Prof Dudek: "Polska 2050 w stanie śmierci klinicznej". Oni chcą wypełnić tę lukę w polityce

natemat.pl 2 hours ago
Mają dość kłótni politycznych, chcą działać, dlatego założyli nową partię. Zapał widać wielki, ale pytanie, czy to się uda? Czy Polska jest gotowa na kolejny twór polityczny, skoro dotychczas praktycznie żadnemu nie udawało się przetrwać? Również Polska 2050 nie jest tu dobrym przykładem. – Myślę, iż to początek końca formacji Hołowni. Że oni się nie odbiją – komentuje dr Jacek Kucharczyk, szef ISP. Czy nowa partia mogłaby zająć jej miejsce?


Nowa Polska. Tak nazywa się partia, której powstanie 16 września ogłosili senatorowie Wadim Tyszkiewicz, Zygmunt Frankiewicz oraz Andrzej Dziuba – byli prezydenci Nowej Soli, Gliwic oraz Tychów.

Wiadomo, iż przyłączyli się do nich inni samorządowcy, m.in. z Opola, Szczecina, czy Cieszyna i Hrubieszowa, ale też przedsiębiorcy. Że ma to być liberalno-konserwatywna partia środka. Bez jednego lidera i wodza, czym ma się różnić od innych ugrupowań. Za to z doświadczeniem wielu ludzi, którym coś się chce.

– Nasza partia powstaje po to, by w 2027 roku wyborcy, zniechęceni obecną klasą polityczną, mieli na kogo głosować. Innego sposobu na powstrzymanie brunatnej fali nie widzę – zapowiadał Wadim Tyszkiewicz kilka miesięcy wcześniej w rozmowie z Anną Dryjańską. Mówił wtedy, iż mają setki zgłoszeń od samorządowców i przedsiębiorców ze wszystkich stron kraju.

Dokładnie tak samo działo się, gdy powstawała Polska 2050. Ale też inne partie, które potem popadały w niebyt. Ruch Palikota, Kukiz'15, Wiosna Biedronia, Nowoczesna... To tylko te najbardziej znane. Zawsze na początku był wielki zapał i euforia. A kończyło wielką klapą.

Prof. Antoni Dudek: – Los wszystkich nowych ugrupowań w Polsce po 2001 roku nie wygląda zbyt różowo


– To dobrze, iż nowa partia powstała. Dobrze, iż Polacy – zwłaszcza o centrowych, umiarkowanych poglądach – będą mieli coś nowego do wyboru. Natomiast pozostaje pytanie, czy ta formacja ma szansę zyskać szerszą popularność. I tu jestem sceptyczny. Dlatego, iż los wszystkich nowych ugrupowań w Polsce po 2001 roku nie wygląda zbyt różowo – komentuje w rozmowie z naTemat prof. Antoni Dudek, politolog.

Nie przez przypadek wspomina początek XXI wieku i nowego tysiąclecia.

– Tak się zabawnie złożyło, iż powstały wtedy dwie formacje, które do dziś dominują na polskiej scenie politycznej. A wszyscy, którzy później próbowali zaistnieć, już nie odnieśli takiego sukcesu. Od dawna istnieje jeszcze tylko PSL oraz dawne SLD, dziś Nowa Lewica. Poza tym adekwatnie można powiedzieć, iż jedyną formacją, która nie okazała się sezonowa jest Konfederacja – mówi politolog.

PiS powstał w 2001 roku, PO w 2002. Trudno zliczyć, ile tworów politycznych próbowało zrodzić się od tamtej pory. Prawicowa część kpi dziś z tych prób. Ale były wśród nich także i prawicowe, i inne samorządowe.



Chcieli być trzecią siłą w parlamencie, słuch o nich zaginął


Jeden ze zrywów był w 2023 roku. Prezydent Starachowic powołał wtedy do życia partię Nowa Demokracja TAK, do której przyciągnął około 500 osób, m.in. z samorządów.

Mieli ogromne ambicje polityczne. Szykowali się na wybory parlamentarne i chcieli stać się trzecią siłą polityczną w Polsce. Twierdzili, iż są konkurencją dla PiS i PO. Też określali się jako centrum. – Chcemy pokazać, iż można być nowoczesnym centrum ze skrzydłami lewym i prawym, którego w tej chwili w Polsce nie ma – mówili mi wtedy samorządowcy.

Politolog Rafał Chwedoruk, prof. UW, bezwzględnie to ocenił: – Nie przywiązywałbym strategicznej wagi do tego ruchu.

O partii Marka Materka słuch potem zaginął. Natomiast on sam, jak się okazuje, dołącza teraz do Nowej Polski. Jak stwierdził w rozmowie z "Gazetą Starachowicką", ma nadzieję, iż "uda się stworzyć realną alternatywę dla partii obecnych na scenie politycznej od wielu lat, które koncentrują się głównie na negatywnej kampanii i wzajemnym zwalczaniu się".

