Na tle wielu krytycznych głosów jestem bardziej wyrozumiały wobec duetu Mentzen-Bosak i sceptyczny wobec tak zwanych wyrazistych. Nie dlatego, iż mi coś wypada, bo akurat miałem swój program bardzo wyrazisty, za co zresztą w samej Koronie spotkały mnie bardzo nieprzyjemne zachowania.
Generalnie ludzie zbyt dużą wagę przywiązują do wyborów, a do kampanii w szczególności, tak jakby z narodu w jego obecnym stanie można było dzięki jakimś genialnym sztuczkom ulepić czy wycisnąć dużo więcej. W natężeniu i charakterze tych emocji nietrudno dostrzec wiele osobistych zawodów i zawiści. To samo tyczy się mitycznej demokracji bezpośredniej w społeczeństwie półanalfabetów wpatrzonych w jedną z dwóch TV lub scrolujących albo któryś z portali internetowych albo depresyjne mantry znajomych na fejsie.
Gdyby dzisiaj pojawił się Dmowski startujący do rosyjskiej Dumy i jeszcze wzywający koło polskie do umiaru w głosowaniach, również znalazłoby się mnóstwo pryncypialnych znawców, którzy okrzyczeliby go zdrajcą lub choćby krypto Żydem, bo według nich polityka polega na tym żeby zawsze mówić to co akurat przyjdzie na myśl, kogoś obrazić lub zaszokować.
A propos tych co zawsze głoszą światu co im serce, czyli hormony i emocje podpowiadają, to zawsze przypomina mi się scena z House of Cards, gdzie główny bohater zdjęty litością chce ochronić przed deszczem jakiegoś niezbyt rozgarniętego poczciwca, stojącego pod urzędem i obwieszonego kartonami ze słusznie brzmiącymi hasłami. Działania tych rodzimych poczciwców, którym zasięgi i zrzutki bardzo łatwo może regulować byle niższy funkcjonariusz, prowadzą właśnie do takiego punktu. Co oczywiście nie znaczy, iż politycy nie powinni myśleć i czytać żeby rozumieć świat, dostrzegać zagrożenia, wyznaczać realistyczne cele i dobierać adekwatne sposoby działania.
W Polsce tego nie robią i nie robili także przed wojną, o czym z goryczą pisał Cat-Mackiewicz. Jednak choćby gdyby robili, to samymi oficerami nie wygrywa się wojny. Dlatego właśnie przegrali biali w Rosji, bo nie udało się wcześniej stworzenie zdolnej do realistycznego myślenia klasy średniej, w efekcie półdziką pugaczowszczyznę łatwo uwiodła zdeterminowana i cyniczna sekta bolszewików. Dzisiaj w demokracji bezpośredniej w Polsce byłoby tak samo, a choćby głupiej, a żadne cudowne i radykalne strategie nie mają szans na realizację jakiejś zasadniczej zmiany, wątpiącym polecam sprawdzić ile osób przybyło np. na manifestację Małopolskich Patriotów, a ile przyszło na laserowy show na koniec kampanii Konfy. Ile głosów w ramach Konfy otrzymały tak wyraziste osoby jak np. prof Zajączkowski i parę innych. Takie są realia. Nie ma co się oburzać, bo to nie tylko fatalna figura retoryczna, ale parafrazując ocenę szarży lekkiej brygady, to nie tylko nie jest polityka, ale to choćby nie jest piękne, tylko mocno kiczowate.
Olaf Swolkień