
Popieracie negocjacje swego idola z — jak twierdzicie — mordercą Lecha Kaczyńskiego?
Zapraszamy do zapisywania się na newsletter „Stanu Wyjątkowego”. Co tydzień zwracamy Państwa uwagę na najważniejsze wydarzenia oraz polecamy interesujące teksty. Zapisać można się tu: https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/newsletter-stan-wyjatkowy-zapisz-sie-na-nasz-nowy-newsletter/q7dq8jv.
Bohaterowie to prezydent USA Donald Trump, jego zastępca J. D. Vance oraz prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. A miejsce to Gabinet Owalny w Białym Domu, wciąż jeszcze główne centrum polityczne świata. Ta wymiana zdań — której esencję przytaczamy — przejdzie do historii świata.
Vance: Może ścieżką do pokoju i dobrobytu jest dyplomacja? Właśnie to robi prezydent Trump.
Zełenski: Putin zajął wschodnią część Ukrainy i Krym w 2014 r. Zabijał ludzi. Jako nowy prezydent w 2019 r. podpisałem z nim porozumienie — z Macronem i Merkel uzgodniliśmy zawieszenie broni. Ale potem Putin zerwał to zawieszenie i znów zabijał naszych obywateli. Jaką dyplomację masz na myśli?
Vance: Która zakończy niszczenie twego kraju. Teraz wasza armia ma problemy z ludźmi. Zmuszacie poborowych do walki na froncie.
Zełenski: A ty byłeś na Ukrainie, skoro mówisz o naszych problemach?
Vance: Byłem. Wiem, jak to wygląda. Zaprzeczasz, iż macie kłopoty z powołaniami do wojska?
Zełenski: W czasie wojny każdy ma problemy. choćby wy, ale macie ocean i tego nie czujecie. Ale w przyszłości odczujecie.
Trump: Nie mów nam, co odczujemy. Nie jesteś od tego, by to określać. Czujemy się bardzo silni. A ty nie masz w ręku dobrych kart.
Zełenski: Nie gram w karty. Jestem prezydentem w czasie wojny.
Trump: Ryzykujesz życie milionów ludzi. Ryzykujesz III Wojną Światową. I okazujesz brak szacunku wobec kraju, który cię wspierał.
Zełenski: Jestem pełen szacunku.
Vance: Czy chociaż raz powiedziałeś „dziękuję”?
Zełenski: Wielokrotnie. Czy myślisz, iż jeżeli będziesz mówił głośno o wojnie, to coś zmienisz?
D. Trump: On wcale nie mówi głośno. Twój kraj jest w poważnych tarapatach. Kończą wam się żołnierze. Z Putinem przeszliśmy przez wiele. Przez polowanie na czarownice . Mogło być tak, iż łamał umowy z Obamą, Bushem czy z Bidenem. Ze mną ich nie zerwał. Albo podpisujesz umowę, albo się wycofujemy. Ale jeżeli się wycofamy, będziecie musieli walczyć sami.

