– Tak zwana pandemia pokazała nam najdobitniej, iż ludzie dzielą się na dwie grupy: na władców i na poddanych. Poddani zmieniają się w niewolników, kiedy mimo iż nie akceptują nieracjonalnego prawa, to surowo go przestrzegają. To właśnie mieliśmy w czasie tzw. pandemii. Zresztą nie tylko to. Multum obywateli Polski i innych państw stało się sygnalistami, czyli samozwańczymi strażnikami systemu i to jest najgorsze… – mówi w rozmowie z PCh24.pl red. Witold Gadowski, ekspert programu „Prawy Prosty PLUS” na antenie PCh24 TV.
Szanowny Panie Redaktorze, jest Pan zwolennikiem, czy przeciwnikiem globalizacji?
Jestem przeciwnikiem globalizacji i propagatorem lokalizmu, jak nazwałem działania na rzecz wspólnot lokalnych?
Czy we współczesnym świecie jest możliwa rezygnacja z globalizacji na rzecz lokalizmu?
Przede wszystkim potrzebny jest zdrowy rozsądek. Korzystajmy globalnie z tego, co przynosi nam pożytek, ale jednocześnie ze wszystkich sił chrońmy to, co jest dla nas najważniejsze, czyli rzeczy lokalne.
Jest to możliwe przy rozsądnym i świadomym podejściu do eksplozji technologicznej, bo ona jest jednym z kluczy do wyjaśnienia współczesnego świata, współczesnej mentalności, współczesnych zachowań większości. To eksplozja technologiczna umożliwia globalizację świata i zmiany cywilizacyjne, społeczne i po prostu ludzkie.
W polecanej przez Pana książce „Koniec świata to dopiero początek. Scenariusz upadku globalizacji” autorstwa Petera Zeihana oprócz technologii, do której mam nadzieję zaraz przejdziemy, głównym motywem jest rolnictwo i globalne zmiany, jakie w nim zachodzą, i nie mam tu na myśli tzw. zmian klimatycznych…
To prawda. Rolnictwo jest jednym z kluczowych elementów globalizacji. Odzwyczaja się nas od kontaktu z producentami żywności. Producenci żywności stają się, iż tak to ujmę, „elementem egzotycznym”, choćby na terenach wiejskich. To pokazuje, iż jesteśmy coraz mocniej uzależnieni od dystrybucji i wszystkiego, co się wiąże z dystrybucjonizmem.
Uzależniając nas od dystrybucji, uzależnia się nas od biurokracji globalnej prowadzonej już choćby nie przez poszczególne państwa, tylko globalne koncerny.
Opanowanie rynku żywności, opanowanie dystrybucji żywności prowadzi do uzależnienia, a co za tym idzie do utraty wolności.
Czy w związku z tym można postawić tezę, iż wszystkie „dopłaty do rolnictwa” serwowane przez Brukselę miały i mają na celu nie pomoc rolnikom, tylko zniszczenie rolnictwa?
Zdecydowanie! „Dopłaty” miały obezwładnić rolnictwo, odebrać mu samodzielność, która z natury jest cechą działalności rolnej i uzależnić od funduszy centralnych. Krótko mówiąc: chodziło o to, żeby z niezależnych ludzi, jakimi przez wieki byli rolnicy zrobić klientów biurokracji i to się powoli udaje.
Czy w systemie stworzonym przez UE rolnicy są w stanie dać sobie radę bez „dopłat” z Brukseli?
Tak pod warunkiem, iż razem z dopłatami zostaną wyeliminowane durne przepisy unijne ograniczające produkcję i jakość żywności. Tak się jednak nie stanie. UE i rządy poszczególnych państw nigdy na to nie pozwolą, bo wiedzą, iż rolnicy byliby w stanie znakomicie prosperować na rynku. Uzależniając rolników od „dopłat” po prostu mają ich w garści.
