Pokonali populistę w Rumunii. Mówią nam, jaką lekcję widzą dla Polski: "Masowa mobilizacja"

natemat.pl 5 hours ago
Stali się przykładem dla Polaków, których przeraził wynik w pierwszej turze Karola Nawrockiego, Sławomira Mentzena i Grzegorza Brauna. "Rumuni pokazali, iż można pokonać populistę. My też możemy!", "Rumunia obroniła swoje miejsce w Europie. Bierzmy przykład" – od niedzieli rozbrzmiewa u nas taki przekaz. Ale jak Rumuni tego dokonali? Co miało u nich największy wpływ na wynik wyborów? – Młodzi ludzie. Studenci. Masowa mobilizacja. Strach przed tym, co może czekać Rumunię, jeżeli populista wygra – mówią nam rumuńscy politolodzy. Oto, jaką lekcję widzą ze swojego kraju dla kampanii wyborczej w Polsce.


Śledzą doniesienia z Polski. Obserwują wybory prezydenckie u nas.

– My również mieliśmy dwa tygodnie kampanii przed drugą turą. Trzymam za was kciuki – mówi prof. Alina Mungiu-Pippidi, bardzo znana rumuńska politolog.

– Myślę, iż w drugiej turze wyborów w Polsce rywalizacja będzie dość wyrównana, zwłaszcza iż kandydaci z trzeciego i czwartego miejsca to również nacjonaliści, a kandydat PiS ma duży potencjał wyborczy. Jednak jeżeli konserwatyści wygrają, pozycja Polski w UE może ponownie się osłabić. Niepokoi nas to w Rumunii, ponieważ silna Polska mogłaby wzmocnić również nasze stanowisko, szczególnie w sprawie Ukrainy, ale nie tylko – analizuje George Vadim Tiugea, politolog.

Prof. Cristian Pîrvulescu, również jeden z najbardziej znanych rumuńskich politolgów: – Życzę Polsce demokratycznych i spokojnych wyborów.

Rozmawiamy o wyborach w Rumunii, by zrozumieć, jak siłom demokratycznym i proeurpejskim udało się obudzić rumuński naród. Jak tam wyglądała kampania na ostatniej prostej i co w niej najbardziej zaważyło o porażce populisty George'a Simiona? Ale także, jaką lekcję widzą po rumuńskich wyborach dla Polski, tuż przed drugą turą wyborów prezydenckich?

Lekcja dla liberałów w Polsce? Zjednoczyć się. Pokazać zagrożenie. Walczyć o młodych


– Przypadek Rumunii oferuje Polsce dwie najważniejsze lekcje. Po pierwsze, kluczowa jest jedność. Obóz liberalny musi działać wspólnie, unikając podziałów. A po drugie, debata musi być przedstawiana jako wybór ustroju, a nie osobowości. Wyborcy są w stanie przezwyciężyć różnice ideologiczne, aby zapobiec erozji demokracji. Jasny przekaz dotyczący stawki – porządek demokratyczny kontra populistyczna destrukcja – może zmobilizować niezdecydowanych wyborców – radzi prof. Pîrvulescu.

George Vadiim Tiugea: – jeżeli chodzi o liberałów w Polsce, moja rada jest taka, żeby unikać wchodzenia w populistyczną grę i przyjmowania populistycznych tematów (np. antyimigracja). I skupić się bardziej na realnych problemach zwykłych ludzi, w tym młodzieży. To dobrobyt ekonomiczny, praca, zdrowie, edukacja, mieszkania, bezpieczeństwo.

Ale jak to zrobić i jak dotrzeć do młodzieży, kiedy ta w Polsce postawiła właśnie na skrajną prawicę Sławomira Menztena?

– Nie wierzę, iż wszyscy młodzi ludzie w Polsce tak myślą. Myślę, iż wszyscy młodzi ludzie w Europie dbają o wolność podróżowania, o to, iż są w strefie Schengen, iż mogą studiować i pracować w krajach zachodnich. Myślę też, iż ludzie są wrażliwi na to, iż fundusze UE mogą zostać obcięte, jeżeli wygrają niewłaściwi kandydaci. I to wszystko musi wybrzmieć w kampanii – podkreśla prof. Alina Mungiu-Pippidi.

Przypomina problemy Polski z Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości. – Nie chcemy mieć nowych problemów. Kraj ledwo przebrnął przez te trudności. Uważam, iż to powinno wystarczyć, aby zapewnić dobrą mobilizację w społeczeństwie. I nie chodzi o to, iż trzeba wygrać przytłaczającą większością głosów. Dla nas ważne było, żeby wygrać przynajmniej minimalnie, co ostatecznie się udało – mówi.

