Rumuński Trybunał Konstytucyjny rozpatrzył apelację Călina Georgescu – pretendenta w wyborach prezydenckich i odrzucił jego start wyborczy. W stolicy realizowane są masowe protesty brutalnie pacyfikowane przez władze, które usiłują także ocenzurować media społecznościowe, będące głównym polem działania kandydata.
Unia wybierze Rumunii prezydenta. – Zachowajcie spokój, nie traćcie nadziei, idziemy naprzód – zaapelował do swoich zwolenników Calin Georgescu. Prounijni politycy i główne media powtarzają wobec niego jak mantrę oskarżenia o prorosyjskość czy wręcz agenturalność. Pomimo zablokowania jego startu przez prounijny establishment, zwycięzca unieważnionej z czynnym udziałem Unii Europejskiej listopadowej pierwszej tury wyborów prezydenckich cieszy się jednak niesłabnącym poparciem społecznym, szacowanym w tej chwili na ponad 40 procent wyborców.
O godzinie 16:00 polskiego czasu apelację Georgescu rozpatrzył Trybunał Konstytucyjny. Odrzucił on wszystkie 11 złożonych skarg, odwołujących się od decyzji rumuńskiego Krajowego Biura Wyborczego (BEC). Jedną z nich złożył sam Georgescu. Decyzja jest ostateczna.
Od niedzieli – czyli dnia, w którym krajowe biuro wyborcze ogłosiło decyzję o niedopuszczeniu lidera sondaży do ponownego startu – w Bukareszcie realizowane są masowe demonstracje poparcia dla kandydata zwalczanego przez aparat państwowy i media. Władze postawiły na pokaz siły. Służby atakują ludzi na ulicach oraz wywlekają z wagonów kolejowych tych, którzy zmierzają na demonstracje. Rumuni opisują jak blokowany jest dojazd środkami komunikacji w rejony protestów.
Narasta też cenzura Internetu, przy wsparciu zagranicznych lobby. Przykładowo pozarządowa organizacja AVAAZ, finansowana przez George’a Sorosa, otwarcie szczyci się doprowadzeniem do blokady ponad 500 witryn internetowych, kont w mediach społecznościowych należących do popularnych organizacji i polityków.
W tym kontekście warto przypomnieć słynną wypowiedź byłego komisarza UE Thierry Bretona, który przyznał się do presji Brukseli na anulowanie listopadowych wyborów w Rumunii. Powiedział to w kontekście potencjalnie niekorzystnego dla eurokratów rozstrzygnięcia w Niemczech, czyli niedoszłego triumfu AfD.
W poniedziałek 10 marca br. Parlament Europejski odrzucił wnioski dwóch grup politycznych o włączenie do porządku obrad debaty na temat kryzysu w Rumunii. CElem jest zamilczenie tematu, podobnie jak robiono to swego czasu w Związku Sowieckim.
Wiele wskazuje na to, iż podobnie do rumuńskich, mogą potoczyć się wybory w Polsce, jeżeli przewagę zyska inny kandydat niż Rafał Trzaskowski. Pierwsza tura powtórzonych wyborów prezydenckich w Rumunii, odbędzie się 4 maja. Polskie wybory będą mieć miejsce zaledwie dwa tygodnie później.
NASZ KOMENTARZ: Dyzmokracja dyzmokracją, ale przecież rządzić muszą „nasi”, czyli namaszczeni przez eurokomisarzy ludowych.
Polecamy również: Żydowski ambasador USA grozi Polsce