiejętność czytania nut, wirtuozerską sprawność oraz dar improwizacji. Oczywiście, jeżeli chce być Blechaczem polityki, a nie jednym z niezliczonych wyrobników, którzy raczej uderzają w klawisze i fałszywe tony, niż grają pięknie i majestatycznie.

Za nami prawie trzy miesiące kampanii. Na razie Rafałem Blechaczem tej kampanii zdaje się być Rafał Trzaskowski. Ale w tej kampanii coraz mocniej wybrzmiewają tony i akordy ksenofobiczne, rasistowskie i antyukraińskie, unisono podrzucane przez kandydatów Nawrockiego i Mentzena.

Czy grając na tę melodię, da się w Polsce zostać prezydentem? Oby nie. Ostatni przykład amerykański nakazuje jednak ostrożność. Niemiecki z kolei daje powody do pewnego optymizmu. Oby w tych wyborach Polska była – przepraszam zagorzałych germanofobów – bardziej, jak współczesne Niemcy niż współczesna Ameryka. Niech swoich fanów ma też, ok, kocia muzyka nacjonalizmu i ksenofobii, ale większości niech się spodobają tony wspólnotowe, muzyka tolerancji, empatii i wzajemnego szacunku.

Na to liczę, patrząc na wyborczą przyszłość jednak z optymizmem – z ostrożnością, ale w sumie bez strachu. Klimat mamy jednak bardziej z roku 2023 niż 2015, a limit głupot na to stulecie chyba już wyczerpaliśmy.

Read Entire Article