Nostalgia to potężna broń. Sny o dawnej potędze, stabilności, czy chwale to świetny motor napędowy do działania. Potrafi ona również wpędzić w niebezpieczną pułapkę, a idealnym tego przykładem jest środowisko monarchistyczne w Polsce.
Ruch monarchistyczny w Polsce i jego argumentacja
Alternatywy dla kulawej polskiej demokracji poszukuje masa środowisk. Niektóre z nich zerkają przy tym w zamierzchłą przeszłość, proponując alternatywę w postaci przywrócenia ustroju monarchicznego. Przyznać im przy tym trzeba, iż lista ich argumentów jest bardzo obszerna. Pełna argumentacji świeckiej, religijnej, politycznej i ekonomicznej, zależnej oczywiście od reprezentowanej przez dany odłam ruchu typu monarchii. Spotkać można zarówno zwolenników typowej dla dzisiejszego Zachodu monarchii parlamentarnej, jak i dawnego modelu monarchii absolutnej, bliskiej XVIII-wiecznemu Królestwu Francji.
Wskazują oni, między innymi, na większą stabilność rządów monarchicznych, bogate tradycje ustrojowe i estetyczny ceremonializm. Liczne są również argumenty ekonomiczne, pokazujące możliwe wpływy z turystyki.
Gdzie zatem pojawia się problem? Przede wszystkim dzisiejszym polskim monarchistom brak jest spójnej wizji wprowadzenia wymarzonej formy rządów. Zmiana ustrojowa, choćby najmniejsza, wymaga tytanicznego wysiłku, tony planowania i odpowiedniej koniunktury. Żadnej z tych rzeczy dzisiejszy ruch nie posiada. Brak również kluczowego w dzisiejszym społeczeństwie poparcia społecznego, które jednak niespecjalnie zdaje się interesować w myśl elitaryzmu, o którym później.
Przypomnijmy sobie, iż w obecnym społeczeństwie dostęp do informacji to praktycznie formalność. choćby jeżeli konkretne społeczeństwo wykazuje się biernością, wciąż uważa się za suwerena. Odebranie tego prawa wymagałoby zgody ludu, a nad tym dzisiejsi monarchiści pracować nie chcą. Między mrzonki włożyć można wszelkie próby zaprowadzenia „kontrrewolucji” metodami zbrojnymi lub nagłe (przysłowiowe oczywiście) zstąpienie z Niebios „męża opatrznościowego”, który usunie tą paskudną demokrację i wprowadzi na tron Wettyna, Habsburga czy...
Ano właśnie, kogo? Pytanie „Kto ma być królem?” w większości zamyka wszelkie dyskusje. Wysnuwanie propozycji jednego z przedstawicieli dawnych rodów panujących Europy jest o tyle zabawne, iż przecież nie gwarantuje ono zaprowadzenia pożądanego przez środowiska monarchistyczne konserwatywnego ładu. Argument o odpowiednim wychowaniu i przygotowaniu ideowym w dzieciństwie również mija się z rzeczywistością. W końcu król Hiszpanii w latach 1975-2014 Juan Carlos był przygotowywany do rządzenia zgodnie z duchem światopoglądu generała Francisco Franco, a mimo tego okazał się on jednym z głównych architektów demontażu systemu frankistowskiego. Deklarujący się jako katolik Król Belgów Baldwin I, panujący w latach 1951 - 1993 umył ręce od podpisania ustawy gwarantującej przerywanie ciąży, umywając ręce poprzez oddanie władzy na jeden dzień.
Nie ma żadnej gwarancji na to, iż koronowany na tron polski monarcha nie zacząłby reprezentować światopoglądu liberalnego, albo też lewicowego, albo nie uległby w tym presji społeczeństwa. Próby wprowadzenia monarchii absolutnej w stylu przedrewolucyjnej Francji to już czysta fantazja. Jedyną jakkolwiek realistyczną metodą utrzymania takiego porządku byłaby brutalna tyrania, która nie miałaby wiele wspólnego z deklarowanym przez większość ruchu katolicyzmem. Obróciłaby ona przeważającą część społeczeństwa przeciwko państwu, które stałoby się pariasem na arenie międzynarodowej i wewnętrznym potworkiem. Przykład absolutnej Arabii Saudyjskiej, często przytaczany jako kontrargument na międzynarodową izolację jest dość nietrafiony. Arabia Saudyjska posiada w końcu gigantyczne rezerwy strategicznej ropy, i to właśnie one motywują państwa świata do utrzymywania z nią stosunków. Polska tego nie posiada.
Czy próba realizacji własnych fantazji jest tego warta?
Może w takim razie król ceremonialno-reprezentacyjny, który panuje, ale nie rządzi, tak jak w Wielkiej Brytanii? To właśnie przy tym modelu monarchii najczęściej pojawia się argumentacja ekonomiczna. Nowa, polska monarchia miałaby stać się turystycznym hitem, co zasiliłoby mocno budżet państwa i rozpromowało kraj na arenie międzynarodowej.
