Tomasz Lis: Biceps of weaklings

natemat.pl 1 day ago
Zawsze lubiłem silnych ludzi. A dokładniej zawsze imponowała mi siła. Ale też zawsze moją pogardę i odrazę budziła słabość upozorowana na siłę, czyli dokładnie to, co w Polsce prezentuje niejaki Nawrocki, a w Ameryce niejaki Trump, dwaj słabeusze udający siłaczy.


Pierwszym filmem w życiu, jaki pamiętam, było "Tylko dla orłów". W rolach głównych Richard Burton i Clint Eastwood, grający, żołnierzy, odpowiednio, brytyjskiego i amerykańskiego wywiadu. Podjęli się niemal niemożliwego i wykonali zadanie.

W sporcie też lubiłem twardzieli, takich jak nasi lekkoatleci Kozakiewicz i Malinowski, koszykarz Jordan i tenisista Djokovic. Djokovic specjalnie zaimponował mi, gdy odmówił zaszczepienia się, choć groziło mu za to wykluczenie z Australian Open, gdzie jak zawsze był faworytem. Nie szło mi o żadne szczepionki. W tej kwestii miałem zdanie zupełnie inne. Imponowała mi gotowość pójścia na wojnę z całym światem, by nie dać sobie narzucić reguł, których się nie akceptuje. Djokovica wyrzucono z turnieju i z Australii, ale postawił na swoim.

W Polsce ideałem sportowca-twardziela była dla mnie zawsze Justyna Kowalczyk, zawsze gotowa przekraczać granice wytrzymałości i choćby monstrualnego bólu, by osiągnąć wymarzony cel. Warto o niej wspomnieć także dlatego, by podkreślić, iż prawdziwa siła nie ma płci, o czym przekonały mnie postaci z historii i z życia, także z najbliższego otoczenia.

Silnymi politykami były Margaret Thatcher i Golda Meir. Ich płeć była w kwestii siły doskonale nieistotna. Kobiety generalnie wydają mi się zresztą silniejsze niż mężczyźni, choć czasem swoim mężczyznom robią podarunek w formie pozorów własnej bezsiły, co pozwala im pielęgnować iluzję o własnej sile. Siła kobiet ma też oczywiście złe strony. Jak wiadomo, to one są na przykład roznosicielami grypy, nie ma bowiem ludzkiej siły, by przeziębiony facet wstał z łóżka, a tym bardziej wyszedł z domu. On po prostu, to norma, umiera.

Podkreślić należy, iż piszę tu wyłącznie o sile prawdziwej, która pozwala walczyć z przeciwnościami losu, stawiać opór silniejszym i próbować niemożliwego. Zastraszanie słabszych i rozstawianie po kątach bezsilnych, to żadna siła, to godna oprycha i gangusa bandyterka.

Oczywiście, by rzecz skomplikować, ci sami ludzie występują czasem w diametralnie odmiennych rolach. Piłsudski walczący z zaborcami, to była siła i honor. Piłsudski depczący opozycję i jej prawa, to już była słabizna i zwykły zamordyzm.

Żyjemy niestety w świecie fałszów i pozorów. Wizerunek jest ważniejszy niż prawda, lajki i followersi są ważniejsi niż realia, make up jest ważniejszy niż twarz. Nawrocki i Trump to dwa doskonałe tego przykłady. Nawrockiemu nikt niestety nie powiedział, iż znajomość z trójmiejskimi gangusami i załatwianie im panienek, nie jest dowodem siły. Jest wyłącznie dowodem na to, iż jest się kumplem gangusów i alfonsem.

Jemu gangusy jednak imponują, to jego świat, stąd rzucane pod adresem Trzaskowskiego dresiarsko-kibolskie wezwania, typu "idę po ciebie" albo "zostań wreszcie mężczyzną". Rzekomy ekspert od męskości testował ją jedynie na "statku miłości". Gdy jednak trzeba było zejść z pokładu i wejść na ring wyborczej debaty, podobno z zamiłowania bokser zastosował serię uników i sztuczek sekundantów, by z ringu uciec. Niestety, kolego Nawrocki, tych jaj w Żabce się nie kupi, choć szeroki asortyment naszych Żabek budzi mój coraz większy podziw.

Jaki kraj, taki alfons


Trump działał na nieskończenie większą skalę niż bandziorek Nawrocki. Do tego jest prezydentem USA, a nie ćwokiem aspirującym do prezydentury w Polsce. Towarzystwo gangsterów i złoczyńców też mu oczywiście imponuje. Podczas jednak, gdy Nawrocki lubił się zadawać z Wielkim Bu, Olem i Śledziu, Trump wolał Epsteina. Jaki kraj, taki Manhattan.

Trump to błazen, który podobnie jak Nawrocki pozuje na silnego człowieka. Stąd te knajackie teksty o przywódcach innych krajów, którzy całują go w tyłek (nawet wyobrażenie sobie tego budzi obrzydzenie). Trump jest oczywiście silny, gdy można zastraszać biednych nielegalnych imigrantów, miłych Kanadyjczyków, spolegliwych Duńczyków i walczących o życie Ukraińców.

Gdy jednak na horyzoncie pojawia się taki Putin, napięte bicepsy Trumpa wiotczeją, klata opada, a język przemocowca zamienia się w język leszcza, słabeusza, cieniasa i przegrywa. Trump zaś staje się trampkiem. Nie wiem, co jeszcze wiotczeje Trumpowi, ale choćby gdy mówi o Putinie, widać w nim pełną gotowość politycznego i erotycznego zaspokojenia rosyjskiego dyktatora. Rzekoma siła Trumpa topnieje jak, nomen omen, lód.

Nawrocki to zwykła fujara, Trump to wielki przegryw, który udaje niezwyciężonego imperatora. Obaj to raczej przygłupie, strasznie zakompleksione bęcwały z niewielkimi móżdżkami i niskim IQ. Nie ma się czego bać. Jest się z czego śmiać.

W 1978 roku Vaclav Havel napisał słynny esej "Siła bezsilnych", wskazujący na wielką potencjalną siłę pozornie bezradnych ludzi gotowych zdobyć się na zajęcie klarownego moralnego stanowiska i wspierający tę klarowność, bezkompromisowy, symboliczny gest. To nie był esej o Nawrockim i Trumpie, ani esej adresowany do Nawrockich i Trumpów tego świata. Abstrahując od tego, iż żaden z nich żadnych esejów pewnie nie czytał, a wątpliwe nawet, czy któryś z nich wie, kim był Havel.

Esej o Nawrockim i Trumpie powinien nosić tytuł: "Pozory siły bezsilnych słabeuszy". Havel dałby temu oczywiście lepszy tytuł. Może "Pozory mocy". Havla zresztą nie ma i niczego już nie napisze. Esej o sobie piszą sami Trump i Nawrocki. Mierne to dziełko. Do historii eseistyki nie wejdzie, choć oni obaj do historii polityki może i tak, jako symbol marności naszych czasów i naszej, współczesnej polityki.

Jedni mieli Mandelę i Havla, inni mają maskaradę i Muska.

Read Entire Article