Zeihan zwraca uwagę, iż w zglobalizowanym świecie praktycznie nie istnieje coś takiego jak „bezpieczeństwo żywnościowe”, ponieważ wygrywa z nim ekonomia. Okazuje się bowiem, iż taniej sprowadzić żywność z Boliwii czy z Ukrainy niż samemu ją produkować…
Chodzi o oddalenie producentów żywności od konsumentów, aby tym samym sprawić, iż obie grupy są uzależnione od mechanizmów dystrybucji, od mechanizmów pośrednictwa i od mechanizmów handlu globalnego.
A jak jest z demografią, kolejnym ważnym elementem globalizacji według autora książki „Koniec świata to dopiero początek”? Jego zdaniem to właśnie zapaść demograficzna doprowadzi do końca świata, który znamy…
Zgadzam się z tą opinią. Zapaść demograficzna, która jest skutkiem prymitywnie pojmowanego maltuzjanizmu, czyli sztucznej teorii zasobów, nazywanej również teorią przeludnienia. W największym skrócie: chodzi o to, iż skoro liczba ludności rośnie w postępie geometrycznym, a produkcja żywności w arytmetycznym, to nieunikniony jest stan przeludnienia. Maltuzjanizm okazał się koncepcją użyteczną i kluczową dla globalnej biurokracji.
Dodałbym do tego jeszcze ogromną dziurę pomiędzy eksplozją technologii, a teologią i etyką. Teologia i etyka po prostu nie nadążają za eksplozją technologiczną. Teologia i etyka nie nadążają za tworzeniem się nowych obszarów istnienia człowieka, co w ostatecznym rozrachunku prowadzi to tworzenia się czarnych dziur. Tak jak w kosmosie tworzą się czarne dziury wciągające wszystko, co stanie na ich drodze, tak w świecie tworzy się czarna dziura na zasadzie implozji cywilizacyjnej, która wciągnie w siebie, czyli po prostu zniszczy całą cywilizację, którą znamy…
Autor książki, która jest przyczynkiem naszej dyskusji, podkreśla, iż nie jest na przykład przeciwnikiem robienia przez kobiety kariery. On tylko zwraca uwagę, iż pociąga to za sobą zapaść demograficzną. Drugim czynnikiem powodującym zapaść demograficzną, jest rewolucja przemysłowa i postęp technologiczny…
To prawda. Powiem więcej: wszyscy to widzą, ale nikt nie chce bądź nie może temu przeciwdziałać, szukać rozwiązań, alternatyw. Zamiast tego straszy się nas przeludnieniem, a kobiety, które odkładają małżeństwo „na później”, bądź decydują, iż zamiast dziecka będą miały psa, są chwalone i stawiane za wzór do naśladowania.
Nikt nie mówi o tym, iż gdybyśmy dziś zgromadzili wszystkich mieszkańców Ziemi na terytorium Australii, to osiągnęlibyśmy zaludnienie, zagęszczenie ludności, jakie mamy w tej chwili na Śląsku. To dopiero uświadamia, jak wielkie są zasoby i możliwości Ziemi i to pomimo tego, iż większość naszej planety zajmują oceany.
To pokazuje, jakim kłamstwem karmią nas media i politycy.
Zehain stawia tezę, iż ze względu na zapaść demograficzną świat, który znamy; świat, w którym żyjemy; świat zglobalizowany, padnie szybciej niż przewidują to najwięksi pesymiści…
Amerykański strateg nazywa to „końcem świata”. Moim zdaniem będzie to przejście w inny etap cywilizacyjny. Zehain niewątpliwie ma rację – nasza cywilizacja się kończy i to nieuchronnie.
Jest wiele czynników, które mają wpływ na to zjawisko. Jednym z nich jest melanż etniczny. Innym zapaść demograficzna. Kolejnym uzależnienie coraz większych mas ludzkich od dystrybucji, czyli uczynienie z nich klientów etc.
Jak w związku z tym będzie wyglądał nowy świat, czy też nowy etap cywilizacyjny?
