Z trudem przesłuchałem przemówienie Putina. Z trudem, bo kilka razy omal nie zasnąłem. Przemówienie miało dynamikę wystąpień komunistycznych genseków i było równie jak one „fascynujące”. Przez większość czasu były podziękowania dla dzielnych czynowników, zapowiedzi nowych wydatków – a to na weteranów i ich rodziny a to na gazyfikację, no i zapewnienia jak to gospodarka nie daje się Zachodowi (to ostatnie to w zasadzie prawda). Do tego, klasycznie, cytat ze Stołypina.
Nic o pełnej mobilizacji, nic o przestawieniu kraju na tory wojenne, nic o zdobywaniu Kijowa, czy choćby odzyskaniu Chersonia. Czyli, to co wiadomo już od miesięcy: Rosja rządzona przez Putina tej wojny nie wygra ani choćby nie zacznie prowadzić jej na poważnie. Dyktatura Putina zaś, to dyktatura miernoty i bylejakości.
Odnotowałem dwa pozytywne elementy tego wystąpienia: jeden bezpośredni – zapowiedź budowy drogi z Moskwy do Kazania i dalej do Kazachstanu i Chin oraz zapowiedź rozbudowy szlaku kaspijskiego do Iranu, oraz drugi – pośredni: wyłaniający się z przemówienia obraz, iż Rosja odwraca się trwale od Zachodu, nastawia się na długotrwały z nim konflikt (również aksjologiczno-ideowy, stając na pozycjach konserwatywnych).
To drugie jest stwierdzeniem nader ogólnikowym, skoro Putin nie zapowiedział zmiany konstytucji, nie planuje odrzucenia przez Rosję formalnych procedur demokratycznych (zapowiedział, iż wszystkie zaplanowane wybory mają się odbyć zgodnie z planem), ani choćby zdecydowanego odcięcia Rosjan od zachodniej pornograficzno-zboczonej, liberalno-lewacko-humanistycznej wspakultury. Rządy Putina oznaczają więc dla Rosji marazm, a dla przestrzeni eurazjatyckiej stopniowy rozkład – w tym roku „defiladę zwycięstwa” w Kijowie miał Biden, nie Putin.
Ten marazm widać było po zgromadzonej publiczności, gdzie dominowały typy zdegenerowane: spróchniali, zapuszczeni starcy, sztuczne, umalowane i utapirowane kobiety. Zabrakło tych agresywnych, zimnych i energicznych „enkawudzistów w skórzanych kurtkach”, którzy tak fascynowali choćby Bierdiajewa.
A, moim zdaniem, Rosja potrzebuje dziś nie miękkiego, gumowego porno-miśka Putina z jego dresiarskim pałacem w Ikodopasie, tylko „nowych barbarzyńców”; Prigożynowskich kryminalistów, brodatych kadyrowców od których wyznawcom „cywilizacji łacińskiej” robi się mokro w gaciach, skórzanych kurtek, kastetów, mauserów c96 itd. Rosja powinna stać się dla Zachodu krajem „nowych Hunów”, „nowych Mongołów” – potrzebuje dziś „nowego Czyngis-chana”.
Ronald Lasecki