Ile już razy słyszeliśmy o alternatywie do obecnych partii? Kto dziś na przykład pamięta, jak w 2018 roku Kornel Morawiecki ogłosił powstanie partii Wolni i Solidarni? A wtedy jej działacze opowiadali nam w euforii: – Zgłaszają się lekarze, adwokaci, profesorowie, dyrektorzy firm, studenci. Tworzymy lokalne struktury. Z każdym następnym dniem, czy tygodniem, jest coraz więcej zainteresowanych ludzi.

Szef Instytutu Spraw Publicznych: – Teoretycznie jest w Polsce miejsce na taką partię


– Oczywiście na przestrzeni lat widać porażki nowych partii. Widać, iż nie jest to łatwe przedsięwzięcie. Jednak teoretycznie Nowa Polska ma potencjał – komentuje dr Jacek Kucharczyk, prezes Instytutu Spraw Publicznych.

Uważa, iż jej siłą byłoby oparcie w samorządach, czyli zakorzenianie trwałych struktur partii w lokalności. W nowej inicjatywie byłby też element świeżości.

Szef ISP nie widzi szans, żeby zastąpiła PiS, czy PO. – Ale może dociążyć stronę demokratyczną polskiej polityki, która jest trochę osierocona po porażce Hołowni. Teraz, gdy Polska 2050 roztrwoniła swoje poparcie, to być może jest przestrzeń, żeby wskoczyć na jej miejsce i odwoływać się do wyborców rozczarowanych tzw. duopolem – ocenia.

– W tej chwili krytycy duopolu mają do wyboru Mentzena i Zandberga. jeżeli na scenie politycznej pojawia się coś, co będzie bardziej umiarkowaną alternatywą, ale też wyraźnie zaznaczającą demokratyczne wartości, to ja bym nie przekreślał takiej inicjatywy z góry. Pytanie, czy rzeczywiście będzie ona mogła przyciągnąć uwagę wyborców. Zobaczymy tylko, jak się za to zabiorą – dodaje.



Prof. Dudek: – Moim zdaniem bez lidera, który będzie twarzą, nic z tego nie będzie


Dr Antoni Dudek uważa, iż samorządność jest atutem tej partii. – Samorządowcy są zapleczem kadrowym dla wszystkich polskich partii politycznych. Wielu polityków zaczynało jako radni. Pan prezydent też zaczynał jako radny w Gdańsku. Problem polega na tym, czy ta partia będzie miała coś poza samorządowcami, którzy chcą zostać posłami czy senatorami. Czy będzie jakiś pomysł programowy, który odróżni ją od Polski 2050 – zwraca uwagę.

Ma też inne wątpliwości.

– Przede wszystkim trzeba mieć bardzo wyrazistego lidera, a pan Tyszkiewicz nie jest kimś szerzej znanym. Doświadczenie tworzenia nowych formacji w Polsce takich jak ruch Kukiza, Palikota, Porozumienie Gowina, czy choćby Konfederacja, polega na tym, iż musi być co najmniej jedna rozpoznawalna postać wokół której buduje się taki ruch. Moim zdaniem bez lidera, który będzie jego twarzą, nic z tego nie będzie – uważa.

Tymczasem twórcy Nowej Polski już zapowiedzieli, iż nie zamierzają być partią wodzowską.

"Partie od Palikota, przez Kukiza, a później Petru, czy teraz Hołownię łączyło jedno. Miały wodzów. Kiedy liderzy tracili poparcie, to znikały też partie. Nowa Polska nie ma jednego lidera. Nie będzie partią wodzowską. Liderów jest wielu i to jest metoda, którą chcemy wykorzystać, aby skutecznie działać w dłuższej perspektywie" – mówił w rozmowie z "Dziennikiem Zachodnim" senator Zygmunt Frankiewicz.



"Polacy lubią partie wodzowskie" vs. "To była przyczyna przyszłych klęsk tych partii"


Prof. Dudek uważa, iż idą pod prąd przekonaniu, które ukształtowało się w polskiej kulturze politycznej – iż partia z liderem to jest prawdziwa partia.

– Polacy nie akceptują tzw. wielogłowia. Ubolewam nad tym, bo też uważam, iż partie niewodzowskie byłyby lepsze od wodzowskich. Ale problem polega na tym, iż Polacy lubią partie wodzowskie. jeżeli partia będzie się upierała, iż nie ma formalnego lidera, to moim zdaniem na starcie skazuje się na marginalizację – uważa.

Zdania są jednak podzielone. Czy brak wodza to dobry pomysł? Dr Kucharczyk uważa, iż tak. Przypomina, iż do tej pory nowe partie zakładały osoby znane i rozpoznawalne. Częściowo ze świata polityki, a częściej spoza. I jak się to kończyło.

– o ile ta partia przybierze charakter wodzowski, to na początku ma szansę być zauważona. Ale później widzieliśmy słabość takich partii. To była przyczyna ich przyszłych klęsk – mówi socjolog.

