The White home is looking to turn the US distant from the ‘land of madness.’ This is how Donald Trump is paying off his debt to fresh voters

news.5v.pl 2 hours ago

Przez dziesięciolecia Partia Republikańska była orędownikiem wojny kulturowej, w której centrum znajdowało się chrześcijaństwo. Pod rządami prezydenta Donalda Trumpa wojna ta przybiera ostry obrót w kierunku świeckim.

Nadchodzi zakaz korekty płci u nieletnich, zakazanie osobom transpłciowym służby w wojsku, karanie za nauczanie o „krytycznej teorii rasy” i proszenie pracowników federalnych o donoszenie na menedżerów promujących różnorodność, równość i integrację. A nowe i agresywne strategie mające na celu ograniczenie dostępu do aborcji? Niekoniecznie.

Pierwsze działania Trumpa po jego powrocie do Białego Domu odzwierciedlają wiele nurtów w Partii Republikańskiej, kształtowaną przez koalicję MAGA. Obejmuje ona nie tylko ewangelikalnych protestantów i katolików, którzy od dawna tworzą społecznie konserwatywny rdzeń partii. Dołączył do niego także kontyngent niereligijnych akolitów Trumpa, przeważnie młodych mężczyzn o libertariańskich poglądach i znacznie bardziej libertyńskim podejściu do seksu niż ich chrześcijańscy koledzy, jak wynika z rozmów z kilkunastoma religijnymi i świeckimi konserwatystami społecznymi.

Ta ostatnia grupa zdecydowanie sprzeciwia się polityce, która afirmuje osoby transpłciowe i promuje różnorodność, równość i integrację, ale przyjmuje bardziej wolnościowe podejście do kwestii związanych z wojną kulturową, takich jak aborcja i małżeństwa osób tej samej płci.

Już teraz powoduje to napięcia w koalicji MAGA, a niektórzy przeciwnicy aborcji po cichu wyrażają frustrację, iż prezydent nie podjął odważniejszych działań w celu ograniczenia dostępu w pierwszych tygodniach swojej administracji. To jednak element szerszej rzeczywistości politycznej. Amerykanie są bardziej sceptyczni wobec polityki genderowej oraz wysiłków na rzecz różnorodności, równości i integracji niż wobec dostępu do aborcji.

W trakcie swojej pierwszej kadencji Trump mianował sędziów Sądu Najwyższego, którzy odegrali kluczową rolę w obaleniu wyroku Roe przeciwko Wade w 2022 r. Tym samym prezydent spełnił kluczową obietnicę z kampanii z 2016 r. i usatysfakcjonował swój ewangelikalny elektorat. Wycofał się jednak z tej kwestii podczas kampanii w 2024 r., ponieważ sondaże wykazały, iż większość Amerykanów opowiada się za pewnym poziomem dostępu do aborcji. Świadczy to także o chęci zajęcia się nowymi tematami po tym, jak konserwatyści wygrali w sprawie aborcji, ale przegrali w sprawie małżeństw osób tej samej płci.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Kwestie świeckiej wojny kulturowej — prowadzonej pod sztandarem „zdrowego rozsądku” — okazały się tymczasem kluczowe w budowaniu koalicji wyborczej Trumpa w 2024 r., pomagając przyciągnąć młodszych mężczyzn, w tym czarnoskórych i Latynosów.

— Nie opieram przekonania, iż mężczyźni nie powinni konkurować z kobietami, na żadnej biblijnej lekturze, Koranie, Talmudzie czy jakimkolwiek innym tekście religijnym — mówi Clay Travis, założyciel strony OutKick z komentarzami sportowymi, który otwarcie wypowiadał się na temat transpłciowych sportowców. — Demokraci stracili rozum. Wielu rozsądnych, umiarkowanych ludzi, takich jak ja, poczuło, iż partia nas porzuciła.

Travis należy do grupy wpływowych postaci medialnych, takich jak podcaster Joe Rogan, którzy mają znaczący wpływ na ten segment bazy wyborczej Trumpa i są bardziej zaniepokojeni kwestiami DEI (różnorodności, równości i włączenia społecznego) czy trans niż aborcją. Stanowią oni odejście od zapiętego na ostatni guzik konserwatyzmu Mike’a Pence’a, który zdominował Partię Republikańską od lat 80. i przez cały czas utrzymywał znaczącą władzę podczas pierwszej administracji Trumpa.

— To proste — tłumaczy Alex Bruesewitz, dyrektor generalny politycznej firmy konsultingowej X Strategies i doradca Trumpa, który zyskał rozgłos jako internetowy rzecznik „America First” wśród Pokolenia Z. — Kwestie takie jak ochrona sportu dziewcząt i uniemożliwianie nieletnim poddawania się operacjom zmiany płci niekoniecznie dotyczą religii. Chodzi o zdrowy rozsądek.

