W internecie natrafiłem na polemikę Sławomira Mentzena i Roberta Winnickiego z Januszem Korwin Mikkem. JKM stał na stanowisku, iż najbardziej Rosję atakują państwa propagujące wszelką zgniliznę moralną przed którą Rosja ma bronić.
Obaj młodsi politycy z kolei twierdzą, iż Rosja sama jest państwem ogarniętym wszelką zgnilizną moralną w postaci nieograniczonej aborcji, alkoholizmu, korupcji oraz niszczenia wolności obywatelskich i gospodarczych. Mentzen z tego wyciąga wniosek, iż trzeba dostarczać broń atakowanej przez Rosję Ukrainie, ponieważ inaczej Polska byłaby atakowana przez Rosję. Jak z powyższego wynika tłem polemiki jest wojna na Ukrainie, a jej uczestnicy niejako sytuują swoje sympatie po rosyjskiej i po ukraińskiej stronie.
Póki co obracam się w kręgach politycznych Konfederacji, więc powyższa polemika bardzo mnie obchodzi. Niestety uważam ją za zasadnicze nieporozumienie i to z obu stron. Postrzeganie wojny na Ukrainie z perspektywy „dobrej” czy „złej” Rosji jest rdzeniem tego nieporozumienia. Wojnę na Ukrainie należy postrzegać przede wszystkim z punktu polskiego interesu narodowego. Dla polskiego interesu narodowego nie jest sprawą pierwszorzędnej wagi czy Rosja jako państwo i społeczeństwo jest przesiąknięta zgnilizną moralną. Dodajmy przy tym, iż Ukraina jest w nie mniejszym stopniu niż Rosja przesiąknięta tymi plagami, a dochodzi do tego plaga nazizmu w postaci ideologii OUN-UPA, co już jest szczególnie groźne z polskiego punktu widzenia.
Zatem pierwszorzędną kwestią jest wpływ wojny na Ukrainie na sytuację Polski. Obaj polemiści JKM zdają się mieć taki sam pogląd w tym zakresie, co PiS i PO, który sprowadza się do tego, iż wspieranie Ukrainy chroni niepodległość Polski. Ten pogląd należy uznać za całkowicie błędny. Niestety, Polska nie jest państwem niepodległym. Co więcej, niemal każdego dnia mają miejsce wydarzenia, które sprawiają, iż rozmiary polskiego zaangażowania w tę wojnę ten stan braku niepodległości pogłębiają.
Dla jasności toku mojego myślenia muszę wyjaśnić co uważam za warunki niezbędne do tego, by Polska niepodległość odzyskała. Otóż na tym etapie rozwoju polityki międzypaństwowej musiałoby się wydarzyć to, co stało się w 1918 roku, czyli przegrana i rozpad wszystkich sił, które przesądzają o tym, iż Polska nie jest niepodległa. Gdyby w ciągu najbliższych kilku lat Rosja się rozpadła i jednocześnie rozpadła się Unia Europejska, w tym Niemcy przestałyby być dominującym państwem w tym układzie, a również USA na skutek wewnętrznych problemów przestałyby z przemożną siłą wpływać na naszą część Europy, to powstałyby warunki do odzyskania przez Polskę niepodległości.
Uważam, iż nie jest to wcale jakieś utopijne założenie. Różne procesy polityczne, społeczne, demograficzne i gospodarcze, które realizowane są od dziesięcioleci, zmierzają w tym kierunku. Wojny, ale o określonym zasięgu i charakterze, mogą te procesy przyspieszać. Dla Polski zasadniczą sprawą jest, by na tych wojnach wzmacniać swój potencjał. Dotyczy to szczególnie obecnej wojny na Ukrainie. W tym punkcie nie znajduję analogii w historii Polski. Jakąś analogią jest polityka prowadzona przez Tomasza G. Masaryka w latach I wojny światowej, sprowadzająca się przede wszystkim do wygrywania sytuacji międzypaństwowej i wzmacniania własnego potencjału bez nadmiernego wykrwawiania się w wojnie, jeżeli nie wymaga tego czechosłowacki interes. Dodajmy, iż polityka Masaryka przyniosła lepsze efekty dla Czechosłowacji niż polityka Dmowskiego i Piłsudskiego razem wziętych dla Polski, oczywiście mając świadomość różnicy wszystkich uwarunkowań. Polityka prowadzona w tej chwili przez polski rząd jest całkowitym zaprzeczeniem polityki Masaryka i – powtarzam – pogłębia stan braku niepodległości.
Biorąc pod uwagę to, co powyżej przedstawiłem najlepiej byłoby, gdyby wojny nie wygrała ani Rosja, ani Ukraina. Wygrana Rosji mogłaby rzeczywiście stwarzać realne zagrożenie dla Polski. Dla Polski, na skutek obecnego zaangażowania, po tej wojnie gospodarczo wyeksploatowanej, zmarginalizowanej i wewnętrznie politycznie zrujnowanej. Z kolei wygrana Ukrainy czyni z Polski dodatek do tejże Ukrainy, jakieś kondominium terytorialnie polsko-ukraińskie, politycznie zarządzane przez USA, a gospodarczo przez Niemcy. Jedna i druga sytuacja oddala szanse na odzyskanie niepodległości. jeżeli ani Rosja, ani Ukraina nie wygrywają wojny, to mamy do czynienia z osłabieniem obu państw w stopniu, który nie pozwala im prowadzić polityki zagrażającej pozycji Polski, a choćby stwarzający szansę na to, by Polska zyskała pewne szanse na odzyskiwanie podmiotowości
To na wschodzie. Pozostaje zachód. w tej chwili brak niepodległości przez Polskę, to głównie zależność od USA i Unii Europejskiej. Dla mnie tragedią jest, iż większość polskiego społeczeństwa uznaje ten stan za jak najbardziej pożądany. W pewnym wymiarze nic się nie zmieniło od czasów zaborów i okresu PRL-u. Chłoniemy wszystko – i to bezkrytycznie – co z Zachodu, jednocześnie gardząc i traktując z góry wszystko to, co ze Wschodu. Nie stworzyliśmy poprzez kulturę, system wartości społecznych, czy choćby system polityczny metod z jednej strony pozwalających przyswajać to, co jako naród nas rozwija i na wyższy poziom wznosi naszą indywidualność i tożsamość, a z drugiej dających umiejętność selekcji i odrzucania wszystkiego, co czyniło i czyni z nas europejski naród drugiej kategorii, źle rządzony, goniący lepszych, ale mający znikome szanse, by ich dogonić, bardziej imitujący wartości niż autentycznie je tworzący.
Nie jestem pewien czy to upoważnione stwierdzenie, ale symbolem tej może choćby cywilizacyjnej porażki jest ruina, którą dzisiaj jest pozycja Kościoła katolickiego z jego przesłaniem moralnym i w polskiej tradycji równie ważnym modelem rodziny, kształtem kultury, stosunków społecznych i porządku politycznego w państwie. Z tej perspektywy wyłania się pytanie czy w takim stanie społeczeństwa będzie z czego budować niepodległość, jeżeli za jakiś czas będzie ku temu polityczna koniunktura?
Andrzej Szlęzak