Sułkowski: Is this the end of the Confederation?

konserwatyzm.pl 5 hours ago

Kilka dni przed oficjalnym ogłoszeniem startu w wyborach prezydenckich Grzegorza Brauna rozpoczęła się lawina kreślenia różnych scenariuszy konsekwencji tego ruchu, jak już wiemy byłego członka Konfederacji. Zastanawiano się, czy ze strony europosła jest to tylko sposób na wstrząśnięcie władzami partii, by wymusić na nich to, co p. Braun podkreślał po wielokroć od kilku miesięcy, w tym w wywiadzie prowadzonym przez p. Monikę Jaruzelską, czyli poszanowanie prawa partii a konkretnie statutu. w tej chwili już wiemy, iż choćby jeżeli był to plan p. Brauna, to nie udało się go zrealizować i doszło do kolejnego rozłamu w Konfederacji. Sprawa jest jednak nieco zawiła, ponieważ jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, rozpoczęto polowanie na czarownice i szukanie winnego zaistniałej sytuacji. Wiele mówi się o zdradzieckiej postawie europosła, wbijaniu noża w plecy i rozbijaniu prawicy, co ma świadczyć o agenturalności p. Brauna. Tyle samo uwagi poświęca się postawie posłów Wiplera i Mentzena oraz marszałka Bosaka. Jak zwykle tworzone są narracje, które mają służyć celom politycznym a te narracje nie są efektem działania samych tylko bezpośrednio zainteresowanych losem Konfederacji, ale także innych partii – w szczególności PiS. W obrębie jednej z tych narracji zaczyna się budować fundament pod potencjalny sojusz Konfederacji z PiS, zgodnie ze słowami prezesa Kaczyńskiego, iż jeżeli sojusz z Konfederacją, to na pewno nie z Korwin-Mikkem i Braunem. Oba warunki zostały spełnione, więc machina ruszyła – umizgi bliskich PiS komentatorów politycznych czy choćby samych członków PiS (jak Janusza Kowalskiego) są w tonie „brzydka onuca Braun z wozu, koniom lżej”, jak gdyby jeszcze zaledwie kilka miesięcy temu nie było tak, iż całe środowisko Konfederacji było rusofilami, onucami i szkodnikami dla najprawdziwszej z najprawdziwszych prawicy, czyli PiS.

O ile uważałem i przez cały czas uważam wyrzucenie z Konfederacji ewidentnego nieudacznika politycznego oraz zepsutego liberała p. Janusza Korwin-Mikkego, którego wypowiedzi, do tego najczęściej tuż przed wyborami, powodowały regularne brnięcie w stronę „protokołu 4,76%”, o tyle sprawa z p. Braunem jest z mojej perspektywy odmienna. Jego „akcja gaśnicowa”, choć jak sam twierdzi będąca wyrazem sprzeciwu wobec satanistycznej sekty i jej rytuału nie tylko w miejscu publicznym, ale tak istotnym dla Polski jak budynek sejmu nie mieściła się w ramach prawicowych metod rozwiązywania sporów. Nie przyniosła ona jednak aż takich szkód politycznych jak wieloletnie wybryki p. Korwin-Mikkego, o czym świadczyć mogą choćby wynik Grzegorza Brauna w wyborach do europarlamentu oraz rosnące w sondażach poparcie mimo jego dalszej obecności w partii. choćby przyczepiana europosłowi łatka agenta Putina po pojedynczych, interpretowanych pod tezę wpisach na X nie miała zbyt wielkiej siły rażenia, między innymi przez fakt, iż agentem Putina jest już teraz co drugi internauta, który śmie nie zgadzać się z mainstreamową narracją na jakikolwiek temat. Jak więc doszło do tego, iż decyzja o starcie w wyborach doprowadziła do wyrzucenia p. Brauna z Konfederacji?

