Tomasz Lis: Strach przed niedźwiedziem

natemat.pl 5 hours ago
Dawno, dawno temu, lat ponad 20 wstecz, gdy byłem dyrektorem programowym telewizji Polsat, daliśmy na jej antenę amerykański program Fear Factor, czyli czynnik strachu. Choć były rzeczy, których w Polsacie, mimo zajmowanego stanowiska, oglądać nie byłem w stanie, to akurat Fear Factor oglądałem chętnie, w piątkowe wieczory zwykle z córkami, które program też lubiły.



Format był banalnie prosty. Uczestnicy musieli mierzyć się z rzeczami, które budziły strach lub obrzydzenie (np. jedzenie robaków) i regularnie pokonywać barierę strachu.

Pułap tej bariery niezmiennie mnie intrygował. Może dlatego, iż ze strachu jestem słaby, a wg lekarzy i znajomych próg strachu mam niebezpiecznie dla siebie samego wysoki, czyli nie boję się choćby wtedy, gdy dla swojego dobra bać się powinienem.

Generalnie była mi bliska formuła prezydenta Roosevelta, który powiedział kiedyś, iż "Nie mamy się czego bać poza strachem". Ja też najbardziej boję się strachu. Ale nie tylko – poza strachem bardzo boję się niepewności, czy zbyt radykalnej zmiany.

Tomasz Lis: Właśnie zacząłem odczuwać strach


Z całą szczerością muszę więc przyznać, iż właśnie zacząłem odczuwać, jeżeli nie strach, to głęboki niepokój. Bezpieczna Polska była od ćwierć wieku szalenie istotnym elementem mojego psychicznego dobrostanu, a właśnie zaczynam mieć bardzo głębokie poczucie, iż Polska bezpieczna być przestaje. Nasz główny sojusznik całkiem ostentacyjnie demonstruje, iż jego prawdziwym sojusznikiem nie są sojusznicy dotychczasowi, ale nasz największy wróg.

NATO niemal z dnia na dzień staje się fikcją, nasze gwarancje bezpieczeństwa zdają się tyle warte, co te z sierpnia 39 roku, a słynny art. 5 traktatu NATO może jeszcze obowiązywać, a może już nie. jeżeli NATO staje się fikcją, to znaczy, iż car Rosji Putin w praktyce ma otwarte wrota do Europy, czyli do Polski tym bardziej.

Jeśli ktoś z tego powodu nie odczuwa w Polsce niepokoju, to albo jest głupcem, albo ślepcem, albo zdrajcą.

W ostatnich 300 latach ruskich wojsk nie było w Warszawie tylko przez 50 lat, 20 lat międzywojnia i 30 ostatnich. Obecność Rosjan była tu więc przez stulecia raczej normą niż wyjątkiem. I przyznaję, iż z trwogą myślę o tym, iż norma może ożyć, a wyjątek okazać się chwilowym kaprysem historii.

Byłem i jestem wielkim miłośnikiem rosyjskiej kultury. Literatura to dla mnie Dostojewski, Tołstoj i Czechow, a muzyka to Czajkowski, Rachmaninow i Prokofiew. choćby ekscesy i brewerie Władimira Władimirowicza Putina, a choćby jego zbrodnie, zmienić tego nie dały rady, ale dziwnym zbiegiem okoliczności dla ruskiej imperialnej mentalności, ruskiego chamstwa i ruskiej brutalności zamiłowania nie poczułem nigdy. Kocham Petersburg, a lubię choćby Moskwę, ale w tej ostatniej, szczególnie w okolicach Kremla i położonej niedaleko od niej Łubianki, mam dojmujące poczucie, iż od Polski to niby niedaleko, ale to już inna cywilizacja i inny świat. Co tu dużo gadać – Azja.

Lis: A gdyby ruscy tu naprawdę weszli?


Polacy tej ruskiej Azji generalnie nie lubią, ale nigdy nie brakowało w Polsce takich, którzy do tej Rosji byli się w stanie przytulić, jeżeli tylko dawała im w Polsce władzę, wpływy i pieniądze. Czy byli to targowiczanie czy bolszewicy, jest w zasadzie obojętne, tak jak obojętne jest, czy przyjaciele Moskwy byli z KPP, PZPR, czy są z Konfederacji, czy z PiS.

To ostatnie nie jest insynuacją, ani choćby złośliwością. Ja po prostu słyszę, co ci ludzie mówią i piszą. Gdyby tylko mieli poczucie, iż Putin da im władzę albo pozwoli do niej wrócić, to chwili by się nie zastanawiali. Strach odczuwam ja słabo, za to smród czuję doskonale, a jak już wali ruskimi onucami, to szczególnie.

Pytanie jednak, czy jest się czego bać. Otóż nie trzeba jechać do Buczy czy Irpienia, by wiedzieć, iż jest. Wystarczy do tego codziennie włączyć telewizor albo porozmawiać z kasjerką z Żabki. Ofiar ruskiej azjatyckości i źródeł dobrych informacji mamy w Polsce pod dostatkiem, jak nigdy.

Oczywiście, ze strachem można żyć, do strachu można się przyzwyczaić. Żyć ze strachem można się nauczyć. Czasem trzeba. Nasi przodkowie wiedzieli o tym doskonale. Tacy Izraelczycy o własne państwo i własne życie, muszą się bać nieustannie i drżeć o nie nieustannie. I jakoś dają radę.

No dobra, a gdyby ruscy tu naprawdę weszli, to co wtedy? Jak to co? To, co zawsze. Będziemy się bić, bo jak inaczej? Lepiej się bić niż się bać, a bić się trzeba, choćby się bojąc, a może szczególnie wtedy. Ja do dość wygodnego życia w dość bezpiecznym kraju bardzo się przyzwyczaiłem. Może za bardzo. Ale jak los każe nam ten miły komfort porzucić, to to masowo zrobimy, tym bardziej iż nie będziemy mieli innego wyjścia. Bo strach się bić, ale jeszcze bardziej strach się bać.

Read Entire Article