Czy spoglądacie czasem na wypowiedzi kandydatów mających zabiegać o nasze głosy w zbliżających się (jeśli rzeczywiście się one odbędą w konstytucyjnym terminie) wyborach parlamentarnych?
Doprawdy ciężko się ich słucha: język drewniany i koślawy, refleksji i jakiejkolwiek myśli niemal zupełnie brak, za to mniemanie o sobie często strzeliście wysokie. Te twarze, które za chwilę raczyć nas będą z większą niż zwykle intensywnością swoimi wynurzeniami i banalnymi oświadczeniami, nieświeżymi bon motami i przygłupimi docinkami pod adresem adwersarzy z innych ugrupowań, to – jak to w demokracji sterowanej – odzwierciedlenie gustów dużej części społeczeństwa. Tacy są nasi rodacy. I nic z tym z dnia na dzień nie zrobimy, choćbyśmy bardzo chcieli.
Wiele tomów powstało w ostatnich latach na temat rosnącego rozwarstwienia majątkowego, które zdaniem większości ekonomistów nie sprzyja rozwojowi, szczególnie w perspektywie długofalowej. Wykluczenie społeczne całych grup, a choćby gdzieniegdzie całych niemal narodów, to niechciany, niezamierzony efekt neoliberalizmu. kilka się tymczasem mówi i pisze o rosnącym rozwarstwieniu intelektualnym społeczeństw, w tym naszego. Nie powstały na ten temat jakieś monografie naukowe, a choćby bardziej kompleksowe analizy. Tymczasem problem istnieje i nie jest wcale mniej istotny od kwestii rozwarstwienia majątkowego, czasem zresztą się z nią przeplatając.
Z grubsza możemy podzielić nasze społeczeństwo na trzy, zdecydowanie nierówne pod względem zarówno liczebności, jak i posiadanych wpływów kategorie. Zacznijmy od większości. Proces socjalizacji już dawno nieodłącznie powiązany został z procesem debilizacji. Przypomnijmy, iż zdaniem socjologów i psychologów społecznych owej socjalizacji poddawani jesteśmy od lat najmłodszych na przestrzeni całego adekwatnie naszego życia. Po roku 1989 polska szkoła uległa degeneracji głównie poprzez wprowadzanie do niej powierzchownie interpretowanych mód pedagogicznych i edukacyjnych z tzw. Zachodu. Rodzice „edukowanego” wówczas pokolenia zbyt byli zajęci wiązaniem materialnego końca z końcem, zbyt zestresowani perspektywą utraty pracy i oszczędności wskutek kolejnych aktów transformacji i restrukturyzacji (w istocie peryferyzacji) polskiej gospodarki, by poświęcać czas i uwagę na prostowanie fałszów i nadrabianie braków powstających w degradującej w tempie geometrycznym szkole. W efekcie wyrosło pokolenie ludzi nie tylko niedokształconych, ale i nie widzących jakiegokolwiek sensu w rozwoju intelektualnym. Sączony z ekranów telewizyjnych w tamtym okresie model życia sprowadzał się adekwatnie do pokazywania, iż „nie matura, ale chęć szczera zrobi z ciebie milionera”.
I rzeczywiście tak było. Troglodyci zostawali kompradorskimi zarządcami sprzedawanego na potęgę majątku narodowego. I bogacili się bajecznie, a przecież to właśnie materialne bogactwo stało się celem samym w sobie ludzkiej egzystencji. Ci ludzie mają dziś dzieci, których zdolność koncentracji ogranicza się do kilkudziesięciosekundowych internetowych filmików napełnionych bluzgami i kloacznym poczuciem humoru. Nie socjalizuje ich już szkoła, która dawno poległa jako instytucja kształtująca krytyczne myślenie. Nie socjalizują ich rodzice, sami intelektualnie ograniczeni. Robią to portale społecznościowe i grupy rówieśnicze.
Jakaś część z tych ludzi dokonuje następnie z reguły przypadkowych wyborów politycznych. Głosuje na sobie podobnych, bo przecież już dawno obalono u nas wszelkie autorytety, a jednostki intelektualnie mocniejsze uznawać zaczęto za życiowych niedorajdów, a czasem wręcz ludzi odbiegających od ogólnie panującej normy. W niewielkiej grupie kompradorskich elit znalazły się wprawdzie jednostki wykształcone dość jednowymiarowo, ale zdolne do zgodnego z wolą kapitału międzynarodowego zarządzania przejętym majątkiem. To najczęściej grupa, którą w poprzednim ustroju nazywaliśmy inteligencją techniczną, a dziś określamy mianem klasy menedżerskiej. Zwróćmy uwagę, iż większość z nich chwali się ukończonymi studiami i kursami zagranicą. To nie tylko efekt symbolicznego podporządkowania i zdominowania przez tzw. Zachód, ale również brak zaufania ich mocodawców do zdemolowanego polskiego systemu edukacji.
Jest jeszcze najmniej liczna i najmniej wpływowa grupa trzecia. Zakładam, iż to spośród niej wywodzi się znakomita większość Czytelników „Myśli Polskiej”. To ludzie zdolni do samodzielnego myślenia, edukujący się we własnym zakresie, poszukujący, a przede wszystkim gotowi do krytycznego spojrzenia na otaczającą nas rzeczywistość. Mogą mieć różne poglądy na wiele spraw, ale wspólnie tworzą coś, co określić można mianem informacyjnego kontrsystemu. W momencie przesilenia, najpewniej wywołanego wstrząsami zewnętrznymi, to oni stanowić mogą przyszłą kontrelitę. Aby to było możliwe muszą jednak iść w lud: zająć się wyciąganiem z umysłowego otępienia pierwszej, największej z grup, z których składa się dziś nasz naród.
Mateusz Piskorski
Myśl Polska, nr 31-32 (30.07-6.08.2023)