Republikanie chcą przywrócić „normalność”

Działania Trumpa polegają na agresywnym nacisku nie tylko na cofnięcie polityki administracji Bidena, ale także na kontynuacji programu wojen kulturowych Trumpa z pierwszej kadencji przy wykorzystaniu władzy prezydenckiej do radykalnego przekształcenia ram społecznych kraju. Kilka z tych działań pojawiło się w pierwszym dniu jego administracji, co wtajemniczeni Trumpa postrzegają jako sygnał, iż są one priorytetem i spełnieniem jego obietnic z kampanii wyborczej.

Wysoki rangą urzędnik Białego Domu, któremu udzielono anonimowości, by mógł omówić sposób myślenia członków administracji, opisuje to podejście jako próbę skorygowania kursu z „krainy szaleństwa” i przywrócenia „normalności w kulturze amerykańskiej”. Urzędnik przyznaje, iż jest to wysiłek, który przemawia do części elektoratu prezydenta, która podchodzi do tej kwestii zarówno z perspektywy opartej na wierze, jak i świeckiej.

— Mamy ewangelikalnych, konserwatywnych chrześcijan, którzy ze względu na swoje biblijne rozumowanie są bardzo szczęśliwi, iż prezydent walczy z tym transpłciowym wokizmem, indoktrynacją dzieci, nadmierną seksualizacją dzieci. Ale mamy też Amerykę głównego nurtu, w której jeszcze 5-10 lat temu nie były to kontrowersyjne rzeczy do powiedzenia — mówi urzędnik. — Mamy do czynienia z połączeniem dwóch czasami niespójnych środowisk w konserwatywnej Ameryce i głównym nurcie Ameryki, która naprawdę chce być na tej samej łodzi zdrowego rozsądku.

Mimo to niektórzy tradycyjni konserwatyści społeczni z religijnej prawicy są rozczarowani i uważają, iż w sprawie aborcji Trump realizuje tylko absolutne minimum. Obejmuje ono ograniczenie federalnego finansowania planowania rodziny w kraju i programów zdrowotnych za granicą, które omawiają aborcję lub zapewniają skierowania na zabieg. Grupy antyaborcyjne są podekscytowane wdrożeniem przez prezydenta tych dwóch programów, choć niektórzy zwracają uwagę, iż to przecież obowiązujące od dekad agendy Partii Republikańskiej, których Trump nie przywrócił aż do piątego dnia swojej prezydentury.

EPA/JIM LO SCALZO / PAP

Donald Trump przemawia do uczestników antyaborcyjnego Marszu dla Życia. Waszyngton, 19 stycznia 2018 r.

Uznają Trumpa za „najbardziej pro-life’owego” prezydenta w historii kraju, ze względu na rolę, jaką odegrał w obaleniu wyroku Roe przeciw Wade. Obawiają się jednak, iż prezydent postrzega ich sprawę jako „misję zakończoną” i teraz idzie dalej. Wzywają do odważniejszych działań, w tym zakazu recept przez internet i dostarczania pigułek aborcyjnych pocztą oraz przepisów zmuszających stany do dostarczania bardziej szczegółowych informacji na temat wszystkich aborcji w ich granicach.

— Niektórzy ludzie patrzą na to i mówią: „cóż, czy nowy konserwatyzm społeczny dotyczy tylko woke’u i DEI, a nie życia i tradycyjnych kwestii, które ożywiały konserwatystów społecznych?”. A jeżeli to prawda, jeżeli zachodzi tam zmiana, co to oznacza dla programu pro-life? A co to oznacza dla polityki publicznej pro-life w ciągu najbliższych czterech lat? — mówi Tim Chapman, prezes Advancing American Freedom, grupy założonej przez Pence’a. — Ta administracja musi znaleźć sposób, aby ich zjednoczyć i nie umieszczać jednej części koalicji na miejscu kierowcy, a drugiej na tylnym siedzeniu.

Niektórzy konserwatyści uważają za wymowne, iż pierwszym działaniem Trumpa w sprawie aborcji było ułaskawienie prawie dwóch tuzinów osób skazanych za blokowanie dostępu do klinik aborcyjnych i ich tymczasowe zamykanie. Chociaż są zadowoleni, postrzegają to również jako związane z wendetą prezydenta przeciwko Departamentowi Sprawiedliwości w takim samym lub większym stopniu niż polityka aborcyjna.

