Giertych kontra Kaczyński
Wciąż jest głośno o burzliwej sytuacji, do której doszło tydzień temu w Sejmie. Jarosław Kaczyński oskarżył Romana Giertycha o bycie „głównym sadystą” w kontekście śmierci Barbary Skrzypek. Gdy Giertych zwrócił się do niego per „Jarku”, prezes PiS odpowiedział, iż nie są na „ty” i nazwał go „łobuzem”.
Napięcie wzrosło, gdy posłowie PiS otoczyli mównicę i zaczęli skandować „morderca” w kierunku Giertycha. Wśród nich znajdował Robert Telus. W rozmowie z Wirtualną Polską Telus zaprzeczył udziałowi w zdarzeniu, jednak dziennikarz odtworzył mu nagranie, na którym wyraźnie słychać jego głos wśród skandujących.
Wicemarszałek Sejmu Piotr Zgorzelski ogłosił, iż 51 posłów zostało ukaranych za swoje zachowanie wobec Romana Giertycha podczas sejmowego incydentu. Jak zaznaczył, ich działania naruszyły powagę izby. Najsurowsze kary finansowe, które wyniosły po 20 tys. zł potrącenia z uposażenia, otrzymali Jarosław Kaczyński i Iwona Arent, uznani za głównych uczestników zajścia.
Zmiana narracji, ale nie do końca
Gdy Telusowi zostało odtworzone wspomniane nagranie, zaczął szukać innej linii obrony. Polityk PiS przyznał wówczas, iż mimo początkowego przekonania, iż nie uczestniczył w tym zdarzeniu, jednak brał udział w skandowaniu. Tłumaczył swoje zachowanie silnymi emocjami po śmierci partyjnej koleżanki.
Podkreślił, iż takie sytuacje nie powinny mieć miejsca, a użyte słowa były nieodpowiednie. Na koniec przeprosił za swoje zachowanie i nie chciał dalej komentować sprawy. Tłumaczył się jednak:
Ale weźmy też pod uwagę całe zachowanie Giertycha w stosunku do śmierci pani Skrzypek. Przecież nie wpuszczono na przesłuchanie jej adwokata, a od pana Giertycha, jeżeli się nie mylę, było dwóch.
Prawdopodobnie Telus miał na myśli dwóch pełnomocników Gerarda Birgfellnera, poszkodowanego w sprawie tzw. „afery dwóch wież”. Jeden z tychże był związany z kancelarią Romana Giertycha.
Poseł PiS, mimo zwrócenia uwagi, iż brak udziału pełnomocnika Barbary Skrzypek w przesłuchaniu był zgodny z prawem, a jej śmierć nastąpiła trzy dni później, podtrzymał swoje przekonanie, iż sytuacja ta miała wpływ na jej zgon. Uznał, iż choć formalnie przepisy nie zostały złamane, naruszone zostały zasady, a jego zdaniem zabrakło głosu obrończyń praw kobiet w tej sprawie.