Wołodymyr Zełenski, Donald Trump i J.D. Vance w Gabinecie Owalnym Białego Domu w Waszyngtonie, 28 lutego 2025 r.
W trakcie spotkania przywódcy mieli podpisać umowę dotyczącą eksploatacji metali ziem rzadkich w Ukrainie. Tak się nie stało, bo po kłótni Trump nakazał swoim ludziom wyrzucić Zełeńskiego z Białego Domu. Z naszych informacji wynika, iż wśród europejskich przywódców istnieje obawa, iż w rzeczywistości w tle całej historii mogą być Rosjanie, którzy mieliby zaoferować Amerykanom eksploatację tego typu złóż w zajętym od 2014 r. przez armię Putina ukraińskim Donbasie.
Duda nie ma wpływu na Trumpa mimo swych wieloletnich hołdów dla niego
Kilka dni wcześniej w Waszyngtonie był prezydent Andrzej Duda. To miała być misja ratunkowa, bo Duda zdawał sobie sprawę, iż relacje między ekipą Trumpa a Zełenskim stają się coraz bardziej napięte. Trump wyzywał Zełenskiego od dyktatorów i marnych komików.
„Umiarkowanie udany komik, Wołodymyr Zełenski, namówił Stany Zjednoczone do wydania 350 mld dol., aby rozpocząć wojnę, której nie można było wygrać, która nigdy nie musiała się zacząć, wojnę, której on, bez USA i Trumpa nigdy nie będzie w stanie zakończyć” — napisał Trump na swej platformie społecznościowej Truth Social.
Przy okazji po raz kolejny podał nieprawdę, wyliczając amerykańskie wydatki na pomoc dla Ukrainy. Specjalny Inspektor Generalny ds. Operacji Atlantic Resolve (OAR), który zajmuje się amerykańskim nadzorem nad tymi wydatkami, twierdzi, iż Kongres przeznaczył na ten cel prawie dwa razy mniej — 183 mld dol. W dodatku fundusze te obejmują również pomoc w zakresie bezpieczeństwa dla sojuszników NATO, więc nie wszystkie z nich są przeznaczone dla Ukrainy.
Duda liczył na to, iż doprowadzi do złagodzenia tych napięć. Nic bardziej mylnego — Trump znalazł dla niego raptem kilka minut w kuluarach konferencji Conservative Political Action Conference (CPAC), zlotu swych fanów. Duda — jak widać — do niczego Trumpa nie przekonał, mimo swych wieloletnich hołdów dla niego.
W obozie PiS słyszymy, iż podczas przygotowań do wizyty w Stanach Zjednoczonych prezydent Duda stał się marionetką, sterowaną przez Tomasza Sakiewicza – szefa Telewizji Republika. Sakiewicz prowadzi własną politykę programową niezależną od wytycznych Jarosława Kaczyńskiego — twardo lansuje Trumpa, wyraźnie kokietuje Konfederację i zbiera pieniądze na własne media, a nie na PiS. Republika była mocno obecna na CPAC — stacja miała tam swoje duże studio. Nasi rozmówcy z PiS przekonują, iż to właśnie Republika odpowiada za blamaż prezydenta. Wedle tej wersji na wizytę prezydenta w USA w tym właśnie momencie naciskali bracia Rachoniowie. Starszy Michał to dyrektor programowy Republiki i osoba nr 2 w stacji. Młodszy Nikodem w czasach PiS pracował w ambasadzie Polski w USA, a dziś to świeżo upieczony zastępca prezydenckiego ministra do spraw międzynarodowych Wojciecha Kolarskiego. Pierwotnie Duda miał lecieć do USA na spotkanie z Trumpem w marcu. Ale dał się przekonać, iż musi się zobaczyć ze swym friendem wcześniej, by złagodzić napięcia między USA a Ukrainą. I — co ważne — wyprzedzić prezydenta Francji i premiera Wielkiej Brytanii, którzy mieli już umówione pełnoskalowe wizyty u Trumpa.

Nikodem Rachoń na uroczystości dokonania zmian w kierownictwie Kancelarii Prezydenta RP oraz kierownictwie Biura Bezpieczeństwa Narodowego, 3 lutego 2025 r.
Z kalendarza prezydenta USA od początku wynikało, iż nie znajdzie czasu dla Dudy
W praktyce — słyszymy w PiS — cała ta akcja to promocja Republiki. To Republika intensywnie zapowiadała „godzinne” spotkanie Dudy z Trumpem, starając się zwiększyć swą oglądalność. Z kalendarza prezydenta USA od początku wynikało, iż nie znajdzie tyle czasu. W dodatku to Republika transmitowała długie oczekiwanie Dudy, który nerwowo przechadzał się po jakiejś poczekalni, nie wiedząc, czy w ogóle Trump go podejmie. Taka transmisja z kuluarów to coś niebywałego. Taki był interes Republiki, a nie Dudy.
Cała ta eskapada pod dyktando braci Rachoniów widowiskowo pokazała, iż wieloletnia inwestycja Dudy w relacje z Trumpem kilka dała. jeżeli Duda nie ma wpływu na politykę Trumpa w strategicznej dla Polski kwestii ukraińskiej — a nie ma — to znaczy, iż nie ma jej żaden inny polski polityk. A to nie jest dobry prognostyk. — Trump będzie normalizował relacje z Putinem nie zważając na wojnę i Ukrainę. Ma z nim więcej wspólnych interesów niż z Ukrainą — mówi nam wysokiej rangi przedstawiciel polskiego rządu.

