Od pojawienia się pomysłu napisania konstytucji Unii Europejskiej trwa dyskusja jakie wartości mają zostać uwzględnione w przyszłym traktacie. W projekcie powstałym w specjalnym ciele do tego powołanym, tzw. Konwencie, zapisano, iż przyszła Unia Europejska będzie bronić m.in. praw człowieka, praw zwierząt, chronić rodzaj ludzki przed wszelkiego rodzaju dyskryminacją, potępiać ksenofobię, rasizm, homofobię oraz promować równouprawnienie i …antykatolicyzm. Jak bowiem inaczej rozumieć uprzedzenie unijnych decydentów choćby w takiej kwestii jak zauważenie w preambule tego dokumentu, iż cała historia Europy, całe jej dziedzictwo ma swoje jedyne źródło w religii katolickiej.
Można odnieść wrażenie, iż antykatolicyzm stał się jedyną w pełni uprawnioną formą dyskryminacji w Europie. Europa wolna już jest od antysemitów, choć tu i tam wciąż szuka się ich na siłę. Europa wolna już jest od narodowych uprzedzeń, ale jeżeli chodzi o religijne, to już niekoniecznie. Antykatolicyzm stał się dominującym nurtem w publicznej debacie w Europie, antykatolicyzm święci triumfy w postaci narzucania przymusowego akceptowania przez kościelne przytułki oddawanie dzieci w ręce dwóch panów lub dwóch pań, którzy twierdzą, iż są w stanie zapewnić dziecku „normalną” rodzinę. Katolik, który publicznie mówi o swojej wierze przestaje z miejsca być komisarzem unijnym – mowa o prof. Buttiglione. Przykładów antykatolickiego natarcia i dyskryminacji wyznawców tej religii można wymieniać by jeszcze długo, ale nie o to tu chodzi.
Warto lepiej zapytać dlaczego ta tolerancyjna organizacja za jaką uważa się Unia, na to wszystko pozwala? W imię czego?
Czy Unia chcąc zbudować „nowy, wspaniały świat” nie zakopuje jednocześnie swoich podwalin? Nie tak dawno byliśmy świadkami jak Ojciec Święty Benedykt XVI krytykował Europę za to, iż chce budować przyszłość bez Boga i Kościoła oraz wartości jakie z nich wypływają. Czy projekt ten ma jakiekolwiek szansę powodzenia? Odpowiedź na te pytania ułatwia lektura książki prof. Thomasa E. Woodsa, „Jak Kościół katolicki zbudował zachodnią cywilizację”.
Jak udowadnia bowiem prof. Woods Europa w jakiej dziś żyjemy jest w zdecydowanej mierze zasługą Kościoła. Aby nie być gołosłownym, warto podać kilka z kilkuset argumentów jakie znajdują się w tej książce. Zacznijmy od tego, iż proponowany traktat konstytucyjny, który chce stworzyć z Europy superpaństwo bazuje na prawie międzynarodowym, które zostało stworzone przez… Kościół.
Jak bowiem pisze prof. Woods „idea prawa międzynarodowego, która pojawiła się w niejasnej formie na skutek filozoficznej dyskusji wywołanej odkryciem Ameryki, należała do niezmiernie ważnych osiągnięć [Kościoła – przyp. Autor]”. I stworzyli ją katoliccy myśliciele. A procesy sądowe? Wykpiwana i oskarżana za najgorsze zbrodnie święta Inkwizycja, czego jakoś jej oskarżyciele nie chcą zauważyć, wprowadziła możliwość obrony oskarżonemu. W tym świetle postać słynnego Giordana Bruno, który stał się symbolem wolnej myśli przeciw Kościołowi, wygląda zupełnie inaczej. Już choćby dla poznania prawdziwej historii tego filozofa warto sięgnąć po tę książkę.