Jaką ona miałaby radę dla liberalnego kandydata w Polsce?


– Obawiam się, iż ta groźba była mobilizującym hasłem w wyborach w Rumunii. Ludzie zostali zmuszeni, by bardzo wyraźnie zmierzyć sie wizją tego, co by się stało następnego dnia, gdyby wybory prezydenckie wygrał inny kandydat – mówi.

"Polacy można! Rumunia dała przykład!"


Przypomnijmy – gdy 18 maja Polska głosowała w pierwszej turze wyborów prezydenckich, Rumunia w drugiej turze wybierała prezydenta. Tym, jak pokazała czerwoną kartkę populistom, wzbudziła podziw nad Wisłą.

Skrajny nacjonalista George Simion, który obnosił się z przyjaźnią z Karolem Nawrockim oraz PiS (i vice versa), wygrał pierwszą turę 4 maja i wiele wskazywało na to, iż może wygrać drugą.

Dalsza część artykułu poniżej:


A jednak przegrał. Prezydentem Rumunii został Nicușor Dan, burmistrz Bukaresztu, znany z walki z korupcją, który zdobył 53,6 proc. głosów. – Mam nadzieję, iż wygra proeuropejski kandydat – powiedział odnosząc się do Polski. Na Simiona głosowało 46,3 proc. wyborców. Dziś skrajnie prawicowy lider Związku Jedności Rumunów (AUR) kwestionuje swoją przegraną i domaga się unieważnienia wyborów.

W Polsce po wygranej Dana zapanowała euforia. Głos zabierali politycy, publicyści. Zywkli internauci reagowali: "Polacy można! Rumunia dała przykład!", "Dała nam przykład Rumunia, iż od Rosji ważniejsza Unia! My nie gorsi!".

Jak więc Rumuni tego dokonali?


Mobilizacja. To hasło klucz do sukcesu demokratów w Rumunii. Wybrzmiewa we wszystkich rumuńskich mediach i analizach wyborczych. Każdy z pytanych przez nas rumuńskich politologów również bardzo mocno to akcentuje. Spójrzmy więc, jak widzą to nasi rozmówcy.

"To strach zmobilizował wyborców", "Mobilizacja była potężna", "Ogromna rola studentów"


– Porażka George’a Simiona w drugiej turze była wynikiem szerokiej mobilizacji demokratycznej – podkreśla prof. Cristian Pîrvulescu.

– Pierwszą turę wygrał, wykorzystując frustrację społeczną i nastroje antysystemowe. Druga tura przekształciła się w referendum na temat charakteru ustroju politycznego. Wokół Nicușora Dana zjednoczyli się wyborcy demokratyczni, proeuropejscy, mieszkańcy miast, którzy w innych okolicznościach mogliby poprzeć różnych kandydatów. To strach przed autorytarnym zwrotem i potencjalnym zbliżeniem Rumunii do polityki w stylu Orbána czy Putina zmobilizował wyborców ponad podziałami ideologicznymi – mówi.

Prof. Alina Mungiu-Pippidi opowiada, iż ta mobilizacja była potężna i w kraju, i za granicą, tak ludzie przestraszyli się wizji kraju z nacjonalistami i chcieli, by Rumunia pozostała w UE i NATO. Jak zaznacza, nie było to napędzane przez żadną partię. To różne stowarzyszenia i grupy społeczne, które na co dzień mają inne cele, zostały wykorzystan, zjednoczyły się. Powstała wręcz koalicja różnych koalicji, której celem było nie dopuścić populsty do władzy.

– Wszystkie te koalicje wykorzystały swoje dobrze wyćwiczone mechanizmy na rzecz tego, by Rumunia pozostała w Europie. Przeciwko Putinowi. I to zadziałało. To była po prostu mobilizacja rumuńskiego społeczeństwa. Ogromna mobilizacja. Zaczynając od miast uniwersyteckich, które pokazały frekwencję wyborczą na poziomie ponad 70 proc, co nie miało miejsca od lat – mówi.

Ale przede wszystkim zwraca uwagę na studentów. Jak mówi, to nie Dan się do niech zwrócił, choć był aktywny na TikToku, to oni sami się mobilizowali.

– Każdy student w kraju stał się propagandystą przeciwko Simonowi. Studenci pojawili się w ogromnej liczbie na wyborach – mówi.

George Vadim Tiugea też mówi o młodych ludziach.