Tomasz Sakiewicz, Sławomir Cenckiewicz, Michał Rachoń, Katarzyna Gójska i Mateusz Matyszkowicz na panelu „Reset” w drugim dniu XVIII Zjazdu Klubów Gazety Polskiej, 1 lipca 2023 r.
Zdaniem naszego rozmówcy, Zełenski nie mógł zaakceptować umowy na podział zysków z wydobycia rzadkich minerałów, na której podpisanie naciskał Trump. — Nie dostał w zamian żadnych gwarancji bezpieczeństwa — podkreśla.
Jakie skutki będzie mieć ich awantura? — Pomoc dla Ukrainy Trump w zasadzie już obciął. Największe ryzyko to możliwe zerwanie współpracy wywiadowczej. Obrona Ukrainy w dużej mierze polega na amerykańskim rozpoznaniu. Gdy Trump to zatrzyma, to bardzo osłabi obronę Ukrainy — mówi nasz rozmówca z rządu.
Rzecz jasna, wszystko to dotyczyć będzie Polski. „Celem Putina jest utrzymanie stanu z Aktu Stanowiącego NATO-Rosja z 1997 r., gdy Moskwa zgodziła się na rozszerzenie NATO o Polskę, Czechy i Węgry pod warunkiem, iż nie będzie w naszym regionie „znaczących sił” sojuszniczych. No to nie ma i nie będzie — w Polsce mówimy o 8-10 tys. żołnierzy USA. Dla jasności — to nie są znaczące siły, ale ich stacjonowanie ma dla nas wielkie znaczenie polityczne. Dlatego ważne są składane wobec nas deklaracje Trumpa oraz jego ludzi, iż to się nie zmieni.”
Takie deklaracje złożył świeżo upieczony sekretarz obrony USA, który niedawno spędził w Polsce dwa dni. Pete Hegseth spotkał się z prezydentem oraz szefem MON Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem, z którym odbył nie tylko formalne rozmowy, ale też zjadł kolację w towarzystwie małżonek obydwu polityków.
Tyle iż jednocześnie inny nasz istotny rozmówca z rządu twierdzi, iż amerykański przywódca opowiada w kontaktach z europejskimi liderami, iż na dłuższą metę nie widzi potrzeby stacjonowania wojsk amerykańskich na wschodzie Europy. — Obecna administracja amerykańska nie jest zainteresowana Ukrainą. Dla nich Ukraińcy czy Rosjanie — to żadna różnica. Z tym iż Rosja jest większa i bardziej potrzebna Trumpowi w geopolitycznej układance. I to nie jest dobra wiadomość dla Ukrainy — mówi drugi z naszych rozmówców.
Politycy obozu władzy stają murem za Zełenskim — jak większość przywódców europejskich. Z kolei pisowcy popierają działania Trumpa — dokładnie tak jak Viktor Orban, czołowy przyjaciel Putina.
Nas to bezkrytyczne trwanie pisowców we wsparciu dla Trumpa coraz bardziej zdumiewa. Widać wyraźnie, iż jego celem jest dogadanie się z Putinem. To sprzeczne z interesami Polski, ale też zaprzeczenie myśli politycznej Lecha Kaczyńskiego, który sprzeciwiał się tzw. koncertowi mocarstw, w którym największe państwa decydują o losach państw mniejszych. Rozumiemy, iż z badań sztabu wyborczego PiS wynika, iż rosną nastroje antyukraińskie w społeczeństwie — co widać po mało błyskotliwych, za to mocno antyukraińskich wypowiedziach Karola Nawrockiego. Szkopuł w tym, iż to nie oznacza nastrojów prorosyjskich — a na tę chwilę taką agendę realizuje Trump. Pisowski idol chce zakończyć wojnę ponad głowami Ukraińców i bez konsultacji z Polską — na swoich i Putina warunkach. A warunki Putina nigdy nie będą dobre dla Polski.

Lech i Jarosław Kaczyńscy podczas uroczystości o godz. 17. przed pomnikiem Gloria Victis na Wojskowych Powązkach, 1 sierpnia 2009 r.
Matecki może się stać pierwszym posłem PiS, który pójdzie siedzieć
Komplikująca się sytuacja dookoła Polski przypada na szczególny moment — kampanie prezydencką, której towarzyszą przyspieszające rozliczenia polityków PiS przez ekipę Donalda Tuska.

Jarosław Kaczyński i Karol Nawrocki na odsłonięciu tablicy Lecha Kaczyńskiego w IPN w Gdańsku, 12 lutego 2024 r.
Po pierwsze, minister sprawiedliwości Adam Bodnar zapowiedział, iż prokuratura chce aresztować kontrowersyjnego posła PiS, ziobrystę Dariusza Mateckiego, zamieszanego w aferę Funduszu Sprawiedliwości.

