Kościół katolicki powinien już 1700 lat temu postawić na demokrację liberalną i przekształcić się w niezależny od cesarskiego rządu NGO. Niestety, zabrakło mu światłych jezuickich doradców i stał się feudalną piramidą, którą dopiero dzisiaj niszczy wielki papież Franciszek. Tak zdaje się mówić ks. prof. Henryk Pietras, wydawałoby się – poważny patrolog.
„Szacun!”; „Grubo!”; „Brawo!”; „Wreszcie ktoś to powiedział!” Tak zareagowali internauci na krótki film z udziałem księdza profesora Henryka Pietrasa, uczonego jezuity i wybitnego patrologa. Jakież to godne szacunku, brawurowe i przełomowe rzeczy powiedział uczony profesor i ksiądz?
Cóż, ogłosił, że… cesarz Konstantyn Wielki, kończąc z brutalnym prześladowaniem chrześcijan w Imperium Romanum, rozpoczął zniewolenie Kościoła.
Ks. prof. Henryk Pietras SJ jest postacią doskonale znaną w Kościele katolickim w Polsce. Sam korzystałem z wielu jego prac na temat historii chrześcijańskiej teologii. Jego książki i artykuły są często zupełnie unikatowe w polskiej przestrzeni. Okazuje się jednak, iż tchnienie synodalności ma zaskakująca siłę rażenia.
Uczony brał udział w Międzynarodowej Konferencji Naukowej z okazji jubileuszu 1700-lecia zwołania Soboru Nicejskiego. Kiedy zobaczyłem ten króciutki materiał filmowy po raz pierwszy, pomyślałem, przyznaję zupełnie szczerze: no, ale ktoś sobie pojechał z idiotycznym tytułem! Rzecz nazwano bowiem: „Ks. prof. Henryk Pietras SJ: Edykt mediolański to moment zniewolenia Kościoła”.
Wysłuchawszy, uderzyłem się w pierś; zwracam honor autorowi tytułu, zachował bowiem całkowitą rzetelność.
Co mówił ks. prof. Henryk Pietras SJ?
– Uważam 313 rok, czyli ten tak zwany edykt mediolański, nie za dar wolności dla Kościoła, tylko za utratę niepodległości – stwierdził.
– Kościół po prostu przestał być niezależny. Kościół wszedł w ręce Cesarstwa. Zaraz po 313 roku cesarz Konstantyn wygłosił dekret, który zakazuje bogatym zostawania księżmi. Żaden bogaty nie może być prezbiterem ani biskupem. Dlaczego? Ponieważ cesarz chętnie daje pieniądze, jak ktoś jest grzeczny i nie zależy mu, żeby księża mieli własne pieniądze. Wręcz odwrotnie, mu to przeszkadza. On chce mieć księży dyspozycyjnych, którzy będą robić to, co on każe, a on im będzie dawać za to pieniądze. Tak mamy po dziś dzień z rządami, prezydentami i prezesami, którzy chętnie dają pieniądze tym biskupom i księżom, którzy są grzeczni i ich popierają. To jest właśnie zniewolenie Kościoła. To się zaczęło w 313 roku – kontynuował.
W dalszej części mówił jeszcze o rzekomej analfabetyzacji duchowieństwa, która miałaby być skutkiem popierania przez cesarzy głupoty wśród duchownych, przekonując, iż ten trend kontynuowany był przez wiele wieków. – W tym z wielką ochotą wielu duchownych przez całe wieki uczestniczyło i uczestniczy. Dlaczego? Za pieniądze – powiedział.
Przekonywał też, iż reforma Teodozjusza Wielkiego, który nakazał wszystkim w Imperium wyznawanie religii chrześcijańskiej, doprowadziła do fatalnych skutków, bo karierę w administracji czy wojsku zaczęli robić ludzie przyjmujący chrzest nie z powodu wiary, a ze względu na chęć zrobienia kariery. W tym kontekście ks. prof. Henryk Pietras mówił o feudalnej strukturze Kościoła i wysiłkach Franciszka, żeby poprzez synodalność ten feudalizm zniszczyć.
– Kościół dokładnie zlał się ze społeczeństwem – powiedział. – Wszystkie procesy rosnącego feudalizmu były zrośnięte z Kościołem. Kościół się zrobił instytucją feudalną, ze wszystkimi feudalnymi prawami, z zachowaniem po dzień dzisiejszy posłuszeństwa biskupowi jako panu feudalnemu. To nie jest ślubowanie żadne tam religijne, to jest ślubowanie panu feudalnemu. Tak się Kościół utworzył, jako instytucja feudalna. Udało się Duchowi Świętemu wyprowadzić świat z feudalizmu już do tej pory, ale Kościoła się nie udało. Kościół dalej pozostał feudalny i tak samo ciągnie. Próba pozbycia się feudalizmu to jest próba pozbycia się tej piramidy feudalnej. Franciszek to nazywa synodalnością. Ci, którzy lubią Kościół feudalny, brużdżą przeciwko Franciszkowi jak tylko się da, iż on niszczy podstawy Kościoła. On nie niszczy podstaw Kościoła. On burzy feudalną strukturę Kościoła – stwierdził.
Wyróżnijmy zatem kilka tez…
– edykt mediolański był początkiem zniewolenia;
– Konstantyn popierał głupotę, bo chciał poddać sobie Kościół;
– Kościół stał się instytucją feudalną i zależną od Cesarstwa;
– papież Franciszek wreszcie to zmienia po 1700 latach.
…i krótko je skomentujmy.