Będzie to świat klientystyczny, w którym większość populacji Ziemi będzie poddana surowym rygorom dużych łagrów ekonomicznych…
Dość brutalne stwierdzenie…
Tak, ale oddaje ono istotę rzeczy. Po prostu będziemy zagęszczani w pewnych obszarach bez prawa ekonomicznego, bez prawa administracyjnego, bez prawa swobodnego poruszania się po świecie, bez prawa do jakiejkolwiek z naszych podstawowych wolności. Dla kogo będą w związku z tym zasoby świata? Dla oligarchów finansowych i tylko dla nich… Dla pół-bogów, jak to wyraźnie mówi guru transhumanizmu i koncepcji nowego człowieka Juwal Noach Harari.
Z czym będziemy mieli do czynienia? Z nowym komunizmem?
Będzie to zupełnie inny, nowy totalitaryzm, któremu nie nadano jeszcze fachowej nazwy. Dla tegoż totalitaryzmu ideologie, takie jak komunizm są tylko narzędziami. Chodzi przede wszystkim o obozowanie ludzi ze średniej i niskiej kasty oraz oddanie zasobów świata kaście wyższej. O utworzenie społeczeństwa globalnego, ale kastowego na wzór indyjski. Moim zdaniem, to właśnie Indie, a nie Chiny, a nie ZSRR są inspiracją dla współczesnych globalistów.
Czy ostatecznym sprawdzianem, który pokazał, iż to wszystko przyspiesza i nie ma czasu, ani choćby możliwości sensownego przeciwdziałania była tzw. pandemia koronawirusa?
Tak. Był to znakomity sprawdzian tego, czy da się nieracjonalne przepisy wyegzekwować metodami administracyjnymi. Okazało się, iż jak najbardziej jest to możliwe.
Tzw. pandemia pokazała nam najdobitniej, iż ludzie dzielą się na dwie grupy: na władców i na poddanych. Poddani zmieniają się w niewolników, kiedy mimo iż nie akceptują nieracjonalnego prawa, to surowo go przestrzegają. To właśnie mieliśmy w czasie tzw. pandemii.
Zresztą nie tylko to. Multum obywateli Polski i innych państw stało się sygnalistami, czyli samozwańczymi strażnikami systemu i to jest najgorsze…
Sygnalista jest gorszy niż niewolnik?
Zdecydowanie tak. W czasie tzw. pandemii koronawirusa, w mojej ocenie, mieliśmy do czynienia z globalnym eksperymentem Zimbardo przeprowadzonym w latach 70. XX wieku na studentach Uniwersytetu w Stanford. Studenci zostali podzieleni na kasty więźniów i strażników. Ze względu na drastyczność swojego przebiegu eksperyment został przerwany w trakcie trwania, ponieważ okazało się, iż studenci odgrywający role strażników nabierają najgorszych, najbardziej brutalnych cech prawdziwych strażników, a studenci odgrywający więźniów cech więźniów.
Więźniowie m.in. zaczęli się podlizywać strażnikom i donosić na współwięźniów. W końcu się zbuntowali, a następnie opracowywali plan ucieczki. Strażnicy z kolei najpierw znęcali się nad więźniami psychicznie, a potem fizycznie… Dochodziło choćby do wymuszania na więźniach, aby dokonywali aktów homoseksualnych.
Dzisiaj dzieje się to niestety w skali globalnej. Ludzie są koszarowani, poddawani administracyjnym rygorom, jakie panują w więzieniach i nadzorowani. Wówczas okazuje się, iż duża część populacji zdradza ochotę do kolaboracji z systemem na zasadzie donoszenia.
To jest gorsze niż niewolnictwo.
Totalitaryzm spełniony?
To jest totalitaryzm, który będzie nosił pozory „dobra ludzkości”. To jest stara myśl prometejska mówiąca o tym, iż trzeba odebrać bogom pierwszeństwo i nadać przymioty boskości określonym ludziom, bo jak wiadomo nie każdy człowiek jest doskonały. W związku z tym, iż tylko nieliczna elita jest doskonała i bezbłędna, to tylko ona może w pełni realizować człowieczeństwo. Cała reszta musi w pełni służyć tejże „doskonałej elicie”.