Na ile znam światopogląd p. Brauna przez wieloletnie śledzenie jego wypowiedzi oraz zachowań politycznych jest on legalistą traktującym poszanowanie prawa jako fundament cywilizacji łacińskiej, bez czego nie można mówić o byciu prawicowym. Nie jest to żaden egzotyczny pogląd i nie jest trudno zorientować się, iż właśnie tak rozumuje europoseł. Znając jego sztywne trzymanie się własnych zasad, nie było trudno domyślić się, iż na dłuższą metę nieprzestrzeganie postanowień statutu partii będzie musiało mieć jakiś finał. Skoro ja rozwikłałem tę niezbyt skomplikowaną zagadkę, to z całą pewnością zrobili to również współpracownicy p. Brauna z Konfederacji. Nie jestem w pełni przekonany, iż za wszystkim co dzieje się w Konfederacji stoi poseł Przemysław Wipler, ale mając pewne niewielkie osobiste doświadczenie z jegomościem oraz przede wszystkim obserwując jego dotychczasową karierę polityczną trzeba usilnie bawić się w Stevie’go Wondera by nie dostrzegać, iż od jego pojawienia się w partii dość mocno zmieniła ona swój kierunek. Mam świadomość, iż korelacja nie oznacza przyczynowości, ale sam poseł Wipler zarówno słowami jak i czynami potwierdza, iż obecny kierunek Konfederacji mu odpowiada. Wcześniejsze hasła o anty-systemowości, przewracaniu stolika, zaprzestaniu ukrainizacji Polski, wyjściu z Unii Europejskiej etc. zostały mocno zmiękczone. Jest w tym spora rola tego, co od początku bardzo silnie akcentują zarówno poseł Mentzen jak i marszałek Bosak – realizmu politycznego. Obydwaj są świadomi i mówią to od lat, iż aby wygrać wybory nie można zrażać elektoratu i trzeba celować w jak największą grupę odbiorców, czyli nic innego jak centrum. Mam więc nieodparte wrażenie, iż plan był stosunkowo prosty do rozczytania a wszyscy uczestnicy gry politycznej byli świadomi jego kształtu – jako legalista p. Braun naciskał na zorganizowanie Kongresu zgodnie z zapisami w statucie i wyłonienie nowej Rady Liderów aby doprowadzić albo do wyłonienia przez nią jednego kandydata albo do prawyborów, którymi zresztą p. Bosak mamił opinię publiczną przez długie tygodnie. Okazało się post factum, iż marszałkowi chodziło o prawybory bez organizowania Kongresu, na co p. Braun nie chciał przystać. Nic dziwnego – uważna lektura statutu mówi jasno, iż ów Kongres powinien być zwołany a wszelkie fikołki prawne np. p. Winnickiego piszącego na portalu X o „przepisach przejściowych” zawartych w tym statucie w konsekwencji logicznej nakazują wyciągnąć wniosek, iż gdyby trzymać się kurczowo owych przepisów, to Kongresu nie trzeba byłoby zwoływać nigdy. Co jest niezgodne z polskim prawem wyborczym nakazującym każdej partii organizowanie procesu wyłaniania władzy partii w procesie demokratycznym. Złośliwie można rzec, iż towarzystwo Bosak, Mentzen, Wipler i Winnicki (co prawda tylko jako komentator) już zaczęli trenować gimnastykę prawną tak bardzo przydatną w potencjalnym sojuszu z którąś z partii mainstreamowego duopolu. Przecież zarówno PiS robiący pośmiewisko prawne mnożącymi się rozporządzeniami jak i PO z modelem „demokracji walczącej” będącej w istocie łamaniem prawa to nic innego jak efekt robienia kurtyzany z logiki i zasad interpretacji przepisów. Tyle tylko, iż mleko i tak się rozlało – bańka wymienionych polityków pracowała nad narracją na tyle długo, iż w tej chwili mamy tylko jej domknięcie. Zwolennicy p. Brauna co prawda walczą z nią, ale jak to w polityce bywa – moralna wyższość czy prawda często nie dają specjalnych efektów. Niestety trzeba powiedzieć wprost, iż pod względem politycznym p. Braun sam jest odrobinę sobie winny – jeżeli gramy w demokratyczną grę na zasadach realizmu politycznego, to nie ma tutaj miejsca na tak ewidentne wystawianie się na strzał, jak trzymanie się konserwatywnych zasad będąc w sojuszu z liberałem czy narodowcem. Łatwość rozczytania takiego polityka nie pozwala na jego sprawne działanie w takiej konfiguracji partyjnej.

Czy mamy do czynienia z końcem Konfederacji? W tym kształcie, jaki znaliśmy przez dłuższy czas jak najbardziej. Brak wyrazistego, choć często kontrowersyjnego skrzydła prawej strony to spora zmiana wizerunkowa. Od strony politycznej uważam jednak, iż choć p. Mentzen nie wejdzie do drugiej tury i raczej będzie podobnie niemile zaskoczony wynikiem jak po wyborach parlamentarnych, to Konfederacja jako taka utrzyma się na powierzchni, zyska nieco dodatkowych głosów poparcia z centrum i wykaże się dokładnie tym, czym wykazali się w argumentacji o przyczynach niezwołania Kongresu (brak czasu), czyli uprawianiem polityki w krótkich spodenkach. To, czego brakuje panom Mentzenowi i Bosakowi to, mimo ich deklaracji o nastawieniu się na długoletnią walkę o wyborców, cierpliwości. Tak szybkie zwrócenie się ku centrum jest kalkulacją na jak najszybsze zdobycie takiej bazy wyborców, która umożliwi im realne sprawowanie władzy. Niestety jest to metoda chybiona, bo w tym modelu i przy dalszym istnieniu PiS, który będzie istniał do czasu sił prezesa Kaczyńskiego, nie będą w stanie zdobyć takiej liczby głosów, która pozwoli na samodzielne rządy. Będą więc zmuszeni do „strategicznego sojuszu”, od którego odżegnywali się przez długie lata. A w przeciwieństwie do p. Brauna, który uniósł się honorem i trzyma swoich poglądów, prezes Kaczyński to stary wyjadacz i pożre Konfederację tak samo jak każdą inną przybudówkę w historii. Wiara w wyjątkowość projektu Konfederacji i na kanwie tego inny los w sojuszu z PiS niż Ligi Polskich Rodzin czy Samoobrony to wiara równie sensowna co wiara w Yeti czy przyzwoitość Donalda Tuska. Wielka szkoda, iż tak potoczyła się sytuacja, bowiem tliła się nadzieja na nieco bardziej sensowne ugrupowanie na polskiej scenie politycznej, ale patrząc nieco szerzej – można było spodziewać się takiego obrotu sytuacji. Wszystkie partie para prawicowe na zachodzie już dawno odeszły od fundamentów prawicowości i tak jak AfD, Le Pen, Meloni et consortes mają na ustach np. hasła proaborcyjne, tak też w tę stronę będzie szła Konfederacja. Tym samym wypisując się z dzieła kontrrewolucji.

Marcin Sułkowski

Read Entire Article