Edykt mediolański jako początek zniewolenia
Pierwsza teza jest tak absurdalnie niepoważna, iż należałoby ją uznać za propagandowo antyklerykalny popis jakiegoś komika, gdyby nie fakt, iż wypowiedział ją ksiądz profesor na konferencji naukowej. Co nam to mówi o kościelnych doktoratach i profesurach, pozostawię na boku. Co do meritum: dokładnie na dziesięć lat przed edyktem mediolańskim wydany został inny cesarski edykt, Dioklecjana, który rozpoczął trwające przez kilka długich lat brutalne i krwawe prześladowania chrześcijan. Zastanawiam się, co powiedzieliby na tezę ks. prof. Henryka Pietrasa chrześcijanie, którzy tuż przed śmiercią w męczarniach patrzyli na torturowanie aż do zgonu swoich własnych dzieci? Albo ci chrześcijanie, którzy patrzyli na apostazje bliźnich, obawiających się podobnego losu i stąd porzucających wiarę? Swoboda wyznawania wiary w Jezusa Chrystusa bez ryzyka poniesienia za to śmierci jako początek zniewolenia – pozostawię to już bez dalszego komentarza.
Cesarskie wsparcie głupoty księży
W jednej ze swoich książek ks. prof. Henryk Pietras opisywał reakcje cesarza Konstantyna na wystąpienie herezji ariańskiej, szeroko omawiając list, jaki władca wysłał do zwaśnionych stron. Konstantyn sugerował, iż lepiej będzie porzucić spory filozoficzne, skupiając się na zewnętrznym kulcie. Sam uczony jezuita wyjaśniał wówczas, iż Konstantyn patrzył na religię przez pryzmat ortopraksji, bo taka była rzymska religia państwowa. W swoim krótkim wystąpieniu na konferencji międzynarodowej nie bawił się już jednak w takie uszczegółowienia i odczytywania decyzji cesarskich w kontekście historycznym, ogłaszając tylko, iż cesarz chciał wspierać głupich, bo tych łatwiej kontrolować. Pewnie, to jedno z możliwych wyjaśnień decyzji zakazujących bogatym przyjmowania święceń kapłańskich. Problem w tym, iż niejedyne… Ot, taki „drobiazg” – duchowieństwo zostało przez Konstantyna zwolnione od wielu elementów służby publicznej, gdyby zatem bogaty człowiek przyjął święcenia, jego majątek nie mógłby być wykorzystywany przez państwo dla celów wspólnoty politycznej. To stanowiłoby dla wielu idealną drogę ucieczki od obowiązków. Kto by się tam jednak bawił w takie rozważania; wspieranie głupoty to przecież prostsze wyjaśnienie – prawda?
Kościół jako instytucja feudalna
Jest bezwzględnie prawdą stwierdzenie, iż Kościół przyjął cechy świata feudalnego funkcjonując w świecie feudalnym. Może powinien postąpić inaczej. Wydać, na przykład, dekret o konstytucyjnie synodalnym, demokratycznym i egalitarnym charakterze, korzystając w tym celu z machiny przenoszącej w nasze świetlane czasy, kiedy Duch Święty obalił już, wielkim wysiłkiem, feudalizm i kiedy uczeni jezuici mogą swobodnie pomstować na błędy biskupów z minionych wieków i tysiącleci. Problem jednak w tym, iż ani za Teodozjusza, ani za Pepina, ani za Karola V Habsburga Kościół katolicki takiej maszynerii nie miał, bo choćby genialny toskański inżynier Leonardo da Vinci nie potrafił jej zbudować. Wobec tego nieodżałowanego braku Kościół katolicki korzystał z politycznych i organizacyjnych form, jakie były dostępne ówczesnym zacofanym ludziom, nie znającym jeszcze dobrodziejstw liberalnej demokracji. Gdyby w dobie teodozjańskiej papież Damazy miał u swojego boku jakiegoś światłego jezuitę, na pewno powiedziałby cesarzowi twarde „nie” i przekształcił Kościół katolicki w organizację pozarządową, stanowczo odmawiając przyjęcia jakichkolwiek dotacji. Pech chciał, iż takiego doradcy zabrakło.
Synodalne ocalenie
Duch Święty jednak, jak słyszeliśmy, działa i w ramach procesu synodalnego obala feudalną kościelną piramidę, co przywróci w świecie naturalny porządek i doprowadzi Kościół do nowej formy bytowania, zgodnej z kanonami współczesnej demokracji. Zakończy się w ten sposób bolesna epoka braku analogiczności pomiędzy światem polityki a światem Kościoła.
Pamiętajmy, iż taka analogiczność była zła w czasach Konstantyna, Teodozjusza i panów feudalnych, ale dzisiaj jest dobra, bo dzisiaj jest postęp; ale to się rozumie samo przez się.
W każdym razie ci, którzy brużdżą przeciwko Franciszkowi, jak wiadomo, nie chcą się z tym pogodzić. Pewnie; bo tylko o tym jest to „brużdżenie”; kogo interesuję sprawy doktrynalne („Amoris laetitia) albo moralne („Fiducia supplicans”); krytyka wobec papieża to tylko anachroniczna i zakucie konserwatywna miłość do feudalizmu!…
Zamiast zakończenia
Jakiś uprzejmy operator kamery, która nagrywała Międzynarodową Konferencję Naukową, pokazywał nie tylko jezuickiego mówcę, ale też jego publikę.
Niektórzy zgromadzeni śmiali się do rozpuku, gdy ksiądz profesor piętnował feudalne patologie przeszłości i rzucał kąśliwe uwagi na temat moralnej i intelektualnej kondycji starożytnego duchowieństwa doby cesarstwa. Inni byli jakby mniej rozbawieni, niektórzy jakby choćby zażenowani.
Moją uwagę zwróciły zwłaszcza twarze tych drugich. W tym zażenowaniu biciem się w cudze piersi, powiedziałbym, jest nadzieja.
Paweł Chmielewski