Ze wszech miar prawdziwego porzekadła głoszącego, iż „nie ma żadnych darmowych obiadów”, nie należy interpretować wyłącznie jako zwięzłego przedstawienia prawdy, iż w świecie panuje nieusuwalna rzadkość dóbr, w związku z czym za wszelkie „darmowe” dobra musi płacić – dobrowolnie bądź mimowolnie – ktoś inny niż ich bezpośredni beneficjent.
Porzekadło to ma w istocie znacznie szersze zastosowanie, ilustrując choćby fakt, iż rozmaite „pozytywne efekty zewnętrzne” związane z ogólnym rozwojem gospodarczym również nie są bezpłatnymi korzyściami. jeżeli np. w wyniku rozwoju gospodarczego powszechnie dostępnym dobrem staje się wyższe wykształcenie, to absolutnie nie należy tego traktować jako zaistnienia darmowego akcesu do jakiejkolwiek społecznej elity. Wręcz przeciwnie, należy raczej przyjąć, iż powszechna dostępność wyższego wykształcenia wiąże się nierozerwalnie z jego dewaluacją (a czasem wręcz antywaluacją, jak ma to miejsce w przypadku tzw. woke’ismu), co oznacza, iż chęć wyróżnienia się na rynku kompetencji wymaga wówczas dodatkowych, osobiście sprofilowanych wysiłków.
Podobnie, powszechnego dostępu do Internetu nie należy traktować jako bezpłatnego wglądu w nieprzebrane źródło „kapitału informacyjnego”. Przeciwnie, należy zachowywać tu świadomość, iż im łatwiej można sobie serwować „darmowe informacyjne obiady”, tym więcej trzeba wkładać intelektualnego i organizacyjnego wysiłku w oddzielanie trudno dostępnej pełnowartościowej intelektualnej strawy od ogłupiających pustych kalorii i trucizn.
Podsumowując, nigdy dość podkreślania, iż nigdy nie ma nic za darmo – ani na poziomie poszczególnych dóbr, ani na poziomie szerszych procesów społeczno-gospodarczych sprzyjających ogólnoludzkiej produktywności. Innymi słowy, przywołując klasyka nad klasykami, „komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą”. Każdy dar, którego odbiorca nie pomnoży wytężoną pracą i nie przekaże naprzód z naddatkiem, ostatecznie okaże się dla niego przekleństwem. jeżeli więc ktokolwiek trzyma się jeszcze bałamutnej wizji „ziemskiego raju post-rzadkości”, ten powinien uwolnić się od niej tym prędzej, im bardziej nie chce przykładać ręki do zaistnienia ziemskiego piekła, w którym panuje przede wszystkim dotkliwa rzadkość dóbr najcenniejszych: rozumu, sumienia, wolności, godności i duchowej trzeźwości.
Jakub Bożydar Wiśniewski