
Często słyszę argument: „wolny rynek jest możliwy tylko, jeśli uczestnicy mają moralność”. To brzmi pięknie — niemal biblijnie. Jednak to odwraca relację przyczyn i skutków. Moralność nie tworzy rynku. To rynek — rozumiany szerzej, jako proces dobrowolnych wymian — kształtuje moralność. Niemniej nie wszelką moralność, nie całość światopoglądu — ale tylko ten wycinek, który jest potrzebny do wolnego handlu.
Hayek nazwał to spontanicznym porządkiem: ładem, który nie jest projektowany przez żaden rozum zbiorowy ani instytucję, lecz wyrasta z działań jednostek. Każdy kieruje się własnym interesem, lecz w efekcie powstaje sieć współpracy — handel, język, pieniądz, prawo, kultura. To nie państwo ani filozofowie wymyślili uczciwość w transakcji, tylko doświadczenie rynkowe nauczyło ludzi, iż oszust traci klientów. Oszuści istnieją tylko i wyłącznie z powodu tego, iż istnieje przemoc, a szczególnie instytucje ją inicjujące.
Prawo naturalne, o którym tak często się mówi, to nie to samo co prawo cywilizacyjne. „Naturalne” prawo to prawo dżungli, to nasze instynkty, behawioryzm homo sapiens: przetrwa silniejszy. Dopiero cywilizacja — a więc ład kulturowy wyrosły z tysięcy takich spontanicznych doświadczeń — wytworzyła prawo zwyczajowe, które chroni własność i wymianę. To właśnie ten rodzaj prawa, który Mises uważał za konieczny dla funkcjonowania rynku — nie jako narzucony dekret, ale jako ewolucyjnie ukształtowany zestaw reguł współżycia. To się nazywa „wolnorynkowy kapitalizm” i to jest kultura, a nie natura, cywilizacja, a nie państwo.
Państwo nie jest gwarantem tej cywilizacji. Państwo to monopol na przemoc, a monopol degeneruje się, gdy nie ma konkurencji. Hayek pisał, iż największym zagrożeniem dla porządku spontanicznego jest właśnie centralne planowanie: przekonanie, iż mądry rząd może uregulować rynek lepiej niż miliony uczestników. Mises pokazał, iż w gospodarce centralnie planowanej nie istnieje rachunek ekonomiczny — nie ma cen, więc nie ma informacji. Rothbard dopowiedział: państwo nie może poprawić rynku, może jedynie go zniszczyć.
A co z monopolem prywatnym? To klasyczne pytanie przeciwników wolnego rynku. „A co, jeśli jeden koncern wykupi wszystkich i zacznie dyktować ceny?”. Otóż — jeśli zrobi to bez przemocy, to nie ma problemu. Bo monopol, który powstał dzięki dobrowolnym wyborom klientów, nie jest zagrożeniem, lecz nagrodą za efektywność. Taki monopol istnieje, dopóki dostarcza najlepszy produkt po najlepszej cenie. W momencie, gdy zacznie szkodzić klientom — powstaje okazja dla konkurenta. Ważne, by państwo nie tworzyło bariery wejścia — a państwo zawsze ją robi i ją powiększa.
Mises pisał o tym jasno: „Monopol nie jest grzechem rynku, lecz rezultatem ludzkich preferencji”. Hayek dodawał, iż rynek ma własne mechanizmy korygujące — nikt nie zabrania powstawania alternatyw. Rothbard poszedł dalej: prawdziwy monopol powstaje dopiero wtedy, gdy państwo zakazuje konkurencji. To ono tworzy bariery wejścia: koncesje, regulacje, podatki, licencje.
Dlatego dumping — czyli czasowe obniżanie cen, by zdobyć rynek — jest nie tylko dopuszczalny, ale i pożyteczny. To dobrowolna forma inwestycji. Jeśli ktoś jest w stanie sprzedawać taniej i ponosić straty, to znaczy, iż ma lepszą strategię kapitałową. Klienci korzystają. A jeśli pomyli się w kalkulacji — bankrutuje. Nie ma tu miejsca na moralne potępienie, jest tylko rachunek zysków i strat.
Rynek to nie raj dla świętych. To mechanizm uczenia się przez błędy. Moralność nie jest jego warunkiem, lecz skutkiem. Społeczeństwo handlujących ludzi — jak pisał Mises — to społeczeństwo, które samo generuje reguły współpracy, uczciwości i prawa. Gdy to zastępuje prawo przymusu, powstaje nie rynek, lecz biurokracja.
Nie trzeba więc państwa, by istniała cywilizacja. Trzeba cywilizacji, by nie potrzebować państwa.
Grzegorz GPS Świderski
]]>https://t.me/KanalBlogeraGPS]]>
]]>https://Twitter.com/gps65]]>