I do tego zmierzamy?
Tak. prawdopodobnie większość osób czytając te słowa puka się w głowę i myśli „Gadowski zwariował”. No cóż? Mówiłem rzeczy oczywiste klika, kilkanaście lat temu. Kiedy one nadeszły to nikomu nie było do śmiechu, ale niestety nikt nie pamiętał już o tym, iż ja i inni alarmowali. Alarmowaliśmy nie dlatego, iż jesteśmy jakoś super przenikliwi. Po prostu myślimy i wyciągamy wnioski.
Kiedy Pana zdaniem nastąpi zapaść Chin spowodowana polityką jednego dziecka, której skutkiem jest chińska katastrofa demograficzna? Nie chodzi tutaj tylko o to, iż Chińczyków będzie coraz mniej, tylko iż zgodnie z polityką jednego dziecka w Chinach mordowano dziewczynki w łonach matek, a co za tym idzie tam po prostu nie ma kto rodzić dzieci…
Chiny póki co sprytnie unikają pułapek, jakie zastawia na nie globalny świat. Udało im się na przykład uniknąć pułapki kredytów hipotecznych, która zniszczyła gospodarkę anglo-saską i sprawiła, iż zoligarchizowały się różne fundusze. W Chinach po prostu sprzedawano mieszkania ludziom, którzy byli w stanie je spłacić, którzy mieli zdolności kredytowe.
W tej chwili unika się krachu demograficznego, jaki obserwujemy na Zachodzie poprzez import kobiet z okolicznych krajów, które są zwożone do Państwa Środka niemal na statusie niewolniczym. W ten sposób Pekin próbuje przezwyciężyć problemy demograficzne wywołane polityką jednego dziecka. Co z tego wyjdzie zobaczymy za kilka lat.
Przed wybuchem wojny na Ukrainie Chińczycy, według najbardziej ostrożnych szacunków, „wynajmowali” w skali roku kilka tysięcy surogatek właśnie na Ukrainie…
Robili to nie tylko na Ukrainie. Dla nich nieważna była rasa, nieważny był kolor skóry etc. Chińczycy wychodzili bowiem z eugenicznego założenia, iż mieszanie genów przynosi silniejszą rasę. Mówili o tym wprost chińscy naukowcy.
Chiny mają pieniądze na „zakup dzieci”. Mają ponadto możliwości technologiczne do produkcji współczesnych Lebensbornów. Przepraszam za drastyczność użytego terminu, ale on jest w tym przypadku najbardziej precyzyjny.
Chiny tworzą dziś Lebensborny. Są one odpowiednio zaprojektowane, odpowiednio technologicznie przygotowane, bez okrucieństwa nazistowskiego.
To jest zupełnie inna cywilizacja, która walczy z cywilizacją Zachodu. Niezależnie od tego, która cywilizacja wygra, to cel mają one ten sam – koniec świata, jaki znamy. Pytanie jak gwałtownie będzie przebiegał ten proces. Moim zdaniem przy przewadze chińskiej będzie to postępowało szybciej i bezwzględniej. Pekin nie będzie bowiem oglądał się na wartości starych cywilizacji, do których Chiny nie mają nabożeństwa.
Dlaczego Chinom zależy, żeby „świat się skończył”?
Chinom zależy na dominowaniu w świecie jakkolwiek nie byłby on uporządkowany. A ponieważ Chińczycy lubią porządek, to globalizacja jest im na rękę. Nie chodzi tutaj jednak o globalizację zaproponowaną po II wojnie światowej przez USA, tzw. Pax Americana. Oni chcą globalizacji podporządkowanej technologicznie pewnej utylitarnej myśli chińskiej.
Czyli po Pax Americana nadchodzi czas Pax China?
Teraz nadchodzi czas bipolarności, który będzie trwał przez kilka najbliższych lat. Z tego okresu wyłoni się dominator.