Problemem modelu brytyjskiego jest jednak jego endemiczność. Brytyjski monarcha jest światowym celebrytą głównie dlatego, iż w tamtym kraju jest to instytucja z gigantycznymi tradycjami, istniejąca nieprzerwanie od XVII wieku i to jest jeden z głównych powodów jej sukcesu. Na splendor władcy odprowadzany jest wielki fragment budżetu państwa, jednakże monarchiści często pomijają egzystujące koszty ukryte, takie jak ochrona.
Czy Polsce rzeczywiście by się to zwracało? Czy ten eksperyment jest rzeczywiście tego warty?
Często przytaczam w tym tekście argumentację nawiązującą do wiary, bowiem współcześni polscy monarchiści deklarują praktycznie w całości przywiązanie do idei monarchii katolickiej. Zabawne jest przy tym powoływanie się na Pismo Święte oraz śmiałe tezy, jakoby Jezus Chrystus sam miał być monarchistą, a Jego Królestwo jest zbudowane hierarchicznie.
To prawda, jednakże przecież Pan stwierdził również w Ewangelii wg. Św. Jana iż „Królestwo moje nie jest tego świata”. Wszelkie próby zbudowania „raju na ziemi” kończyły się w najlepszym wypadku fiaskiem, a w najgorszym tragedią. Tak samo licytowanie się o to, jaką ideologię wyznawałby Jezus Chrystus jest zgoła groteskowe. Przytaczając słowa Joachima Walaszka z jego artykułu „De eccelsia militiante (O kościele walczącym)”:
Kościół to nie partia ani kierunek polityczny, a Jezus nie posiadał legitymacji partyjnej. (...) Krzyż Pański nie może stać się plemiennym totemem ani partyjnym logo, bo byłaby to profanacja. Królestwo Chrystusa nie jest z tego świata, dlatego ustroje są drugorzędne.
Zgodne jest to ze stanowiskiem Kościoła, który w swoim nauczaniu nie wskazuje na jedyną słuszność ustroju monarchicznego.
Kalectwo ruchu monarchistycznego i lekcja z niego płynąca
Ruch monarchistyczny w Polsce zamknięty jest w mentalnej piwnicy. Z jednej strony drzwi do niej trzymają zwykli ludzie, dla których koncept polskiego króla jest fantazją i anachronizmem. Co jednak absurdalne, z drugiej strony drzwi są zabarykadowane przez samych monarchistów.
W swoim przywiązaniu do własnej hiperidealistycznej wizji perfekcyjnej monarchii, w której dobry, katolicki król zarządza pobożnym ludem z pomocą prawej i dobrej arystokracji umyka im rzeczywistość. Historyczne monarchie, pomijając nielicznych władców nigdy obok tego ideału choćby nie stały, a w szczególności te absolutystyczne z przełomu XVIII i XIX wieku.
A choćby gdyby stały, to pojawia się tutaj inna, brutalna prawda. Monarchiczny porządek społeczny stał na fundamentach, których już dawno nie ma. Stał na kodach kulturowo-społecznych, które zniknęły i na mechanizmach gospodarczych, które się zdezaktualizowały. Jakakolwiek próba ich odnowienia będzie fasadą, która w momencie zniknięcia głównej jej podbudowy. Jak dyktatura Franco po śmierci generała, po prostu się zawali i stanie straszącym establishment widmem.
W gruncie rzeczy dzisiejsi monarchiści to fantaści, którym marzy się perfekcyjny świat poddanych i dobrych królów. Pociąga ich piękna estetyka, wyszukany rytualizm i pseudoelitaryzm urodzenia dawnych klas wyższych. Przypomina to bajkę, w której wolą się okopać, bo przeraża ich antykatolicyzm i zepsucie dzisiejszego świata. Debaty o przywróceniu tytułów szlacheckich i to, komu są one należne oraz wieczne kłótnie o to, czy lepszy na tron polski byłby Wettin, Habsburg, a może Burbon są niczym innym jak eskapizmem. Ułudną tęsknotą za światem, którego nigdy nie było.
Polska prawica, by jakkolwiek zwyciężyć, musi proponować świeże rozwiązania. Nie może zapominać o tradycji i swoich ideowych korzeniach, ale musi być przy tym nowoczesna. Brak tej nowoczesności w działaniu i w myśleniu zepchnął ją na peryferia publicznej debaty, z których powoli próbuje się wygrzebać. Sny o „Wielkiej Polsce od morza do morza”, w której każdy obywatel jest nacjonalistą lub o średniowiecznej monarchii dzisiaj zostawmy ludziom, którzy nie chcą niczego zmieniać w swoich życiach.
Żeby wygrać, musimy działać.
Kazus ruchu monarchistycznego to również cenna lekcja dla polskiego ruchu narodowego. Nie bądźmy biernymi epigonami, którzy w odpowiedzi na wyzwania nowoczesności kopiują wzory z przeszłości i nie proponują nic twórczego. Pisma dawnych autorów traktujmy jako dorobek, z którego można czerpać i, co ważniejsze, rozbudowywać. Nie bójmy się krytykować rzeczy i odrzucać tych rzeczy, które już od dawna straciły na aktualności.
W przeciwnym wypadku staniemy tuż obok leśnodziadkowej, endeckiej piwnicy i młodocianych wielbicieli koronowanych głów.