Zwycięstwo Donalda Trumpa w amerykańskich wyborach prezydenckich spowodowało zrozumiałe poruszenie na całym świecie. Dominuje lęk przed radykalizmem i nieprzewidywalnością poczynań nowego prezydenta, który dał się już poznać z nie najlepszej strony, pełniąc ten urząd w latach 2016 – 2020. Jeszcze będąc elektem Trump zgłosił aspiracje właścicielskie w stosunku do Kanału Panamskiego, Grenlandii i Kanady. Czyżby próbował działać zgodnie z zasadą Alfreda Hitchcock’a, iż trzeba zacząć od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć? Ze zwycięstwa Trumpa cieszą się na całym świecie faszyści i populiści. Prezydent reprezentuje bowiem ich cele i wartości. euforia polskiej prawicy może jednak trwać krótko, gdy okaże się, iż polityka międzynarodowa Trumpa godzi w żywotne interesy Polski.
W polskich mediach większość komentarzy dotyczy globalnych skutków nowej amerykańskiej polityki. Warto jednak zastanowić się nad wewnętrznymi skutkami rządów Trumpa. Czy rzeczywiście ma on szansę uczynić Amerykę znowu wielką z punktu widzenia tych Amerykanów, którzy z różnych powodów czują się sfrustrowani? Stany Zjednoczone są największym światowym mocarstwem. Zachodzi jednak obawa czy rządy Trumpa dla ich wielkości ekonomicznej, militarnej i politycznej nie staną się zagrożeniem zamiast inspiracją ich dalszego rozwoju.
Czym bowiem jest trumpizm? Jest to szczególny rodzaj konserwatyzmu, będący połączeniem nacjonalizmu, populizmu i tradycjonalizmu. Personifikacją tego konserwatyzmu jest silny człowiek, przekonany o swojej racji i pozbawiony wątpliwości. Takiego człowieka gra Trump.
Nacjonalizm Trumpa wyrażający się w haśle „America first”, oznacza w gruncie rzeczy rezygnację z roli, jaką Stany Zjednoczone odgrywały we współczesnym świecie, a którą była obrona demokracji. Ten kraj, korzystający ze swojego potencjału militarnego i ekonomicznego, dążył do utrwalania wartości demokratycznych na całym świecie. Jako taki, stanowił przeciwwagę dla dyktatur i autorytaryzmów. Zamykając się na Europę, według zapowiedzi Trumpa, Ameryka otwiera drogę do realizacji imperialnych zamierzeń Rosji. To koniec wizji Ameryki, jaką znamy od czasów jej Ojców Założycieli. Wartość wolności zostaje zastąpiona znacznie bliższą Trumpowi wartością korzyści. Zamiast walczyć o poszerzanie granic wolnego świata, Trump obiecuje korzyści związane z zakupem lub opanowaniem siłą Grenlandii i Kanału Panamskiego. Być może uda mu się jeszcze uczynić z Kanady pięćdziesiąty pierwszy stan. Trump chce też zapisać się w historii zmieniając nazwę Zatoki Meksykańskiej na Amerykańską.. Swoim nacjonalizmem Trump chce pozyskać zwolenników, dla których wielkość Ameryki nie zależy od jej prodemokratycznej roli w świecie, ale od rozmiaru jej terytorium i zamożności jej obywateli. Wielu Amerykanom podoba się wygodny izolacjonizm, który nie będzie wymagał wysyłania amerykańskich żołnierzy do odległych zakątków świata.
Populizm Trumpa ma szczególny charakter. Trump dużo mówi o konieczności wyjścia naprzeciw potrzebom zwykłych ludzi, poprawie warunków ich życia. Jednak to, co zamierza robić, to przede wszystkim wyjście naprzeciw oczekiwaniom wielkiego kapitału. To dlatego znalazł takie poparcie wśród amerykańskich multimilionerów. Demonstracyjne wycofanie się z działań przeciwdziałających kryzysowi klimatycznemu jest oczywiście przejawem populizmu, bo wychodzi naprzeciw niechęci ludzi do zmian, zwłaszcza gdy wymagają one pewnego poświęcenia. Jednakże odejście od działań związanych z Zielonym Ładem, nieograniczone dokonywanie wierceń w pozyskiwaniu ropy naftowej, dalszy rozwój przemysłu mięsnego, to wszystko służyć ma nie zwykłym ludziom, ale amerykańskiemu biznesowi i rozwojowi turbokapitalizmu. Wyjście naprzeciw chciwości przedsiębiorców jest tu ważniejsze niż troska o warunki życia przyszłych pokoleń.