– Bo partia zbudowana na podstawie popularności jednej osoby i zbudowana wokół tej osoby bardzo mocno jest uzależniona od tego, jak ta osoba jest postrzegana. Przykład Szymona Hołowni. Przez jakiś czas element nie tylko świeżości, ale też osoby, która przyszła spoza polityki, grał dla niego. Jednak on sam swoim zachowaniem roztrwonił ten kapitał społeczny – dodaje.

"Polska 2050 znalazła się dziś w stanie śmierci klinicznej", "Specjalnie dobrze nie rokuję to tej formacji"


Przypadek Polski 2050 to historia szczególna. Materiał na potężne dzieło, jak można zacząć z wysokiego pułapu i spaść. Jej obecną sytuację pytani przez nas eksperci oceniają brutalnie.

– Od początku, gdy Szymon Hołownia wszedł do kampanii prezydenckiej w 2020 roku, miał swoich krytyków jako kandydat, który osłabił stronę demokratyczną, a konkretnie Rafała Trzaskowskiego. Zawsze były wątpliwości co do jego pozycjonowania się na scenie politycznej. To, jak się zachowywał i co mówił w ostatniej kampanii prezydenckiej, rzuciło cień na całą jego formację. Tajnymi, nocnymi spotkaniami z szefostwem PiS, a I później udawaniem, iż nic się nie stało, zupełnie roztrwonił kapitał – mówi dr Jacek Kucharczyk.

– Gdy odejdzie z funkcji marszałka Sejmu straci dużo ze swojej widzialności. Specjalnie dobrze nie rokuje to tej formacji. Myślę, iż to początek jej końca. Że oni się nie odbiją – ocenia.

Prof. Dudek przypomina zaś, iż odkąd Polska 2050 weszła do parlamentu, cały czas mówił, iż przetrwa tylko jeżeli ludzie od pierwszego dnia codziennie będą słyszeć, czym różni się od PO.

– Bo o ile są dwie partie o podobnym elektoracie, to ta mniejsza przetrwa tylko jeżeli, będzie w stanie pokazać zasadnicze różnice dzielące ją od silniejszego gracza. Inaczej jej elektorat zostanie wchłonięty. I tak się stało, choć część przeszła do Konfederacji Mentzena – mówi politolog.

Wytyka, iż po drodze Hołownia popełnił horrendalne błędy, z których za największy uważa to, iż nie wystawił swojego kandydata na prezydenta Warszawy. – Roztoczył czerwony dywan przed Trzaskowskim, przyszłym swoim konkurentem w wyborach prezydenckich. Patrzyłem na to jak oniemiały. Efekt tego przyszedł po paru miesiącach. Notowania Polski 2050 zaczęły dramatycznie spadać. A później było już za późno – komentuje prof. Dudek.

Uważa, iż dziś sytuacja jest raczej nie do uratowania.

– Polska 2050 znalazła się dziś w stanie śmierci klinicznej i raczej się z niej nie ocknie. Część ucieknie do PSL, część do KO. I tej formacji już nie będzie. Czy w to miejsce zdoła wejść nowa partia? Moim zdaniem musi mieć tylko dwa warunki: wyrazistego lidera i nowe pomysły, które pokażą, dlaczego ona ma prawo istnieć w centrum sceny politycznej – dodaje o Nowej Polsce.



"Przestrzeń między PiS i PO jest niezwykle szczupła"


Oczywiście, każda partia i przyczyny jej upadku to odrębna historia. Ale ogólnie: dlaczego tak im się nie udaje? Może Polacy jednak nie są gotowi na nowe partie?

– Wybór jest taki, iż albo ktoś wierzy w PiS i Jarosława Kaczyńskiego albo boi się PiS i uważa, iż PiS jest zagrożeniem dla demokracji i wtedy głosuje na najsilniejszą partię, którą jest KO. Polaryzacja sprawia, iż bardzo ciężko jest się wcisnąć w tę przestrzeń. Udało się to Konfederacji, są teraz czarnym koniem na prawicy, co Kaczyński bardzo źle przyjmuje. Ale zajęło jej to trochę czasu – mówi szef ISP.

Antoni Dudek obrazowo tłumaczy, iż przestrzeń między PiS a PO jest niezwykle szczupła. Porównuje to do... przyrody i warunków klimatycznych. Choć w przypadku polskiego podwórka należy patrzeć odwrotnie.

Wyobraźmy więc sobie kulę ziemską i to, iż na obu biegunach warunki dla rozwoju flory i fauny są fatalne.

– A u nas na biegunach, lewym i prawym, warunki dla Partii Razem i Konfederacji są nieco lepsze niż w centrum, o które trwa zaciekła walka między PiS i PO. Tu tylko PSL tak naprawdę był w stanie dłużej przetrwać. Nikt inny nie jest w stanie. Dlaczego? Bo strefa zgniotu między tymi dwoma ogromnymi formacjami jest tak ogromna, iż wszyscy ci, którzy próbują zaistnieć, mają problem. Ostatnio doświadczyła tego Polska 2050 – mówi prof. Dudek.

Read Entire Article