Obaj na listach KO, obaj na miejscach „niebiorących”, obaj bezpartyjni, choć u Giertycha bezpartyjność nie jest regułą, tylko okolicznością bieżącą i prawdopodobnie dla niego samego kłopotliwą. Kielecką kandydaturę Giertycha, ogłoszoną przez Donalda Tuska w odpowiedzi na zapowiedź kandydowania Kaczyńskiego w Kielcach zamiast Warszawy, skrytykował Franek Strerczewski, bezpartyjny poseł, członek sejmowego klubu KO kandydujący ponownie z tej samej listy. Publicznie pytał o stanowisko Giertycha w sprawie aborcji, przypominając jego niedawne (sprzed dwóch lat) opinie na ten temat.
Politycy KO mówią mediom o możliwym usunięciu z list wyborczych – Sterczewskiego, przecież nie Giertycha…
Sterczewski podkreśla oczywistość: nie od niego zależą listy wyborcze. Waldy Dzikowski – wiceszef PO w regionie – dodaje, iż decyzja należy po prostu do Tuska. „W przeciwieństwie do PiS Koalicja Obywatelska jest formacją demokratyczną, dlatego miewamy różne opinie, ale potrafimy współpracować na rzecz wyższego celu.” To cytowana przez Gazetę Wyborczą wypowiedź Franka. Do niej dwie oczywiste uwagi:
- Przynajmniej pod względem centralizacji decyzji o kandydatach KO nie różni się niczym od PiS. O wszystkim decyduje lider.
- Jeśli wbrew żądaniom Sterczewskiego – i mnóstwa innych osób – Giertych nie wyjaśni stosunku do aborcji, Donald Tusk zostanie liderem, który zdołał własne obietnice wyborcze złamać jeszcze przed wyborami, co jest osiągnięciem wybitnym. Na listach KO lub PO (niejasności dotyczyły wyłącznie tej kwestii) miał się nie znaleźć nikt, kto nie zagłosuje za aborcją wolną do 12 tygodnia ciąży.
Nie oceniam kandydatury Giertycha. Może to jest jakiś pomysł. Sposób i czas jego ogłoszenia był popisem zręczności, choć patrzę w sondaże i widzę, iż zręczność kilka tu zmienia. Nie moja bajka, nie mój interes, Franka Sterczewskiego dobrze rozumiem i współczuję mu w tej, przecież nie pierwszej sytuacji kłopotliwej w ten sam sposób (pierwszym znanym „zgrzytem” były konsekwencje jego prób działania na granicy z Białorusią). Z Giertychem czy bez niego, w oczach wszystkich – głosujących na KO, czy nie – ta koalicja i jej listy mają właśnie taki charakter „trudnych kompromisów”. Nikt nigdy nie udawał, iż jest inaczej.
Sama zaś aborcja – cóż, ona niestety nie będzie miała znaczenia w powyborczej polityce, choćby jeżeli w wyborach uda się pozbawić władzy PiS. Chwiejna większość ugrupowań opozycyjnych nie zapewni choćby zwykłej większości projektom liberalizacji, a jeżeli wziąć pod uwagę Dudę i jego weto oraz dominację aparatczyków PiS w atrapie TK, aborcja pozostanie zakazana dokładnie tak, jak jest z całą pewnością – niezależnie od tej wątpliwej sejmowej większości.
W dodatku w świetle problemów, które już dziś każą większości komentatorom rozważać wariant przedterminowych wyborów wiosną, los liberalizacyjnej ustawy nie będzie nikogo obchodził. Również Franek Sterczewski i Roman Giertych będą mieli ważniejsze dla nich zmartwienia. Ważniejsze w tej sytuacji będą się wydawały choćby – i już się wydają komentatorom – próby wyjęcia z rok PiS np. TVP. Zła wiadomość jest taka, iż to się również nie może udać w najbliższych latach. Z powodów dokładnie tych samych. Zwykła większość sejmowa może co najwyżej próbować TVP zagłodzić.