SOLIDARNOŚĆ WALCZĄCA DEMENTUJE BREDNIE MURAŃSKIEGO

solidaryzm.eu 1 week ago

Od dnia śmierci ś.p. Kornela Morawieckiego przeróżne mroczne indywidua wypowiadają się o swojej rzekomej współpracy z przewodniczącym Solidarności Walczącej. Żadne z nich widać nie zna realiów działalności Solidarności Walczącej, nie zna rozmiaru ustaleń dotyczących jej historii i sąd nie wie, iż ich kłamstwa zwykle dość łatwo można zweryfikować.

W wyemitowanym na antenie neo – TVP w likwidacji programie Marka Czyża „Bez Retuszu” wystąpił Jacek Murański, który przedstawił się w sposób, który dla wszystkich działaczy Solidarności Walczącej jest bzdurą. Dla jednych oburzającą, dla innych śmieszną a najczęściej – żałosną i niewartą splunięcia. W każdym jednak przypadku – bzdurą totalną. Murański bowiem stwierdził, iż współpracował z Kornelem Morawieckim. Gdyby owa „współpraca” polegała na jakiejś rozmowie w czasach, w których Kornel Morawiecki działał jawnie, to taki incydent oczywiście mógł mieć miejsce. Murański zaakcentował jednak, iż chodzi mu o działalność antykomunistyczną a sposób, w jaki tę swoją rzekomą aktywność przedstawiał miał charakter chronologiczny. Po stwierdzeniu, „współpracowałem z Kornelem Morawieckim” stwierdził, iż potem, w roku 1988, został członkiem Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Czyli – owa kooperacja Murańskiego z Kornelem Morawieckim, wg słów Murańskiego, musiała mieć swój początek w roku 1988 lub wcześniej.

Przypomnijmy, iż jeżeli chodzi o sam rok 1988 to już od 9 listopada 1987 Kornel Morawiecki przebywał w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie, pod koniec kwietnia 1988 został przymusowo deportowany, w sierpniu 1988 powrócił nielegalnie do kraju, po czym znów się ukrywał. Ujawnienie się Kornela Morawieckiego miało miejsce dopiero w roku 1990.

Ukrywając się od 13 grudnia 1981 do roku 1990 Kornel Morawiecki spotykał się z setkami działaczy podziemia, kapłanami i biskupami Kościoła katolickiego, dziennikarzami zachodnich mediów i choćby członkami rządów państw wolnego świata. Największym echem odbiło się spotkanie z jednym z francuskich ministrów, dla potrzeb których Solidarność Walcząca zorganizowała konspiracyjne spotkanie sobowtórów i to ono zostało „wytropione” przez Służbę Bezpieczeństwa. Co w tonie kpiny ze Służby Bezpieczeństwa komentowano w mediach francuskich i nie tylko.

Znana i w dużej mierze opisana jest historia każdego konspiracyjnego spotkania z Kornelem Morawieckim. Nie były one wówczas dokumentowane, ale każde było wielką operacją logistyczno – kontrwywiadowczą. W każdej uczestniczyło tak wielu konspiratorów Solidarności Walczącej, iż choćby po dziesięcioleciach trudno, by historykom umknął jakiś szczegół. I to z wielu przyczyn. Podstawowa jest taka, iż każda osoba zmierzająca na spotkanie z Morawieckim wieziona na nie była sztafetą samochodów. Nawet, jeżeli przyjeżdżając na dworzec główny we Wrocławiu od mieszkania przeznaczonego na spotkania z Morawieckim dzieliło ją kilkaset metrów, i tak gość przewodniczącego jechał na nie trasą co najmniej kilkunastokilometrową. Wszystko po to, by prowadzący nasłuch wszystkich częstotliwości radiowych Kontrwywiad Solidarności Walczącej miał pewność, iż za osobą kierującą się na spotkanie nie podąża „ogon” służb specjalnych. To dlatego każdy, kto miał się spotkać z Morawieckim, przesiadając się do kolejnych samochodów był wożony po mieście i przechodził przez szereg tzw. „śluz”. jeżeli w tym czasie (nie tylko radiowy) Kontrwywiad Solidarności Walczącej dostrzegł cokolwiek budzącego niepokój – do spotkania nie dochodziło. Szef Kontrwywiadu SW Jan Pawłowski już nie żyje, ale ma się świetnie i cieszy się doskonałą pamięcią wielu uczestników ówczesnych operacji. W drugiej połowie lat osiemdziesiątych nasłuchem zajmował się przede wszystkim Piotr Serwadczak, który nie ma jeszcze sześćdziesięciu lat. Dobrą pamięcią cieszą się kierowcy Solidarności Walczącej a najlepszą – organizatorka wszystkich konspiracyjnych spotkań Kornela Morawieckiego Hanna Łukowska – Karniej, która rewelacje Murańskiego skwitowała słowami: „całkowita bzdura!”