Wysoki rangą urzędnik Białego Domu twierdzi, iż administracja „uderzyła w odpowiednią strunę” w tej kwestii. — To, co naprawdę robi, to przywracanie działań, które podjął w swojej pierwszej kadencji — mówi urzędnik, dodając, iż polityka pro-life jest „nadal priorytetem administracji, ale priorytetem administracji jest również odciągnięcie kraju od skrajnie lewicowej polityki”.

Inni religijni konserwatyści, tacy jak Ralph Reed, założyciel i przewodniczący Koalicji Wiara i Wolność oraz wieloletni sojusznik Trumpa, z zadowoleniem witają nowych przybyszów. — To jest polityka dodawania. To nie jest polityka odejmowania — twierdzi Reed, dodając, iż szeregi religijnych konserwatystów również wzrosły i stały się młodsze i bardziej zróżnicowane. — To nie będzie religijna prawica z czasów twojego ojca.

Trump kontra „kultura woke”

Tymczasem lewica stara się nadrobić zaległości, gdy Trump niemal z dnia na dzień odwraca czteroletni program integracyjny Bidena. Próbuje bronić tego, co udało się w trakcie kampanii w 2024 r. – zdefiniowania polityki, która miała na celu poszerzenie praw osób LGBTQ+ i zwiększenie możliwości dla innych marginalizowanych grup poza głównym nurtem.

— Gdyby te rzeczy były naprawdę zdroworozsądkowe, nie trzeba by było wykorzystywać całej siły rządu federalnego, aby je egzekwować — komentuje Delphine Luneau, rzeczniczka Human Rights Campaign. — Jako osoba transpłciowa jestem jak najbardziej świadoma faktu, iż choćby jeżeli koniec końców prawdopodobnie zatrzymamy lub choćby uchylimy w przyszłych latach wiele z tej złej polityki, niektórym krzywda dzieje się teraz.

Trump nie zaczął atakować „ideologii woke”, dopóki jego przeciwnik w republikańskich prawyborach, gubernator Florydy Ron DeSantis, nie uczynił z tego swojej wizytówki. Przemawiając do konserwatystów z Des Moines latem 2023 r., Trump przyznał, iż nie lubi terminu „woke, ponieważ „to tylko termin, którego używają. Połowa ludzi nie potrafi go choćby zdefiniować, nie wie, co to jest”.

Teraz używa tego terminu dowolnie. W grudniu określił „kulturę woke” mianem „bzdur”, a podczas wydarzenia w Las Vegas w ubiegły weekend chwalił się, iż jego administracja „pozbyła się tego g***a”.

EPA/BIZUAYEHU TESFAYE / PAP

Prezydent Donald Trump przemawia podczas wydarzenia w Las Vegas, 25 stycznia 2025 r.

Sondaże pokazują, iż poglądy Amerykanów na temat różnorodności, równości i integracji w miejscu pracy stały się bardziej negatywne w ciągu ostatniego roku, a niewielka większość Amerykanów uważa, iż zmiana płci jest moralnie zła. Niedawny sondaż Ipsos dla „The New York Times” wykazał również, iż 79 proc. respondentów stwierdziło, iż transpłciowe sportsmenki nie powinny mieć prawa do startu w zawodach dla kobiet.

Tymczasem ograniczenia dotyczące aborcji przez cały czas są znacznie bardziej polaryzujące, a zgodnie z sondażem Gallupa tylko niewielka mniejszość — 12 proc.— uważa, iż dostęp do zabiegu powinien być nielegalny w każdych okolicznościach.

John McLaughlin, ankieter pracujący dla Trumpa, mówi, iż chociaż ludzie niekoniecznie oddawali swój głos ze względu na temat transpłciowości, to w dużej mierze zgadzali się z Trumpem w tej kwestii, co pozwoliło kampanii przedstawić Demokratów, a zwłaszcza byłą wiceprezydentkę Kamalę Harris, jako skrajnych. Jedna z najbardziej pamiętnych reklam z cyklu 2024, która była prowadzona przez kampanię Trumpa, przekonywała, iż „Kamala jest dla nich. Prezydent Trump jest dla ciebie”.

— jeżeli zapytasz, jaka jest najważniejsza kwestia, która zadecydowała o ich głosie, odpowiedzą nam, iż inflacja, bezpieczeństwo granic, przestępczość — twierdzi McLaughlin. — Kwestie transpłciowe nie pojawiły się na tej liście. Jednak kiedy zapytasz ich, czy zgadzają się, czy nie, iż istnieją tylko dwie płcie lub iż biologiczni mężczyźni powinni uprawiać sporty dziewczęce w szkołach średnich i college’ach, zdecydowanie się nie zgadzają.

Read Entire Article