Podobnie wygląda sprawa z opieką zdrowotną, która W Ameryce jest podporządkowana chciwości firm ubezpieczeniowych. Barak Obama usiłował coś zmienić na lepsze, ale jego program „Obama care” został zlikwidowany właśnie przez Trumpa podczas jego poprzedniej kadencji. Teraz Trump zapowiada leczenie raka dzięki superinteligencji, prezentując się przy tym jako dobroczyńca, który daje nadzieję chorym. Nie wspomina jednak przy tym, iż takie leczenie będzie horrendalnie drogie i stać na nie może ludzi pokroju Muska, Bezosa lub Zuckerberga.
Czysto populistycznym celem jest także powstrzymanie imigracji i masowe deportacje nielegalnych imigrantów. Tu Trump rzeczywiście może liczyć na szersze poparcie ze strony ludzi obawiających się konkurencji w dostępie do zatrudnienia i wzrostu przestępczości. Blokadę dla imigracji skłonni są poprzeć byli imigranci, którzy już urządzili się w USA i najbardziej obawiają się konkurencji ze strony nowych przybyszów. interesujące będą skutki dla amerykańskiej gospodarki, gdy nagle zabraknie imigranckich rąk do pracy.
Tradycjonalizm Trumpa znajduje wyraz w sformułowaniu jego celu: „Żeby Ameryka była znów taka jak dawniej”. Nie wiadomo przy tym jak daleko zamierza się cofnąć: do czasów niewolnictwa, mordowania Indian czy działalności Ala Capone? Wiadomo tylko, iż chciałby powrotu do dawnych obyczajów, w których nie było miejsca dla ludzi LGBT+. Na wszelki wypadek Trump wydał dekret o istnieniu tylko dwóch płci: męskiej i żeńskiej. Niczym wszechmocny demiurg unieważnił w ten sposób istnienie części amerykańskiego społeczeństwa. Zapewnił też w swojej mowie tronowej, iż będzie bezwzględnie zwalczał wszelkie lewicowe próby woke i cancel culture, prowadzące do zmiany spojrzenia na historię USA, w której za bohaterów niesłusznie kiedyś uważano ludzi broniących niewolnictwa i segregacji rasowej, zasłużonych w tępieniu Indian i przeciwników równouprawnienia kobiet. Trump podpisał dekret o zakazie służby w wojsku dla osób transpłciowych oraz o zakończeniu programów różnorodności, równości i włączania w wojsku, które wprowadził Biden. Oczywiście Trump nie zamierza w niczym ograniczać swobody Amerykanów, jeżeli chodzi o posiadanie broni.
Rządy Trumpa cofają cywilizacyjnie Amerykę mimo posiadania najbardziej nowoczesnych technologii. Nie chodzi przy tym o jego decyzje, które jego sukcesor w Białym Domu będzie mógł zmienić lub unieważnić. Chodzi o wpływ tych rządów na kulturę społeczną, który sprzyja postawom nacjonalistycznym i populistycznym. Chodzi o krzewienie obskurantyzmu i irracjonalizmu. Zwolennicy QAnon i innych teorii spiskowych mogą czuć się usatysfakcjonowani. To z nich rekrutowali się napastnicy na Kapitol w dniu zaprzysiężenia Joe Bidena, którzy teraz przeżywają swój tryumf po uniewinnieniu ich przez Trumpa.
