Incitatus był hiszpańskim koniem wyścigowym, ulubieńcem cesarza rzymskiego Kaliguli. Koń mieszkał w marmurowej stajni, jadł ze żłobu z kości słoniowej, nosił uprząż wysadzaną drogocennymi kamieniami, chodził okryty purpurą i miał do dyspozycji osiemnastu służących. O życiu Incitatusa na dworze Kaliguli pisze Swetoniusz w swoich Żywotach Cezarów. Według niego Incitatus jako koń wyścigowy miał prawo do spokoju i odpoczynku. Nad tym, by w noc przed wyścigami nikt mu nie przeszkadzał, czuwali pretorianie uciszając nocne hałasy. Poza tym rumak miał mieszkać w marmurowej stajni, chodzić okryty purpurą i w uprzęży ozdobionej drogimi kamieniami, jadać ze żłobu z kości słoniowej.
Według powieści „Ja, Klaudiusz” i „Klaudiusz i Messalina” autorstwa Roberta Gravesa, Kaligula uczynił Incitatusa obywatelem, a następnie senatorem rzymskim. Po śmierci Kaliguli cesarz Klaudiusz sprowadził życie Incitatusa do czysto końskich wymiarów. Zwierzę musiało opuścić stajnię o ścianach pokrytych freskami, wypełnioną drogocennymi sprzętami, zrezygnować z kosztownych okryć i specjalnych stajennych. Odtąd przysługiwała mu tylko dzienna racja konia kawaleryjskiego. Po tak radykalnym zmniejszeniu dochodów Incitatus nie mógł dłużej być członkiem senatu, bo był za ubogi. W ten sposób Klaudiusz nie pozwolił, by rumak pozostał senatorem przez kolejne trzy lata brakujące mu do awansu na konsula, czego wymagało prawo rzymskie.
Jakże inne jest życie Romana - ulubieńca führera Donalda Tuska, znanego też pod ksywą „Król Europy”. Roman nie chodzi okryty purpurą i nie ma do dyspozycji osiemnastu służących! Mimo zabiegów "Króla Europy" - Romanowi nie grozi też, iż zostanie senatorem w Sejmie RP, a tym bardziej we włoskim senacie! Roman bowiem - w przeciwieństwie do Incitatusa - musi ukrywać się gdzieś na rzymskiej farmie, po tym gdy musiał salwować się ucieczką z Polski – po wizycie Prokuratury...
I choć Kasta Niezwykłych Ludzi nie zgodziła się na wydanie wniosku o ściganie Romana, to ulubieniec führera Tuska ma w Polsce przez cały czas status podejrzanego w aferze Polnordu. W październiku 2020 roku CBA rozbiło bowiem grupę, „która wyrządziła szkodę spółce giełdowej na kwotę 90 mln zł” – poinformowało na swojej stronie Centralne Biuro Antykorupcyjne. Jednym z zatrzymanych był właśnie Roman Giertych. Materiał zgromadzony przez CBA wskazuje, iż zatrzymani brali udział w zorganizowanym procederze polegającym na wyprowadzaniu pieniędzy ze spółki, przywłaszczeniu i praniu pieniędzy. „Szkoda w mieniu przekracza 90 mln złotych. Zatrzymani trafią do prokuratury, gdzie usłyszą zarzuty działania na szkodę spółki, przywłaszczenia mienia i prania pieniędzy” – napisano w komunikacie.
Jednak cóż znaczą zarzuty Prokuratury wobec władzy führera totalnej opozycji, który w dodatku był „Królem Europy”? Donald Tusk – niczym cesarz Kaligula – może na liście wyborczej Platformy Obywatelskiej umieścić każdego, a tym bardziej swojego ulubieńca Romana! Skoro Tusk umieścił na tej liście agenta komunistycznych służb Wołoszańskiego, zastępcę Goebbelsa stanu wojennego i obrońcę ubeków Rozenka, czy też zadymiarza Kołodziejczaka – wskazującego „fucka” Amerykanom – iż nie wspomnę innych „wybitnych” w rozkradaniu Polski politruków – to dlaczego na liście kandydatów do Sejmu nie miał by się znaleźć Roman? Roman jest bowiem odwiecznym ulubieńcem Führera Tuska – takim samym jak Incitatus dla Kaliguli…
Nic więc dziwnego, iż w trzy minuty po sopockim oświadczeniu „Króla Europy”, iż Roman zostanie wystawiony liście kandydatów Platformy Obywatelskiej do Sejmu w woj. świętokrzyskim – natychmiast odezwał się z Italii jego ulubieniec: "Potwierdzam słowa Donalda Tuska. Wystartuję przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu z list Koalicji Obywatelskiej w świętokrzyskim. Jarku do zobaczenia w czasie kampanii. Mamy wiele do omówienia…” - napisał Roman na Twitterze.
Roman przezornie jednak nie omówił w swoim tweecie w jaki sposób zobaczy się z Jarkiem w czasie kampanii, skoro na ulubieńca Führera czeka polska Prokuratura, która wysłała mu już ponad 100 zawiadomień do stawienia się na przesłuchanie? To przecież Prokuratura ma „wiele do omówienia” z Romanem, któremu udało się uciec z Polski – a adekwatnie ze szpitala - pod pozorem zawału serca...
Wystawienie Romana na listę Platformy Obywatelskiej zostało uzgodnione w czasie urlopu „Króla Europy” na farmie w słonecznej Italii, gdzie ukrywa się Roman. Samotny Roman – pozbawiony przywilejów, jakie posiadał ulubieniec Kaliguli ucieszył się na wiadomość, iż przez cały czas jest ulubieńcem „Króla Europy”. Wprawdzie Führer totalnej opozycji wystawił Romana na ostatnim miejscu w woj. świętokrzyskim, ale przecież nie takie przeszkody pokonywał bohaterski Roman! Już sama ucieczka z Polski pod pozorem zasłabnięcia i rzekomego zawału serca dowodzi, iż Tusk może polegać na swym ulubieńcu, który wybronił Führera z niejednej opresji. Ot choćby z afery „Amber Gold”, gdzie mafia spokojnie okradła Polaków – pod czujnym okiem ówczesnego premiera i jego syna Józefa Bąka – zatrudnionego przez mafię…
Słowa otuchy do swojego ulubieńca, w istocie zostały przez „Króla Europy” skierowane do Jarosława Kaczyńskiego – oczywiście, jako przestroga: „Żebyś nie czuł się samotny, żebyś poczuł się trochę lepiej - i robię to tylko dla ciebie Jarosławie Kaczyński - wystawię na tej liście, na naszej liście, twojego wicepremiera Romana Giertycha na ostatnim miejscu”…
Można więc sobie wyobrazić „przerażenie” prezesa Kaczyńskiego gdy się dowiedział, iż Führer Tusk wystawił Romana w okręgu, do którego Roman nigdy nie dojedzie w strachu przed Prokuraturą!
Desperacki ruch Führera totalnej opozycji w Sopocie ujawnił niedowiarkom, iż w sytuacji kompromitacji straszenia wyborców „papierowym tygrysem”- Tusk potrafi wyciągnąć z szafy „papierowego konia”, który zdolny jest wykonać dla swojego pana swój ostatni - samobójczy skok...