Second Eden?

liberte.pl 1 year ago

Co przychodzi nam do głowy, gdy mówimy „Gruzja”? Wyborne wino? Soczyste granaty? Kwieciste toasty wznoszone przez tamadę (mistrza ceremonii) w trakcie supry (uroczystej uczty)? Piękne krajobrazy? Niekłamana sympatia Gruzinów do narodu polskiego?

Według tradycyjnych kaukaskich legend i podań, Gruzja to drugi Eden, raj na ziemi, kraj tak piękny, słoneczny i wdzięczny, iż chce się w nim pozostać na zawsze, a w żadnym innym miejscu na globie nie ma tylu urodziwych kobiet.

Każdy, kto odwiedził to małe, ale różnorodne państwo, z pewnością zgodzi się z przytoczonymi powyżej opiniami.

Delektując się tradycyjnymi chinkali czy chaczapuri, rzadko kiedy myślimy więc o bolesnej historii kraju, który dał światu Józefa Stalina i Ławrentija Berię.

Jednak, z tego komfortu i samozadowolenia w sposób równocześnie piękny i bolesny wytrąca nas Nino Haratischwili. Urodzona w 1983 r. i wychowana w Tbilisi, ta gruzińska pisarka w wieku nastoletnim wraz z rodziną wyemigrowała do Niemiec. Pomimo, iż swoje monumentalne i niezwykle plastyczne dzieła tworzy w języku Goethego, porywa swoich czytelników w sam środek Kaukazu w sposób tak niezwykły, iż niemal czujemy na policzkach promienie słońca.

Niedawno premierę miała jej najnowsza książka – prawie 800-stronicowy tom „Coraz mniej światła”, który koncentrując się na latach transformacji ustrojowej, upadku ZSRR, dążeniu Gruzji do wybicia się na niepodległość oraz konfliktach etnicznych na terenie Abchazji, przedstawia los czterech młodych kobiet, próbujących w tych niesprzyjających warunkach znaleźć miłość, akceptację i przyjaźń.

Opowiedziana jako retrospektywa, koronkowo utkana ze zdarzeń, emocji i doświadczeń książka to nie tylko przepiękna opowieść o wchodzeniu w dojrzałość i stawaniu się kobietą – to przede wszystkim opowieść o tym, iż dawne grzechy rzucają długie cienie, a konsekwencje brawurowych działań, konfliktów i wojen, wywoływanych przez mężczyzn, ponoszą kobiety.

Patriarchat w Gruzji jest czymś tak normalnym i oczywistym, jak katolicyzm w Polsce. Z wierzchu wydaje się doskonały, skupiony na ochronie kobiety i czczący ją niczym mityczną kapłankę domowego ogniska.

Dopiero przyglądając się bliżej, orientujemy się, iż rycerskość gruzińskich mężczyzn to tak naprawdę całkowite ubezwłasnowolnienie kobiet, które, chcąc nie chcąc, stają się obiektem pożądania, a choćby towarem, który – odpowiednio wydany za mąż – pomaga uniknąć wojen gangów, czy rozlewu krwi.

Otoczone takim szczelnym parasolem ochronnym, złożonym z ojców, wujów, braci czy mężów, kobiety mogą albo pasywnie poddać się losowi albo próbować wybić się na niepodległość – ryzykując nie tylko swoją reputację, narażając się na kpiny, śmieszność, wyzywanie od szalonych czy wariatek, ale czasem również własne zdrowie czy życie (co Haratischwili opisuje w sposób na równi piękny, jak i dogłębnie smutny).

Nie od dzisiaj wiadomo przecież, iż nic nie wywołuje w „prawdziwym mężczyźnie” tyle lęku, co niezależna i samodzielnie myśląca kobieta.

Wydawać by się mogło, iż geograficznie, kulturowo i religijne jednak odległa Gruzja pełna będzie egzotyki i odmienności, której nie będziemy w stanie przenieść na znane nam realia codziennego życia.

Okazuje się jednak, iż wspólnota doświadczeń kobiet z bloku postkomunistycznego jest irytująco tożsama i irytująco nieznana.

Wszystkim tym cichym bohaterkom, które w pokorze znosiły i znoszą upokorzenia i cierpienia, będące konsekwencją męskich działań, należą się nie tylko płomienne podziękowania, ale przede wszystkim – przywrócenie należnej im pamięci. Tak, jak pamięć o czwórce nieugiętych przyjaciółek z Tbilisi przywraca Nino Haratischwili, dając im głos, którym same opowiedzą swoją historię.

Read Entire Article