Tradycjonaliści – zwłaszcza bardziej umiarkowani przedstawiciele tego nurtu – poświęcają wielką część swoich prac analizowaniu form i zjawisk uniwersalnej religijności, spoglądając na nie niejako z zewnątrz poszczególnych wyznań.
Zajmują się religią jako elementem świata, ale także religią jako obrazem świata i wreszcie religią jako sposobem życia człowieka. Dzieło tradycjonalistów ma znaczną wartość, ponieważ wykazuje, iż życie religijne to po pierwsze stan normalny dla człowieka, a po drugie stan, który człowiek powinien z własnej woli wybrać i praktykować, bo dzięki niemu najpełniej rozwija swoje istnienie oraz osiąga najlepszy związek ze światem (przyrodzonym i nadprzyrodzonym, ziemskim i boskim). W ten sposób tradycjonalizm zbija argumenty wszystkich kierunków przedstawiających religię bądź jako „ograniczenie wolności”, bądź jako patologię ludzkiej psychiki, kultury czy historii. Tradycjonalizmu nie da się przy tym zbyć oskarżeniem, iż uprawia tylko stronniczą, interesowną propagandę partykularnego wyznania (w naszych realiach znaną pod nazwą apologetyki katolickiej).
Takie podejście przy wszystkich swoich zaletach pociąga jednak za sobą dwie trudności. W dyskusjach z niewierzącymi, nieprzynależnymi do żadnego wyznania, możemy wyjaśniać życie religijne jako interakcję świadomości człowieka z głębokimi funkcjami jego psychiki-duszy, niższymi i wyższymi, które z kolei pozostają w interakcji ze światem-kosmosem. Możemy tą drogą wykazywać, iż potrzeby religijne są adekwatne istocie człowieka, niesprowadzalne do innych jego potrzeb i iż swoje zaspokojenie mogą znaleźć tylko w praktykowaniu religii. Tak dojdziemy do stosowanego przez niektórych autorów pojęcia homo religiosus. Ale wówczas pojawi się pytanie: czy rzeczywistość boska, czyli sfera sacrum, istnieje obiektywnie, na zewnątrz naszej istoty, czy jedynie w psychice duszy-człowieka?
I choćby o ile na powyższe pytanie udzielimy tej pierwszej odpowiedzi, to czy obrona religii w życiu człowieka poprzez odwołanie się do uniwersalnego ducha religijności, poprzez wykazanie naturalności i wspólności potrzeb i nastawień religijnych we wszystkich religiach tradycyjnych, nie sugeruje, iż człowiek może je realizować w którejkolwiek z nich: judaizmie, islamie, buddyzmie, szintoizmie, hinduizmie lub w tzw. religiach pierwotnych? Tego rodzaju konkluzją wydaje się kończyć na przykład wartościowa skądinąd książka „Religie świata” autorstwa Hustona Smitha (1919-2016). Wybór katolicyzmu nie byłby wówczas bardziej uzasadniony, niż dowolnej z pozostałych.
Obie te trudności rozwiązuje dziełko „Słuchacz Słowa. Ugruntowanie filozofii religii”, które po raz pierwszy w 1941 r. opublikował jezuita Karl Rahner (1904-1984). Ten niewielkich rozmiarów traktat przedstawia człowieka jako istotę nakierowaną wewnętrznie na poszukiwanie odpowiedzi na te dwa pytania: na szukanie, czy gdzieś w świecie nie rozbrzmiewa głos Boga przychodzący radykalnie z zewnątrz świata i samego człowieka, a zarazem wskazujący mu konkretną religię – a więc jako istotę, która nie tylko potrzebuje religii w ogóle, ale również czeka na Objawienie.
Autor zasłynął jako jeden z najbardziej znanych teologów katolickich XX wieku, jednak „Słuchacz Słowa” nie jest pracą z zakresu teologii (co Rahner sam podkreśla), ale właśnie filozofii religii. Jej autor zaczął zyskiwać rozgłos wraz z publikacją książki „Duch w świecie” (1939), w której przedstawił nowe spojrzenie na filozofię św. Tomasza z Akwinu, adaptując na jej potrzeby kategorie heideggerowskiego egzystencjalizmu. W „Słuchaczu Słowa” zaprezentował własny system filozoficzny, niejako obudowujący tomizm od zewnątrz, tak, iż z jego twierdzeniami można się zgodzić zarówno z tomistycznego, jak i nie z tomistycznego punktu widzenia.
Tego ostatniego do dziś nie wybaczyły Rahnerowi środowiska przekonane, iż poza tomizmem nie ma zbawienia. A przecież „Słuchacz Słowa” wpisuje się w wielką niemiecką tradycję traktatów filozoficznych poruszających najbardziej fundamentalne zagadnienia rzeczywistości, która ciągnie się od „Teodycei” i „Monadologii” Leibniza przez XIX-wiecznych klasyków idealizmu po „Bycie i czas” Heideggera czy „Prawdę i metodę” Gadamera.
W jaki więc dokładnie sposób ksiądz Rahner dowodzi, iż człowiek jest ze swej istoty słuchaczem Słowa? O tym najlepiej niech łaskawy Czytelnik przekona się sam [1].
Adam Danek
[1] Karl Rahner, „Słuchacz Słowa. Ugruntowanie filozofii religii”, przeł. Robert Samek, Kęty 2008.
Na zdjęciu: Karl Rahner (pierwszy z lewej)
Myśl Polska, nr 23-24 (2-9.06.2024)