Pomimo braku centralnych obchodów, pomimo dwuznacznej postawy władz państwowych pokazaliśmy, iż nie zapomnieliśmy o Wołyniu. Bo zapomnieć nie sposób. O bestialstwie sąsiadów, o ludzkiej tragedii, o stosach niepogrzebanych kości.
W naszej cywilizacji, która swą kulturę wywodzi wprost ze starożytnej Grecji, pochówek zmarłych ma szczególne znaczenie. Jest nie tylko formą pożegnania z bliskimi, którzy odeszli i zamknięcia okresu intensywnej żałoby po śmierci. Z perspektywy pierwotnej, ludowej duchowości pogrzeb stanowił istotny obrzęd, jeden z tych, które nakreślają ramy egzystencji. Ten moment stanowił ostateczne i nieodwracalne wyłączenie umierającego ze społeczności. Dlatego towarzyszył mu niezwykle skomplikowany i bogaty rytuał, złożony z całego zespołu obrzędowych nakazów i zakazów. Tak postrzegany rytuał pogrzebowy był realizacją instynktownej potrzeby zapewnienia zmarłemu „dobrej śmierci”. Spełnienia naszego (społeczności) obowiązku wobec niego.
Nawet dziś, gdy coraz mniej rozumiemy pobudki stojące za decyzją Antygony, gdy na rzecz rozszalałego konsumpcjonizmu odrzucamy duchowość, wciąż kultywujemy rytuały pogrzebowe. Wciąż są dla nas ważne.
Dlatego nie spoczniemy nim pochowamy naszych zmarłych. Bo to nasi zmarli, choć najczęściej nie byliśmy z sobą spokrewnieni. Byliśmy jednak częścią wspólnoty, szerszej niż rodzina czy ród. Wspólnoty, z której ci leżących w bezimiennych mogiłach zostali brutalnie wyrwani. Pozostawiając po sobie pustkę.
Dlatego przez całą Polskę przemaszerowały w ostatnich dniach dziesiątki marszy „wołyńskich”. Dalego zorganizowano dziesiątki konferencji, wystaw uroczystości. A choćby mszy, bo pomimo zaprzaństwa polskiego episkopatu wciąż wielu duchownych zachowało zdrowy narodowy instynkt. Dlatego w te upalne letnie dni dziesiątki tysięcy z nas zgromadziły się. By pokazać, iż pamiętamy. By przypomnieć tym, którzy swój partyjny interes stawiają wyżej od interesu narodowego, iż nie zapomnimy o naszym obowiązku. Obowiązku pochówku zmarłych.
Rzecz jasna naiwnością byłaby wiara, iż nasze oczekiwania zostaną zrealizowane przez „zaprzyjaźnioną” Ukrainę. Celnie podsumował to Mirosław Majkowski pisząc: „Nie łudźmy się. Żadnej zgody na ekshumacje i pochówek pomordowanych nie będzie. Przyczyny są banalnie proste.
Po pierwsze otwarcie dołów śmierci i wyciągnięcie na światło dzienne dziesiątków tysięcy dziecięcych, kobiecych czaszek rozbitych młotami czy siekierami przebiłoby się obrazem do świadomości ludzi na całym świecie. W jednym momencie runąłby cały mit założycielski współczesnej Ukrainy oparty na ” rycerskiej UPA”.
Po drugie, a w zasadzie nawiązując do pierwszego nie pozwolą na to zagraniczne ośrodki, które od kilku dekad skrzętnie pracują nad odbudową ukraińskiego szowinizmu przy czym każdy z nich ma w tym inny cel. Nie po to wpompowano ciężkie pieniądze w broszury, wydawnictwa, budowę struktur, filmy, symbolikę, organizację wielotysięcznych marszów bogato udekorowanych neobanderowską symboliką, aby teraz to wszystko runęło. No chyba, iż wierzycie w to, iż sfinansowano to wszystko ze składek członkowskich w kraju gdzie przeciętna emerytura wynosi 400 zł, a pensja kilka więcej. Więc nie tylko Ukraińcy na to nie pozwolą.
Po trzecie nie pozwolą, bo czerpią dziką satysfakcję z tego, iż mogą Lachom grać na nosie, iż mogą w ten sposób poniżać nasze władze państwowe i ogół społeczeństwa.”
Ta trafna diagnoza stanu rzeczywistego nie jest bynajmniej usprawiedliwieniem dla bierności. Przeciwnie, wyłącznie motywuje do dalszej konsekwencji. Bowiem Polska posiada w tej chwili wszelkie siły i środki by wymusić na Ukrainie oczekiwane przez nas rozstrzygnięcie. By jednak do tego doszło najpierw potrzebna jest wola polityczna po stronie rządzących. A tej w tej chwili brak.
Przemysław Piasta
Fot. Wojtek Wardejn (Radio Poznań)