Gospodarczy, polityczny, militarny?
Cywilizacyjny, poprzez dominację technologiczną.
A czy nie jest tak, jak próbują nam wmówić niektórzy tzw. geostratedzy, iż mamy do czynienia z walką pomiędzy „wolnością”, którą rzekomo reprezentują Stany Zjednoczone a „komunizmem” reprezentowanym przez Chiny?
Nie ma żadnej amerykańskiej wolności. To są pozory, za którymi kryje się wąska grupa oligarchów finansowych sprzężona z tradycyjnymi rodami o pierwszorzędnych korzeniach mającymi największe wpływy w USA.
Mówienie o rzekomej „wolności” jest to sztafaż na użytek mas.
To może inaczej: może to walka między amerykańskim wokeizmem, LGBT-yzmem, BLM-izmem i innymi odmianami neomarksizmu z chińskim komunizmem?
To wszystko, o czym Pan powiedział, a szczególnie wokeizm używane jest do rozbijania starej cywilizacji, z której ma wyłonić się nowa cywilizacja technologiczna obojętna etycznie. Nie będzie dobra ani zła. Będzie tylko to, co jest użyteczne i nieużyteczne.
Ta cywilizacja, która jest projektowana na Zachodzie, przede wszystkim w USA zbiega się z myśleniem Chińskiej Partii Komunistycznej.
Jak w związku z tym wszystkim budować lokalizm?
Musimy walczyć o pozostanie w enklawach, w których da się żyć. A żeby tak było, to najpierw musimy je zbudować, a potem nauczyć się ich bronić.
Póki co musimy działać i budować świadomość jak największej grupy ludzi. Na licznych spotkaniach, w których biorą udział setki, a czasem choćby tysiące osób widzę, iż wielu z nich przez lata oduczano myślenia i wyciągania wniosków, próbowano wmówić, iż myślenie się nie opłaca, bo ktoś inny za nas wszystko wymyśli i załatwi. Nie mamy elit, które stawiałyby na kształcenie się i myślenie. Te tzw. elity, które mamy są kosmopolityczne. Ich przedstawiciele marzą o robieniu karier na Zachodzie i zarabianiu w euro, o czym przekonujemy się przy okazji każdych euro-wyborów.
To jednak tylko część problemu Polski i Polaków. Oprócz tego, iż nasze „elity” zniechęcają nas do myślenia i wyciągania wniosków, to nie mamy elit, które realnie by nas broniły. Musimy więc sami się bronić, m.in. poprzez lokalizm.
Ale mamy za to „elity”, które zachęcają nas do nieustannej konsumpcji…
Podlegamy presji świata zachodniego, czyli samonapędzającej się maszynce konsumpcji. To po prostu idzie rozpędem.
Mówiąc o lokalizmie ma Pan na myśli gminę? Powiat? Województwo? Całą Polskę?
Mam na myśli wspólnotę ludzi, którzy się rozumieją i którzy są w stosunku do siebie przyjaźnie nastawieni i uczciwi. Ludzie ci mogą promieniować na szersze obszary i budować szerszą wspólnotę. Chodzi przede wszystkim o odtwarzanie cywilizacji od najprostszych wspólnot.
Czy w Polsce, w której od lat trwa wojenka Tuska z Kaczyńskim i Kaczyńskiego z Tuskiem jest to w ogóle możliwe?
Nie. Ani Kaczyński ani Tusk nie mają świadomości tego, co naprawdę się dzieje. Oni walczą o doraźne wpływy i ochłapy płynące z pozorów sprawowania władzy na polskim obszarze.
Budując lokalizm nie możemy opierać się na tej czy innej partii, na tym czy innym polityku. Działajmy oddolnie, organizujmy się i wspierajmy. Jest to ciężka praca na kilka pokoleń, ale musimy ją podjąć. Inaczej z nas również zrobią kogoś gorszego niż niewolnicy…
Bóg zapłać za rozmowę.
Tomasz D. Kolanek