Synodalność po polsku. Czy Kościół w Polsce jest gotowy na rewolucję?

pch24.pl 3 weeks ago

Kościół w Polsce pozostaje głęboko nieprzygotowany na wyzwania, które niesie ze sobą proces synodalny. Konferencja Episkopatu zmieniła w tym roku wszystkich delegatów na zgromadzenie w Rzymie, co stworzyło oczywiste trudności. Cierpimy też z powodu sztucznego ugładzania rzeczywistości, która skrzypi i zgrzyta na każdym kroku.

We wtorek 27 października odbyła się przy kościele św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Rzymie konferencja prasowa polskich delegatów na synod. Wzięli w niej udział: kard. Grzegorz Ryś, abp Józef Górzyński, bp Sławomir Oder, bp Jacek Grzybowski i prof. Aleksander Bańka. Ważnym Polakiem na synodzie był również kard. Konrad Krajewski, ale odwołał swój udział w spotkaniu. Wśród wymienionych tylko trzech biskupów – Górzyński, Oder i Grzybowski – było od strony formalnej delegatami Konferencji Episkopatu Polski. Kardynała Rysia na synod powołał osobiście papież, a prof. Bańka był świeckim delegatem Europy.

Zanim napiszę kilka słów na temat samej konferencji zwrócę uwagę na pierwszy, absolutnie fundamentalny problem. Niezależnie od intencji ani kompetencji polskich delegatów na synod, w tym roku doszło do całkowitej wymiany składu. W 2023 roku w rzymskim synodzie delegatami KEP byli abp Stanisław Gądecki, abp Marek Jędraszewski i abp Adrian Galbas. Z mało transparentnych przyczyn Konferencja Episkopatu Polski zdecydowała się wymienić całą delegację, na co nie zdecydował się chyba żaden inny kraj na świecie. Efekt był oczywisty. Na tegorocznej sesji synodalnej większość delegatów już się znała i miała utarte ścieżki działania. Polacy – nie; musieli wypracować wszystko od początku. Temu towarzyszyło w ogóle małe zainteresowanie polskich mediów kościelnych i szerzej, katolickich organizacji. W Sala Stampa, gdzie odbywały się konferencje prasowe, nieustannie słyszałem język niemiecki. Na synod przyjechało z Niemiec wielu działaczy, którzy przeprowadzali okołosynodalne spotkania z uczestnikami zgromadzenia. Przedstawiciele Niemiec, Austrii i Szwajcarii chętnie brali udział – jako mówcy i słuchacze – w różnych spotkaniach teologicznych. Po polskiej stronie takiego wysiłku niestety nie podjęto.

Na konferencji prasowej kardynał, biskupi i profesor przedstawili najpierw swoją ogólną ocenę prac synodalnych. Wszyscy mówili o dobrym przebiegu dotychczasowego procesu i manifestowali zasadnicze zadowolenie z kierunku, w którym zmierza synodalność. To dość zaskakujące, bo gdy spojrzymy na wyniki głosowania nad dokumentem finalnym, zobaczymy, iż w bardzo wielu punktach negatywną ocenę miało ponad 10 proc. głosujących, a w jednym – aż 20 procent. Wynika to z prostego faktu: na synodzie debatowano nad bardzo wrażliwymi kwestiami, takimi jak rola biskupów, kompetencje konferencji episkopatów, powoływanie synodalnych ciał kontynentalnych, możliwość odmiennego – uzależnionego od „kontekstu lokalnego” – przedstawiania wiary i moralności, roli świeckich, a zwłaszcza kobiet w Kościele, w tym w liturgii. Przedstawiciele Polski zaprezentowali jednak rzecz tak, jakby szczególnych kontrowersji nie było albo też były nieznaczące.

Tymczasem kontrowersje istnieją – i doszło to pośrednio do głosu choćby podczas konferencji prasowej. Pytałem jej uczestników o plan zmian w liturgii, który powziął synod. Abp Józef Górzyński, który w Konferencji Episkopatu Polski zajmuje się kwestiami liturgicznymi, odpowiedział wskazując na możliwość rozwijania różnych posług w Kościele, które powinny zostać teraz gruntownie przemyślane od strony teologicznej i mogłyby zostać włączone w praktykę. Wskazywał, iż nie chodzi bynajmniej o jakieś wielkie zmiany liturgiczne. Tymczasem kardynał Grzegorz Ryś – jak mogli Państwo przeczytać w innej informacji na PCh24.pl – postawił radykalną tezę, zgodnie z którą w Kościele nie doszło jeszcze w ogóle do reformy liturgicznej i teraz trzeba taką reformę przeprowadzić, żeby wyrazić prawdziwego „ducha” zmian, jakie chciano wdrożyć po Vaticanum II. To pokazuje zasadniczą sprzeczność optyki obu duchownych.

Pytałem uczestników konferencji również o kwestię atomizacji doktrynalnej Kościoła, to znaczy utrwalania sytuacji, w której w jednym kraju – na przykład – udziela się Komunii św. rozwodnikom oraz błogosławi pary LGBT, a w drugim się tego nie czyni. Dokument synodalny – nie precyzując, o co chodzi dokładnie – pisze choćby o Kościele „różnego tempa”, można powiedzieć „różnych prędkości”, tak, żeby zależnie od „kontekstu kulturowego” różne rzeczy zachodziły w różnym czasie. Kardynał Ryś stwierdził, iż w jego ocenie może dotyczyć to wyłącznie kwestii poligamii w Afryce. Jak wiadomo, na tym kontynencie biskupi mają z poligamią autentyczny problem duszpasterski i muszą iść jakąś szczególną własną drogą duszpasterską, bo to trudności gdzie indziej nieznane. Problem w tym, iż Kościół „różnych prędkości” już istnieje, choćby w związku ze wskazanymi wyżej kwestiami. Czy synodalność doprowadzi do wzmocnienia wewnątrzkościelnych podziałów, żaden z biskupów nie chciał powiedzieć. Bp Jacek Grzybowski wskazywał na doświadczenie wielkiej różnorodności kultur w Kościele katolickim, które jest bardzo budujące; to prawda, ale sam fakt doświadczenia takiej różnorodności nic nam nie mówi o problemie zanikającej jedności, choćby w samej Europie.

Tymczasem synodalność już niedługo „przyjdzie” także do naszego kraju. W dokumencie finalnym synodu mówi się o ustalaniu różnego rodzaju gremiów synodalnych na wszystkich możliwych etapach życia kościelnego, od parafii, przez diecezję aż po episkopat. Tekst sugeruje wiele innych szczegółowych zmian, o których pisałem choćby w TYM TEKŚCIE. Odniosłem tymczasem wrażenie, iż Kościół w Polsce pozostaje głęboko nieprzygotowany do zmierzenia się z wyzwaniem, jakie będzie ze sobą niosła „presja synodalna” Watykanu, w najbliższym czasie prawdopodobnie coraz silniejsza. Tym więcej, iż – jak wiemy – proces synodalny ma trwać dalej; pracują dziś specjalistyczne komisje, które stworzą konkretne i formalne ramy pod reformy. o ile w Polsce dalej będziemy wykazywać tak duży brak zainteresowania tą problematyką, zmieniać delegatów, zadowalać się ogólnie brzmiącymi hasłami o wspólnotowości i synodalnej euforii – to znajdziemy się w sytuacji bynajmniej nie podmiotu, ale przedmiotu, zostając zmuszeni do wdrożenia zmian, które będą nam obce i w efekcie wyłącznie destrukcyjne.

Paweł Chmielewski

Read Entire Article