– Decydującym czynnikiem okazała się mobilizacja nowych wyborców przez Nicușora Dana, co ostatecznie zapewniło mu zwycięstwo. Widać to w porównaniu do pierwszej tury, ale też do innych wyborów. To zwłaszcza młodzi ludzie, którzy zwykle nie interesują się polityką, ale postrzegali Simiona jako zagrożenie dla wolności i demokracji oraz jako odnowiciela dawnych dyktatur z historii Rumunii. Faszystowskiej i komunistycznej – podkreśla.

Strach przed Rosją, która ingerowała w rumuńskie wybory w grudniu zrobił swoje i na pewno w tym względzie sytuacja i nastroje społeczne są dziś nieporównywalne do Polski.

Jednak bardzo wiele podobieństw między obu krajami się rysuje. To silna polaryzacja społeczeństwa. Ogromny wzrost nastrojów antysystemowych i niechęć do głównych partii, które rządziły do tej pory. choćby podział kraju, jeżeli chodzi o elektorat – na wieś i miasto. Rumunia, mniejsza liczebnie niż Polska, ma jednak bardzo silną diasporę za granicą.

Dalsza część artykułu poniżej:


Ten podział to ważne tło, nie sposób o tym nie wspomnieć.

Podział kraju, podział rumuńskiego społeczeństwa


George Vadim Tiugea tak tłumaczy podział rumuńskiego społeczeństwa: – Istnieje głęboki podział między tradycyjnymi grupami konserwatywnymi, które zamieszkują głównie obszary wiejskie i małe miasta, a progresywnymi grupami liberalnymi, skoncentrowanymi w dużych i średnich miastach. Każda z tych grup postrzega drugą jako zdradzającą interes narodowy Rumunii. Czasami ten podział rozrywa choćby tradycyjne partie polityczne – takie jak socjaldemokraci, popierani głównie przez osoby konserwatywne i nostalgiczne wobec komunizmu – albo wręcz całe rodziny.

Do tego podziału również odnosi się prof. Alina Mungiu-Pippidi.

– Rumunia, tak jak Polska, jest bardzo wiejskim krajem. choćby bardziej niż Polska – podkreśla. Sporo mieszkańców tej wsi wyjechało za granicę. Jak mówi, wyjechały wręcz całe wioski, "z całą swoją mentalnością". Nie zintegrowali się, a choćby w ogóle nie dostosowali się do poziomu kraju, do którego wyemigrowali.

Rumuńska diaspora na ogół głosowała na prawicę i na to liczył Simion. Jednak tym razem mobilizacja społeczeństwa spowodowała, iż głosy za granicą bardzo się wyrównały.

– To nie była jednolita masa ludzi prawicowych. To byli ludzie o poglądach prawicowych. Wśród zwolenników pana Simiona byli także prawdziwi faszyści. Ale było ich niewielu – mówi o jego wyborcach politolog.

Natomiast wielu – jak zaznacza – było takich, którzy z nostalgią wspominają komunizm. – Oni stanowili też silny trzon ruchu antyszczepionkowego, który w Rumunii odegrał bardzo istotną rolę. Rumunia jest krajem o najniższym wskaźniku szczepień w UE. Częściowo wynika to z aktywizmu tych grup, samego pana Simiona oraz żony pana Georgescu, którego kandydatura została unieważniona w grudniu. To ona była liderką ruchu antyszczepionkowego. W ten sposób zbudowali swoje zaplecze – tłumaczy prof. Alina Mungiu-Pippidi.

Jak słyszymy, docierali do ludzi narracją, iż nigdy nie byli u władzy, iż nie są skorumpowani, iż promują interesy Rumunii oraz zdrowy styl życia.

– Zdrowie i natura stanowią bardzo istotny element ich przekazu i atrakcyjności. Ale to zadziałało na ludzi, gdy przed pierwszą turą wyborów mieli przed sobą podzielone partie polityczne. W momencie, gdy wszyscy inni zjednoczyli się przeciwko nim, a oni sami zostali przedstawieni jako siła wroga Europie, wszystko się zmieniło. Fakt, iż Moskwa cieszyła się z postępów pana Simiona, był wystarczającym dowodem – mówi politolog.

Dalsza część artykułu poniżej:


Ostatecznie o wyniku wyborów w Rumunii zadecydowała nie diaspora, a duże miasta.