Podobnie rzecz ma się z obroną obywateli przed tyranami i ubóstwem. To Kościół podłożył podwaliny pod powstanie szpitali, to Kościół katolicki założył świeckie dziś uniwersytety. Kolebka wiedzy i kultury została wymyślona i ufundowana przez Kościół. Dziś w tychże uniwersytetach, w znakomitej większości państwowych, nie pozwala się choćby przychodzić studentom z krzyżem na piersi…
Powołując się na tzw. postęp nauk, postęp cywilizacyjny, czy społeczny lub kulturowy, który obowiązuje we współczesnej Europie, przeciwstawia się te osiągnięcie z epoką Średniowiecza, która zdaniem wielu było epoką zastoju, zacofania, słowem – ciemnym okresem w dziejach Europy.
Tymczasem dla czytelnika, który choćby podświadomie czuje, iż w tych oskarżeniach Średniowiecza jest coś nie tak, to czytając tę książkę można doznać szoku. Oto bowiem Kościół i jego myśliciele stworzyli takie nauki jak geologia, sejsmologia (uznana za domenę jezuitów), muzykologia, czy wiele, wiele innych nauk. Benedyktyni przysłużyli się rozwojowi hodowania roślin i upraw, mnisi uczyli chłopów sztuki irygacji, dzięki czemu plony były obfitsze. Cystersi z kolei stworzyli system pozwalający wykorzystać energię wodną. Zdecydowana większość rozwiązań udoskonalanych w późniejszych wiekach przez ludzi świeckich oraz państwa swe źródła ma w Kościele.
Prof. Woods pisze, iż „znacznie ciekawsza jest zaskakująca liczba katolickich księży, którzy w znaczny sposób przyczynili się do rozwoju nauki”. Franciszkanin Roger Bacon był znakomitym optykiem i matematykiem, św. Albert był przyrodnikiem, ojciec Francesco Grimaldi zapisał się w historii dzięki odkryciu dyfrakcji światła i nazwaniu tego zjawiska dyfrakcją, co pozwoliła kilkaset lat później rozwinąć te spostrzeżenia Isaacowi Newtonowi. Jednak chyba największym z wynalazców był jezuita Rudjer Osep Boskovic, uznany swego czasu za jednego z czołowych intelektualistów wszechczasów. Jezuita miał wielkie osiągnięcia zarówno w astronomii, teorii atomowej(!), optyce, czy matematyce. Naoczną zasługą ojca Boskovica jest to, iż uratował on przed zniszczeniem Bazylikę św. Piotra w Rzymie. To, iż dziś miliony turystów każdego roku może ją zwiedzać w postaci w jakiej została zbudowana, to jego zasługa.
Skoro już jesteśmy przy tym wielkim pomniku wiary katolickiej, warto zauważyć, iż miliony Europejczyków wyjeżdżając do sąsiednich państw zwiedza… głównie budynki sakralne, ogląda obrazy namalowane przez katolików i przedstawiających lub odnoszących się do religii katolickiej. Tylko biedna młodzież zaciągana jest pod przymusem do świeckiego Parlamentu Europejskiego, oazy i symbolu marnotrawstwa finansowego i jego „zwiedzania”.
Sztuka, która pojawiła się w XX wieku w Europie, czyli różnego rodzaju „instalacje” i inne obrazoburcze formy ekspresji realizowane są tylko dlatego, iż bazują na wywołanym skandalu i na tym, iż te wystawy i happeningi są finansowane z pieniędzy podatnika. Do odwiedzin katedr, czy choćby Kaplicy Sykstyńskiej nie trzeba ludzi nawoływać, a jej dzisiejsi kustosze nie muszą wykonywać dodatkowych skandali, aby przyciągnąć do niej ludzi. Prawdą jest bowiem, iż prawdziwą sztukę stworzył Kościół. Architektura i jej style, malarstwo, symbolika to wszystko dziedzictwo Kościoła… Niech będzie pocieszeniem dla tych wszystkich, którzy się martwią, czy współczesna „kultura” nie zdominuje prawdziwej kultury, iż mogą być spokojni. Kultura barbarzyńców w starciu z katolicką również nie przetrwała przed wiekami, więc cały postmodernizm również nie ma szans.