Oto kilka przykładów symbolizujących skutki kultury trumpizmu. Pierwszy dotyczy prymatu biznesu bez względu na skutki klimatyczne i zdrowotne dla społeczeństwa amerykańskiego. Ilustrację stanowić może przykład firmy DuPont, która przez dekady używała w procesie produkcji teflonu substancji chemicznej PFOA (perfluorooktanian amonu, znany także jako C8), mimo wewnętrznych badań wskazujących na jej szkodliwość. Tymczasem PFOA, a nie sam teflon, został powiązany z problemami zdrowotnymi, takimi jak zaburzenia pracy tarczycy, zmniejszona płodność i niektóre nowotwory. Produkcja teflonu w miasteczku Parkersburg w Zachodniej Wirginii, gdzie DuPont miał swoje zakłady, doprowadziła do skażenia wody pitnej i licznych problemów zdrowotnych zarówno wśród pracowników, jak i mieszkańców. Ciekawe, jakie będą skutki polityki deregulacyjnej, która szeroko otworzyła drogę dla swobodnej działalności biznesowej w pogoni za zyskiem jako najwyższą wartością.
Drugim symbolem, który od wielu lat charakteryzuje Amerykę, jest rola prawników reprezentujących wielkie korporacje. Ich zadaniem jest skuteczna obrona firm przed oskarżeniami o niszczenie środowiska naturalnego i powodowanie negatywnych skutków zdrowotnych dla pracowników i klientów, a także przed wszelkimi innymi oskarżeniami, jak na przykład o molestowanie seksualne i mobbing. Obsługa prawna firm dąży do maksymalnego przedłużania toczących się procesów sądowych i zawarcia ugody, czyli przekazania poszkodowanemu sporej rekompensaty, która jednak zawsze stanowi tylko niewielki procent zysku z oskarżonej działalności. Aby można było tę działalność przez cały czas prowadzić, bez upowszechnienia jej negatywnych skutków, prawnicy korporacyjni żądają objęcia danej sprawy klauzulą poufności.
Trzeci symboliczny przykład, to atak na klub gejowski Pulse w Orlando na Florydzie w 2016 roku. Ataku dokonał homofob, który z powodów religijnych zastrzelił pięćdziesiąt osób i ranił pięćdziesiąt trzy. Był to najbardziej krwawy akt przemocy wobec osób LGBT+. Ale czy ostatni? Wyraźnie homofobiczny element kultury trumpizmu może łatwo poluźnić cugle nienawiści zwolenników Trumpa nawiązujących do tradycyjnego typu heteroseksualnego macho, pioniera i zdobywcy.
Przykład czwarty jest związany z poprzednim. Chodzi o prawo swobodnego dostępu do broni, jako tradycyjny element amerykańskiej kultury. Przyswojone z kultury Dzikiego Zachodu przekonanie, iż amerykański obywatel musi umieć sam bronić swojej rodziny, swojej posiadłości i swoich praw, od lat zbiera krwawe żniwo w amerykańskich szkołach, gdzie realizowane są liczne strzelaniny. W 2023 roku było ich 349, a w 2024 – 322. W ten sposób młodzi ludzie mszczą się na swoich nauczycielach i kolegach, lecząc swoje kompleksy. Amerykańscy socjolodzy szkolne strzelaniny nazywają już zjawiskiem kulturowym.
Nie ulega wątpliwości, iż Trump, jako przedstawiciel biznesu, który zamierza rządzić krajem tak, jak zarządza się wielką korporacją, pogłębi jeszcze mechanizm maksymalizacji zysku kosztem społeczeństwa. Nieliczni prawnicy podejmujący się obrony zwykłych ludzi przed chciwością i bezdusznością korporacyjnych rekinów, będą w jeszcze większym stopniu niż dotąd outsiderami w swoim środowisku. Trumpa nie interesują bowiem prawa człowieka tylko prawa amerykańskiego biznesu.
Donald Trump podjął się interesującego eksperymentu polegającego na rozwoju kraju przez cofnięcie go do XIX wieku, do polityki celnej McKinleya, do rabunkowej gospodarki zasobami naturalnymi, do dzikiego kapitalizmu i do patriarchalnej kultury. W Ameryce jest jednak dużo ludzi mądrych i społecznie zaangażowanych, którzy nie będą chcieli pozwolić na regres cywilizacyjny swojego kraju, na jego oligarchizację, na pogłębiający się kryzys klimatyczny i zdrowotny, na irracjonalizm rządzących. Do czego doprowadzi rosnąca polaryzacja społeczeństwa amerykańskiego? Biorąc pod uwagę swobodny dostęp do broni, być może do kolejnej wojny domowej.