Nie jeden Bóg, ale wszyscy bogowie mi świadkiem, iż alternatywy dla POPiS wyczekuję jak kania dżdżu i niemowlę cycka, ale pod mikroskopem takiego zjawiska zaobserwować się nie da. Wręcz przeciwnie, rzekome alternatywy, które jak wiadomo w liczbie mnogiej nie występują, to nic innego jak te same twarze w nowym makijażu. Obojętnie, czy weźmiemy twarz Hołowni, czy twarz Mentzena, to trafimy na tarze weteranów: Sawickiego i Korwina-Mikke. Nie znajdziemy też żadnej nowej idei, co akurat nie dziwi, bo w polityce jak w piosence, wszystkie chwyty już były.
Skupmy się w takim razie na jednej alternatywie i to tej, co to miała być klinem. Przyznaję uczciwe, iż w tym obszarze życiorys publicysty mam odrobinę poplamiony, z tego powodu, iż sam widziałem w Konfederacji klina. Wydawało się, iż ten zbiór osobliwości, od początku do końca nie przypominający partii, będzie dobrym narzędziem kontrolnym dla POPiS, ale już mi się tak nie wydaje. Pierwsze zachłyśnięcie sondażami, przerodziło się w ”telewizja kłamie”, bo nastały spadki notowań. Przyczyny zmiany trendu są banalne, chociaż warto je podzielić na dwie kategorie. Pierwsza to skupienie uwagi na dwóch największych partiach, które narzuciły „narrację”. PO miało swój marsz i komisję Tuska, PiS referendum. W tej materii trudno mieć do Konfederacji pretensje, po prostu nie mają możliwości skutecznie przeciwstawić się gigantom.
W drugiej kategorii znajdziemy wyłącznie błędy Konfederacji i to właśnie one sprawiają, iż klin się całkowicie stępił. O tym, iż rodzina polityków „nowej nadziei” trafiła na listy wiedzą wszyscy, o kupionych miejscach na liście za przejście byłych posłów Kukiza i PiS, też szeroko się mówiło. Umiejscowienie na liście szczecińskiej „kowidowej zamordystki” to ciągle zarzut numer jeden i tutaj również nie ma o czym gadać. Wszystko to razem wzięte jest serią grzechów głównych, ale doszły jeszcze stare demony. Niejaka Natalia Jabłońska odpaliła protokół 1%, czyli dobrze znany scenariusz wprowadzany w kluczowej fazie kampanii przez jeszcze lepiej znanego Janusza Korwina-Mikke.
Pani Natalia wprawdzie nie twierdziła, iż Hitler nigdy nie mówił o ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej i nie chciała wyrzucać ze szkół niepełnosprawnych dzieci, ale poczęstowała elektorat psinininą. Mięso jak każde inne – stwierdziła Natalia odnosząc się do „uboju psów”. Ktoś powie incydent! Nie, to znak firmowy, który w całej rozciągłości, choć w nieco mniej idiotycznej formie, rysuje lider Sławomir Mentzen. Jednocześnie przyznać trzeba, iż w Konfederacji nastąpiła drobna refleksja, wyrażona przez rzecznika Tumanowicza: „W programie Konfederacji nie ma i nigdy nie było znoszenie zakazu uboju psów na mięso. Zajmijmy się w kampanii poważnymi tematami”. Sęk w tym, iż sprawa dotyczyła osoby, którą można było bez strat poświęcić, a inne, ważniejsze osoby, przez cały czas powielają Korwina.
Lider Mentzen refleksjami się nie przejmuje i jego odpowiedzią na spadki wywołane infantylnością i populizmem przekazu, pozostało więcej infantylizmu i populizmu. Nastąpił prawdziwy wysp komentarzy i filmików Mentzena, gdzie po 100 razy przywołuje niskie i proste podatki, niczym Kukiz JOW-y. Owszem „dowcipkowanie” o tym, iż urzędnik US będzie musiał częstować podatnika „zimną, gęstą wódeczką” albo rozrzucanie pierdyliardów z podobizną Morawieckiego, to jest materiał na 3000 lajków od dzieci, młodzieży i bojówek internetowych, ale nie na 15% głosów, czyli jakieś 2,8 miliona wyborców. Konfederacja żadnym klinem nie będzie, to jest zbieranina oryginałów, która sama siebie zredukuje może do 1%, ale w okolice 10%, by potem odsprzedać najmniej połowę klubu PO lub PiS, w zależności od układu sił.