“The Road Between Us: The Ultimate Rescue” [Droga między nami: na ratunek] to kanadyjski film dokumentalny (2025), o którym stało się głośno kilka tygodni temu, kiedy to organizatorzy festiwalu w Toronto (TIFF) postanowili film usunąć z programu, z zupełnie absurdalnego powodu. Koniec końców film, który pokazano zaledwie raz, na zamkniętym pokazie, zdobył Nagrodę Publiczności [People’s Choice Award], co dobrze świadczy o torontońskiej publiczności, a źle o organizatorach i o próbach cenzury.
O czym jest ten film? Tak najkrócej – to jest to film o miłości. Niech mi będzie wolno jednak opowiedzieć – w telegraficznym skrócie – zarys fabuły historii miłości, o której opowiada “The Road Between Us”. Wczesnym rankiem 7 października 2023 emerytowany generał Cahalu Noam Tibon, wracając z joggingu znajduje sms od syna Amira, który wraz z żoną i dwiema córeczkami (dwa i trzy lata) mieszka w kibucu Nahal Oz, położonym tuż koło granicy z Gazą. Amir informuje ojcu, iż wraz z żoną i córkami zamknął się w “mamad”, czyli w “pancernym pokoju”, o wzmocnionych ścianach oraz pancernych płytach na oknach (jakich w dzisiejszym Izraelu jest mnóstwo), a na zewnątrz toczy się regularna bitwa. Tibon próbuje się połączyć z kolegami z wojska; dzwoni wszędzie, ale bez skutku. Wraz z żoną Gali dochodzą do wniosku, iż na armię nie ma co liczyć, wsiadają do samochodu i – uzbrojeni w jeden pistolet – wyruszają z Tel Awiwu na południe.
Kto jeździł samochodem po Izraelu, ten wie jak malutki jest to kraj: z Tel Awiwu (czy z Jerozolimy) wszędzie można dojechać w godzinę lub dwie. Po chwili już są za Aszkelonem, a tam – pustka. Policji i armii – ani śladu. Im dalej na południe, tym więcej śladów masakry dokonanej przez zabójców z Hamasu. Wzdłuż drogi widać – tu reżyser odwołuje się do nagrań z 7 października 23 roku – rzędy spalonych samochodów i mnóstwo pomordowanych ludzi.
Droga do Nahal Oz jest jednak dużo dłuższa niż wynikałoby to z mapy: w ciągu następnych kilku godzin Noam Tibon wraz z żoną ratują parę uciekających z festiwalu Nova przerażonych młodych ludzi, a potem odwożą na tyły ciężko rannego w brzuch oficera Cahalu. Choć cały czas gna ich miłość do syna i do wnuczek, to oboje wiedzą, iż nie mogą zostawić innych na pewną śmierć. Dla Noama i Gali syn i wnuczki są wszystkim. Gdyby zginęli, ich życie też by się skończyło. Tymczasem od Amira dochodzą coraz to bardziej alarmujące wieści: siedzą w ciemnościach, wokół cały czas słychać strzały, duszą się z gorąca i braku powietrza, dziewczynki już nie wytrzymują psychicznie (a każdy płacz może sprowadzić morderców) i kończą się im baterie w telefonach.
Wczesnym popołudniem Tibon, wraz z małą grupką żołnierzy “zgarniętych” po drodze przebija się przez kordon terrorystów i przenika w głąb kibucu, w którym przez cały czas toczy się walka między terrorystami i kilkoma ludźmi z ochrony. Po drodze widać prawdziwą twarz ludobójstwa; Hamas morduje wszystkich; dzieci, starców, kobiety, mężczyzn, bez różnicy. Dla rodziny generała Noama Tibona tragiczny dzień kończy się w łzach szczęścia – dla tysięcy innych, nie.
„Droga między nami: na ratunek” to jeden z nielicznych filmów dokumentalnych, które ogląda się jak film fabularny, trzymający w napięciu od pierwszej do ostatniej chwili. Choć reżyser skupia się na historii nieszczęsnego kibucu Nahal Oz i rodziny Tibonów, to nie sposób uniknąć ogólniejszych pytań i sięgającej dalej refleksji. Pod sam koniec widzimy Noama Tibona, który stoi u bram kibucu i zastanawia się na głos, kto tu zawinił. Gdzie była armia izraelska przez te wszystkie godziny, kiedy bandy morderców zabijały wszystkich napotkanych cywilów, dlaczego zawiodły prawie wszystkie struktury państwa, które przecież powstało – tu cytuję generała Tibona – “żeby stworzyć jedyne miejsce na ziemi, w którym Żydzi będą mogli czuć się bezpiecznie”. Amir, jego syn, patrząc dalej, mówi, iż Izrael, całe izraelskie społeczeństwo, będą musieli teraz przemyśleć od podstaw kim są i kim chcą być w przyszłości. Powrót do życia sprzed horroru 7 października jest niemożliwy.
Jan Grabowski