– One są bardziej zaludnione niż obszary wiejskie. I to przesunęło równowagę. adekwatnie wszyscy mieszkańcy miast w całym kraju, z wyjątkiem trzech, a mamy ich 42, zagłosowali na pana Dana. Natomiast powiaty, głęboka prowincja, zagłosowała na pana Simiona. Kiedyś była to baza wyborcza byłej partii komunistycznej. Jednak frekwencja tam była teraz niska, gdyż aktywni mieszkańcy wyjechali na Zachód – dodaje.

Jak w praktyce wyglądała ta walka przed drugą turą wyborów?


Jak wyglądała kampania na ostatniej prostej


Jak mówi Cristian Pîrvulescu, końcowy etap kampanii był bardzo intensywny.

– Społeczeństwo obywatelskie, niezależne media, a choćby niektóre głosy religijne i akademickie wystąpiły z silnymi apelami o czujność demokratyczną. Diaspora wzięła udział w wyborach w rekordowej liczbie. Był to bardziej głos przeciwko Simionowi niż za Danem – przeciwko ekstremizmowi, przeciwko wizji Rumunii odwracającej się od demokracji liberalnej. Niemniej jednak wizerunek Dana jako racjonalnego, nieskorumpowanego i przewidywalnego lidera sprawił, iż taki wybór był możliwy – komentuje.

George Vadim Tiugea opowiada, iż końcowy etap kampanii był nietypowy, ponieważ George Simion unikał bezpośrednich debat z Nicușorem Danem, bo chciał uniknąć strat. Że podczas jedynej debaty, w której obaj wzięli udział, Dan zaprezentował się jako bardziej doświadczony polityk, a Simion posługiwał się głównie retoryką i atakami personalnymi.

Poza tym opierał swoją kampanię w dużej mierze na poparciu Călina Georgescu, czyli zwycięzcy pierwszej tury z grudnia 2024 roku, który został zdyskwalifikowany decyzją Trybunału Konstytucyjnego.

– W związku z tym Simion nigdy nie był postrzegany jako niezależny kandydat, ale jedynie jako agent Georgescu, a szerzej – Putina. Wygłaszał też kontrowersyjne deklaracje, np. iż zwolni 500 tysięcy urzędników państwowych, aby uczynić państwo bardziej efektywnym (rpawdopodobnie zainspirowany działaniami Elona Muska wobec DOGE w USA), czy iż przestanie wspierać Ukrainę w obliczu rosyjskiej agresji – dodaje.

Jego zdaniem porażka George’a Simiona z Nicușorem Danem tak naprawdę nie była wielkim zaskoczeniem: – Jedynie liczby okazały się wyższe niż zwykle. Frekwencja na poziomie 65 proc. to wynik, jakiego Rumunia nie widziała od 20 lat.

Czy jest dumny z wyników wyborów?


Oto główna lekcja płynąca z Rumunii: – W krajach Europy Środkowo-Wschodniej istnieje takie niebezpieczeństwo


– Oczywiście, mogę powiedzieć, iż trochę tak. Szczególnie z tego, iż młodzi ludzie uświadomili sobie, iż ich głos może coś zmienić. Głównym impulsem dla nich był strach przed utratą praw i wolności. Głównym narzędziem dotarcia do nich były media społecznościowe. Jednak nie jestem dumny z tego, iż tak wiele osób wciąż chce wracać do przeszłości, i iż są niezadowoleni ze swojego życia – odpowiada.

Podkreśla:


– Grupy te składają się nie tylko z osób starszych, ale także z młodych ludzi, którzy nie doświadczyli totalitaryzmu, których rodzice wyjechali do pracy w Europie Zachodniej, a których dziadkowie przekazali im zniekształconą wersję historii – mówi.

Prof. Cristian Pîrvulescu dodaje, iż Rumunia wysłała silny sygnał do Europy: – Że mimo swoich słabości, nie jest gotowa zamienić demokracji na populizm. Te wybory na nowo pozycjonują Rumunię jako zaangażowanego członka Unii Europejskiej, dystansując ją od osi nieliberalnej, której częścią są Węgry. To również cios dla aktorów zewnętrznych, w tym Rosji, którzy próbowali wykorzystać wybory w Rumunii do własnych celów.

Jakie nastroje obserwuje dziś w Rumunii?


– Dyskurs publiczny po wyborach jest zarazem pełen ulgi, jak i ostrożności. Wiele osób świętuje zwycięstwo wartości demokratycznych, ale jednocześnie dostrzega kruchość obecnej sytuacji. Media społecznościowe są pełne refleksji nad tym, co mogło zostać utracone, a tradycyjne media podkreślają potrzebę odbudowy zaufania do instytucji – mówi.

Read Entire Article