Dodajmy też, iż najbardziej poszukiwany człowiek w ówczesnej środkowej Europie (wcale nie przesadzam – poszukiwanie prowadziło KGB, STASI a gen. Kiszczak w 1985 roku wydał bezprecedensowy rozkaz „zaangażowania wszystkich sił i środków) nigdy nie ryzykował spotkań, które nie były konieczne. Kornel Morawiecki spotykał się głównie z liderami konspiracyjnych struktur, z ludźmi z którymi miał coś ważnego do omówienia. Nigdy np. nie doszło do żadnego spotkania Morawieckiego z Grzegorzem Schetyną, który w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych był działaczem Solidarności Walczącej. Ambitnym, pragnącym bezpośredniego kontaktu i dopraszającym się o spotkanie z Morawieckim. Był jednak jedynie szeregowym członkiem organizacji, powodu spotkania nie potrafił sensownie uzasadnić, więc odpowiedzialni za bezpieczeństwo Morawieckiego ludzie Solidarności Walczącej uznali to za zbędne i do spotkania Schetyny z przewodniczącym nie dopuścili. Kornel Morawiecki nie spotykał się też z żadnymi nastolatkami, bo i po co? jeżeli Murański spotkałby się z Morawieckim – bez wątpienia zostałby zapamiętany jako najmłodszy wożony sztafetą samochodów, zdecydowanie odbiegający wiekiem od wszystkich innych przechodzących przez „śluzy” i zdecydowanie najmłodszy z objętych nadzorem nasłuchu wszystkich częstotliwości wykorzystywanych przez wojsko, milicję i wszelkiego rodzaju służby.

Kontrwywiad Solidarności Walczącej zawsze pieczołowicie sprawdzał, kto wchodzi w skład organizacji i kto się z nią kontaktuje. Każda z tych osób musiała być solidnie uwiarygodniona. Z najwyższą rezerwą podchodzono do ludzi w jakikolwiek rodzinnie związanych z wojskiem czy jakimikolwiek służbami mundurowymi, z mającymi w rodzinach członków PZPR, ZSL czy SD choćby najniższego szczebla. Jak ognia unikano osób z choćby epizodycznymi kontaktami z przestępczością. Zbliżyć się do struktury Solidarności Walczącej nie było łatwo. A co dopiero z jej ukrywającym się przewodniczącym!

Murański rojący o swojej rzekomej współpracy z Morawieckim najwyraźniej nie wie, iż w wyniku trwających od dziesięcioleci badań prowadzonych przez IPN, Stowarzyszenie Solidarność Walcząca, Pomorską i Dolnośląską Inicjatywę Historyczną oraz cały szereg innych instytucji – lista osób, z którymi współpracował ś.p. Kornel Morawiecki jest ustalona. Zawiera się ona w dwóch edycjach „Słownika działaczy i współpracowników Solidarności Walczącej”, w których są tysiące nazwisk. Nie ma wśród nich nazwiska „Murański”. Nie ma go też na liście jeszcze obszerniejszej, zawierającej kontakty najdrobniejsze i najbardziej epizodyczne, służącej przyszłemu powstaniu „Encyklopedii Solidarności Walczącej”. Badania w tym zakresie prowadził też Ośrodek Pamięć i Przyszłość. W latach 2008 – 2009 wraz z reżyserem Grzegorzem Braunem (tym właśnie Braunem!) i producentem Piotrem Szymą, pełniąc rolę dokumentalisty, realizowałem projekt „Twierdza Wrocław”, polegający na zbieraniu relacji na temat Solidarności Walczącej. Zebraliśmy ich około stu, w materiale tym pojawia się parę tysięcy pracowicie potem spisanych nazwisk. Nie ma wśród nich żadnego Murańskiego. Dobrze by było, żeby tekst ten przeczytali kolejni, pojawiający się co parę miesięcy, rzekomi „współpracownicy Kornela Morawieckiego”. W tym temacie naprawdę oszukać trudno, tutaj kłamstwa „mają bardzo króciuteńkie nogi”.

Tusk przyzwyczaił nas do tego, iż jego słowa są jednym ściekiem nikczemnych łgarstw. Nie dziwi więc, iż kiedy wiarygodność majaków Tuska przebiła najgłębsze już dno, zaczął sobie szukać wsparcia swoich oszczerczych narracji. I oczywiście znaleźć je może tylko wśród osobników o wiarygodności nie większej od Tuskowej. A jeżeli wartość tego, co Murański opowiada w kontekście Karola Nawrockiego jest taka, jak wartość jego opowiastki o rzekomej współpracy ze ś.p. Kornelem Morawieckim, to jest to wartość absolutnie zerowa.

Artur Adamski

Read Entire Article