Donald Tusk i Adam Bodnar podczas konferencji po spotkaniu z przedstawicielami środowisk prawniczych w siedzibie KPRM, 6 września 2024 r.
Już pół roku temu na spotkaniu z ważnym człowiekiem z rządu usłyszeliśmy, iż Matecki pójdzie siedzieć. To był czas, kiedy śledztwo w sprawie przekrętów ziobrystów w Funduszu Sprawiedliwości nabierało tempa. Latem 2024 r. prokuratura zatrzymała Marcina Romanowskiego, byłego wiceministra sprawiedliwości, który ustawiał dotacje z Funduszu pod organizacje powiązane z ziobrystami. Kilka takich organizacji założył sam Matecki. Stowarzyszenie Fidei Defensor miało dostać ponad 12 mln zł, zaś Stowarzyszenie Przyjaciół Zdrowia — 7,7 mln zł.
Kluczowe są nagrania, które do prokuratury dostarczył były szef Funduszu Sprawiedliwości Tomasz Mraz, który sam uczestniczył w ustawianiu konkursów przez ekipę Ziobry. Z taśm Mraza wynika, iż szefostwo Ministerstwa Sprawiedliwości kombinowało, jak dyskretnie przepompować kasę do Mateckiego. Te nagrania, plus podejrzane przepływy finansowe między Funduszem Sprawiedliwości a organizacjami Mateckiego i jego kumpli, to solidny materiał. W ten sposób Matecki może się stać pierwszym posłem PiS, który w ramach rozliczeń pójdzie siedzieć.

Zbigniew Ziobro i Dariusz Matecki podczas konferencji prasowej przed Elektrownią Dolna Odra w miejscowości Nowe Czarnowo, 2 października 2023 r.
Morawiecki z zarzutami za wybory kopertowe. Ale prawdziwe niebezpieczeństwo czyha na niego gdzie indziej
Kłopoty ma także były premier Mateusz Morawiecki. Właśnie usłyszał zarzuty za próbę zorganizowania w 2020 r. tzw. wyborów kopertowych. Chodzi o polecenie wydane przez niego Poczcie Polskiej, by w pandemii przeprowadziła głosowanie korespondencyjne na prezydenta. Szkopuł w tym, iż w momencie podpisywania przez Morawieckiego takiej decyzji nie było do tego podstawy prawnej.