Ciekawe jest zresztą, iż stare kościoły to wspaniały przykład katolickiej dobroczynności. Dzisiejsze świeckie budowle państwowe powstają z przymusowego opodatkowania, zaś na budynkach kulturalnych, które powstają niby z dobroci i wrażliwości ludzi, aż roi się od nazwisk darczyńców. Średniowieczni darczyńcy nie szukali sławy przekazując fundusze na budowy kolejnych okazałych i podziwianych dziś świątyń i nie ma pamiątkowych tablic, iż jakiś XIV-wieczny hrabia sfinansował kopułę Kościoła, albo wygodne siedzenia w filharmonii. Dziś idąc do teatru aż roi się od tabliczek, iż siedzi się na miejscu ufundowanym przez Jana Kulczyka, czy innego „filantropa”.
Dobroczynność, która ma swoje źródło w religii katolickiej jest ściśle związana ze skromnością, a szuka poklasku i uznania nie jest już tym samym. Prawdziwa dobroczynność nie szuka bowiem ani poklasku, ani sławy, jak słusznie zauważali ojcowie współczesnej ekonomii.
Pisząc o ojcach współczesnej ekonomii nie mam jednak na myśli Adama Smitha czy Davida Ricardo, lecz… katolickich zakonników. Dominującym paradygmatem w dyskursie akademickim jest stwierdzenie, iż kapitalizm został „wynaleziony” przez protestantów, a ojcem ekonomii był Adam Smith. Nic bardziej mylnego. Świeccy myśliciele XVIII wieku i ich następcy rozwijali jedynie to co wcześniej zostało zauważone przez myślicieli związanych z Kościołem.
To kard. Thomas Cajetan de Vio stworzył ekonomiczną teorię oczekiwań, która została rozwinięta w XX wieku. Z kolei franciszkanin Pierre de Olivi opisywał przed wiekami subiektywną przydatność dóbr, co po stuleciach znalazło swój finał w zrozumieniu dlaczego pewne dobra cieszą się, a inne nie cieszą się uznaniem konsumentów.
Nie wypada w tym miejscu nie przypomnieć o wielkiej roli na rzecz współczesnej myśli ekonomicznej jaką odegrali hiszpańscy myśliciele z Salamanki. To oni rozpoczęli gruntowne badania nad systemem cen, zarobkami, pieniężną teorią wartości. Dzieła Adama Smitha w porównaniu z dorobkiem zakonników nie wyglądają aż tak imponująco jak by się mogło wydawać.
„Wszystkie obszary takie jak myśl ekonomiczna, prawo międzynarodowe, nauka, życie uniwersyteckie, dobroczynność, poglądy religijne, sztuka, moralność stanowią fundament cywilizacji, a na Zachodzie każdy z nich wywodzi się z samego serca Kościoła katolickiego”, pisze prof. Woods i jego książka jest tego najlepszym dowodem. Dowodem, który w starciu z chęcią budowy przyszłej Unii Europejskiej bez uznania tego dorobku, a wręcz bazującym na upartym zaprzeczaniu tego dorobku, powoduje, iż to uparcie jest po prostu żałosne. Europa jest jednym wielkim dziełem Kościoła czy to się komuś podoba czy nie, przez co w preambule niepotrzebne jest jakiekolwiek odwołanie do chrześcijańskich korzeni czy dziedzictwa. Żyjemy bowiem w cywilizacji, której tak naprawdę budowniczym był Jeden, Święty, Powszechny i Apostolski Kościół katolicki.
Antykatolicyzm jest dominującym poglądem i wartością w nowoczesnej Europie – to prawda, ale w dużej mierze od nas samych zależy czy damy się temu poglądowi zdominować czy nie. Książka prof. Woodsa jest doskonałym narzędziem, aby te wszechogarniające antykatolickie fobie i idee, z własnego rozumu skutecznie wyrzucić.
Paweł Toboła-Pertkiewicz
PS. Co ciekawe, pisząc ten tekst komputerowy program WORD podkreślał mi słowo „antykatolicyzm” jako błędne, podczas gdy słowo „antysemityzm” podkreślane już nie było. Czy to nie jest, aby kolejny przejaw dyskryminacji katolicyzmu?
Thomas E. Woods, Jak Kościół katolicki zbudował zachodnią cywilizację, Kraków 2006, wydawnictwo AA, str. 270, oprawa twarda.