Prezydent Madagaskaru Andry Rajoelina przyznał, iż opuścił kraj z powodu "próby zamordowania", ale wykluczył swoją dymisję. W orędzieu transmitowanym na żywo w mediach społecznościowych oświadczył, iż znajduje się w "bezpiecznym miejscu", jednak nie podał szczegółów ani nie ujawnił swojego obecnego miejsca pobytu.
Radio France Internationale podało w poniedziałek, iż prezydent opuścił Madagaskar na pokładzie samolotu francuskiej armii. Według RFI do ewakuacji doszło po zawarciu porozumienia z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem, choć francuskie władze utrzymywały, iż nie ingerują w kryzys.
Masowe protesty w stolicy
Na placu 13 maja w stolicy Antananarywie zgromadziło się w poniedziałek rano od około tysiąca do kilku tysięcy osób domagających się dymisji Rajoeliny. Do protestów przyłączyła się elitarna jednostka armii Madagaskaru CAPSAT.
"Jest tylko jeden sposób na rozwiązanie tych problemów, a jest nim poszanowanie dla obecnej konstytucji" - ocenił Rajoelina. Według AFP oznacza to wykluczenie dymisji, co potwierdził także źródło dyplomatyczne agencji Reuters.
Protesty pokolenia Z
Masowa mobilizacja na czele z osobami z pokolenia Z rozpoczęła się 25 września. Młodzi ludzie wyszli na ulice, protestując przeciw ciągłym przerwom w dostawie wody i prądu, ale z czasem ruch przerodził się w bunt przeciwko urzędującemu prezydentowi i jego klanowemu otoczeniu.
Na Madagaskarze mieszka około 30 milionów osób, a średnia wieku wynosi mniej niż 20 lat. Trzy czwarte ludności żyje poniżej granicy ubóstwa, a od uzyskania pełnej niepodległości w 1960 roku do 2020 roku PKB per capita spadł o 45 procent - wynika z danych Banku Światowego.
Rosnący bilans ofiar
Według wyliczeń ONZ od początku protestów zginęły 22 osoby, a ponad 100 zostało rannych. Prezydent kwestionował ten bilans i twierdził, iż w starciach ze służbami zginęło 12 "złodziei i wandali".
Źródła wykorzystane: "PAP" Uwaga: Ten artykuł został zredagowany z pomocą Sztucznej Inteligencji.