Mateusz Morawiecki po wyjściu z Prokuratury Okręgowej w Warszawie, 27 lutego 2025 r.
Pierwotnie wybory prezydenckie rozpisane zostały jeszcze przed pandemią — na 10 maja 2020 r. Ponowny wybór Andrzeja Dudy był priorytetem Jarosława Kaczyńskiego, który bez własnego prezydenta straciłby możliwość swobodnych rządów. Dlatego Kaczyński za wszelką cenę dążył do przeprowadzenia wyborów w tym terminie, bez względu na to, iż ograniczenia pandemiczne to wykluczały. Morawiecki jako premier stał się ślepym narzędziem prezesa.
Kaczyński kazał Morawieckiemu drukować karty wyborcze jeszcze zanim weszły w życie przepisy, które to umożliwiają; chciał wymusić na samorządach przekazywanie Poczcie Polskiej spisów wyborców, choć nie było do tego podstawy prawnej; ignorował brak przygotowania listonoszów do przeprowadzenia tak gigantycznej operacji.
Najwyższa Izba Kontroli w swym raporcie z 2021 r. wykazała, iż działanie premiera było bezprawne. Kiedy rząd parł do organizacji wyborów kopertowych do szefa Kancelarii Premiera Michała Dworczyka — prawej ręki Morawieckiego — trafiły dwie analizy prawne. Pierwsza, autorstwa Magdaleny Przybysz, ówczesnej szefowej departamentu prawnego KPRM, druga przygotowana przez Mariusza Haładyja, kierującego Prokuratorią Generalną, która dba o interes prawny skarbu państwa. Oboje ostrzegali, iż premier nie może wydać zgody na wybory kopertowe, bo nie ma przepisów, które by to umożliwiały. Morawiecki mając takie analizy, uległ Kaczyńskiemu. Zamówił zewnętrzną analizę prawną, którą przygotował… pracownik Akademii Sztuki Wojennej. Wynikało z niej, iż można organizować wybory korespondencyjne. Więc Morawiecki podjął decyzje — bez podstawy prawnej zlecił Poczcie Polskiej zorganizowanie głosowania, a Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych wydrukowanie kart. Od odpowiedzialności uchylili się Jacek Sasin (nadzorca Poczty) i Mariusz Kamiński (odpowiadający za PWPW), którzy mimo nalegań Morawieckiego nie podpisali żadnego dokumentu w sprawie wyborów korespondencyjnych.
Kaczyński rękami Morawieckiego dopiąłby swego, gdyby nie ówczesny wicepremier Jarosław Gowin, który postawił twarde weto. Ostatecznie Kaczyński się cofnął. Na początku maja Kaczyński dogadał się z Gowinem, a ich zaakceptowane przez opozycję porozumienie pozwoliło przesunąć wybory i zorganizować je na przełomie czerwca i lipca 2020 r. w wersji tradycyjnej, przy dużym reżimie sanitarnym.
Już kiedy pomysł wyborów korespondencyjnych upadł, Morawiecki próbował przeprowadzić przez Sejm ustawę, która miała go zwolnić z odpowiedzialności. Zablokował to jego zaciekły wróg Ziobro — dlatego dziś prokuratura może stawiać Morawieckiemu zarzuty, a pan Zbyszek może zacierać ręce, iż nie tylko jego ludzie mają problemy po zmianie władzy.
Nie przeceniamy tej sprawy — bo politycznie nie jest tak nośna, jak zwyczajne złodziejstwo. W dodatku Morawiecki może się wywinąć, jeżeli przekona sąd, iż działał w stanie wyższej konieczności, a ewidentnie taka jest jego linia.
Prawdziwe kłopoty byłego premiera czają się gdzie indziej — w Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych. Właśnie wyszedł z aresztu Paweł „Boczek” Szopa, twórca odzieżowej marki „Red is Bad”, główny beneficjent korupcyjnych układów, które w RARS zbudowali ludzie Morawieckiego. Otoczenie Morawieckiego zawarło z Szopą swoisty sojusz, służący wyprowadzaniu publicznych pieniędzy na niebywałą skalę. Z RARS do spółek Pawła Szopy mogło popłynąć grubo ponad pół miliarda złotych. Dzięki ekipie Morawieckiego Szopa kupił sobie m.in. bmw za milion i siedem mieszkań w Warszawie za gotówkę. Lamborghini za 4 mln zł ostatecznie nie kupił, ale poważnie to rozważał.

W sierpniu 2018 r. sklep marki „Red is Bad” odwiedził ówczesny premier Mateusz Morawiecki. Po wnętrzach oprowadzał go wówczas Paweł Szopa
Z dużym rozbawieniem — to na marginesie — dowiedzieliśmy się ostatnio, iż Szopa siedząc w areszcie sypał tak bardzo, iż prokuratura była gotowa zwrócić mu część kasy, jakie zarobił na ustawionych kontraktach z RARS.
Agenci CBA prowadzący śledztwo dostali furii. Po pierwsze to byłaby legalizacja kasy z przestępstwa, co — to po drugie — automatycznie zmniejszyłaby skalę zarzutów wobec ludzi Morawieckiego, którzy zdaniem agentów za łapówki dawali kontrakty z RARS Szopie.
Doszło do awantury na szczytach rządu, prokuratury i CBA — w efekcie „Boczek” kasy nie dostanie.
Wiemy jedno — zapuszkowanie niedawno Anny Wójcik, zaufanej szefowej biura Mateusza Morawieckiego w czasach jego premierostwa, to skutek zeznań Szopy.
Zarzut jest dewastujący — 3,5 mln łapówki za ustawianie przetargów w RARS. jeżeli pani Anna nie pójdzie na współpracę, wystawiając innych ludzi Morawieckiego, to wyjdzie nieprędko. I to jest prawdziwy kłopot Morawieckiego.
Kochanek po sześciu latach podstawówki. „Casanova”, którego posłanka PiS wprowadziła na salony
A co do RARS, to z pewnym zażenowaniem dowiedzieliśmy się, iż interesy z tą rządową agencją robił kochanek posłanki PiS Iwony Arent, oskarżony o liczne oszustwa Tomasz J. W kontaktach z szefem RARS Michałem Kuczmierowskim Tomasz J. wprost powoływał się na posłankę.
Tomasz J. to człowiek po sześciu klasach podstawówki, zawodowy oszust w stylu Nikodema Dyzmy, który dzięki romansowi z Arent przeniknął do pisowskiego establishmentu i pojawiał się w towarzystwie najważniejszych osób w państwie.

Iwona Arent na konferencji prasowej w Olsztynie, 4 marca 2023 r.
W swej karierze oszusta Tomasz J. przedstawiał się m.in. współpracownik premiera Mateusza Morawieckiego oraz agent CBA lub ABW. Przez niemal cały okres rządów Zjednoczonej Prawicy miał dostęp do parlamentarzystów, ministrów i prezesów najważniejszych spółek Skarbu Państwa i instytucji takich jak RARS. Na zlecenie opłacających go firm prywatnych upłynniał instytucjom państwowym różnego rodzaju towary. W przypadku RARS pośredniczył m.in. w dostawie „modułowych zestawów socjalno-biurowych”.

Tomasz J na ławie oskarżonych w procesie, który toczy się przed Sądem Okręgowym w Warszawie
Podczas jednej z imprez u ojca Rydzyka w Toruniu miał rozmawiać choćby z Jarosławem Kaczyńskim. „Prezes już był tak blisko mnie… no to oczywiście wykorzystałem sytuację, nie?” — relacjonował w nagranej przez CBA rozmowie z posłanką Arent.

Był wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Maciej Wąsik z Tomaszem J.
Poznali się w czerwcu 2019 r. w restauracji sejmowej przez posłów ze Śląska, wśród których brylował jako biznesmen działający na rynku węgla. „Moja znajomość z Tomaszem J. trwała od czerwca 2019 r. do września 2020 r. Traktowałam to jako związek prywatny, wołałabym używać słowa relacja. Spotykaliśmy się na kolacje, kupował mi kwiaty może dwa razy. Prowadziliśmy częste rozmowy telefoniczne o różnych problemach życiowych, Pisaliśmy do siebie SMS-y. Ja nie planowałam wspólnej przyszłości z Tomaszem J. Chodziło mi o to, żeby spędzać miło czas w fajnym towarzystwie” — zeznała w prokuraturze Arent.

Jedna z kart pobytu Tomasza J. w hotelu sejmowym, wystawiona z polecenia poseł Iwony Arent
Posłanka wielokrotnie lobbowała na korzyść kochanka. Prowadziła interwencje w sprawie firm, dla których pracował Tomasz J., który brał kasę za załatwianie „deali” w rządzie PiS. Tak było choćby w przypadku budowy fabryki materiałów drewnopochodnych Egger w Biskupcu, z którą Tomasz J. miał podpisaną umowę na „usługi w zakresie doradztwa biznesowego oraz komunikacyjnego”. Zainkasował za to 350 tys. zł. Arent interweniowała w tej sprawie u Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobry i u Warmińsko-Mazurskiego Inspektora Ochrony Środowiska.

Pismo Iwony Arent do Zbigniewa Ziobro w sprawie inwestycji spółki Egger, która opłacała Tomasza J.
Tomasz J. nocował w pokoju Arent w hotelu sejmowym, a swe luksusowe audi A8 — które miało potwierdzać jego wpływy — parkował na parkingu dla posłów, bo Arent wyrobiła mu przepustkę „pojazd posła”. Nie przypadkiem CBA nadało operacji specjalnej w jego sprawie kryptonim „Casanova” — romansując z posłanką, miał równocześnie żonę i jeszcze jedną kochankę. Tomasz J. Został zatrzymany jeszcze za rządów PiS w 2022 r. i dopiero niedawno wyszedł z aresztu.

Przepustka samochodowa do Sejmu wydstawiona na auto Tomasza J
„W związku z pojawiającymi się w przestrzeni publicznej treściami dawnych rozmów prowadzonych z Tomaszem J., chcę stanowczo podkreślić, iż ich wyciąganie i przedstawianie w obecnym kontekście jest nieuczciwe i wprowadza opinię publiczną w błąd. W tamtym czasie ufałam Tomaszowi J. i nie miałam żadnych podstaw, by kwestionować jego intencje. Zostałam oszukana jak wiele innych osób. Nie miałam pojęcia o jego podwójnym życiu ani o działaniach, które prowadził” — oświadczyła Arent.
Pani Iwono, dla jasności — waszych pikantnych, mało konserwatywnych rozmów nie wyciągamy, choć ich kontekst byłby dla opinii publicznej ze wszech miar jasny.
Powiemy tak. Skoro potrafi pani wymachiwać na sali sejmowej portretem Jana Pawła II, skoro potrafi się pani zapakować w kościele na ambonę, to może — by ułatwić pani życie w zgodzie z głoszonymi publicznie hasłami — przekażemy te fragmenty pani spowiednikowi?
Pani da znać.