Piskorski: Conservative subcultures

myslpolska.info 4 hours ago

W odległych 1990. latach wraz z dużą częścią mojego pokolenia (głównie ludzi urodzonych w połowie lat 1970., czasem nieco wcześniej, a wyjątkowo również później) poszukiwałem wyrazu sprzeciwu wobec ówczesnego Systemu.

Za oknem szalała transformacyjna zawierucha, rozpadał się znany ład. Starszym pokoleniom walił się nagle i rozsypywał w proch ich spokojny, stabilny świat. Z dnia na dzień tracili pracę w zamykanych zakładach, w których wcześniej często przepracowali całe dekady. Brali sprawy w swoje ręce, bo tak mówiono im z góry – z telewizora i „Gazety Wyborczej”, tak wówczas wpływowej. I po chwili dusiła ich słynna balcerowiczowska pętla zadłużenia i beznadziei. My, młodsi, buntowaliśmy się przeciwko nowej rzeczywistości, widząc klęskę naszych rodziców i dziadków.

Jak się buntowaliśmy? Bardzo różnie. Nie było Internetu, więc często działo się tak, iż wybieraliśmy buntowniczą formację nieco przez przypadek. Ten, kto pierwszy pojawił się przy nas, nastolatkach, z jakąś ofertą czytelnej interpretacji świata – ten był górą. Ktoś został nacjonalistą, a choćby narodowym socjalistą. Ktoś inny komunistą, a jego kolega anarchistą. Jeszcze inni szli w uznawane za ekstremalne poszukiwania metafizyczne – od rodzimowierstwa po satanizm. Dlaczego? Bo odrzucali ówczesny System i całą jego nadbudowę. Tą nadbudową był niestety również Kościół, a ściślej – duża część jego polskiej hierarchii, która legitymizowała przemiany w odczuciu większości Polaków po prostu niesprawiedliwe, a często i nieludzkie.

Jako pierwsza pukała do drzwi ówczesnej młodzieży muzyka. Głośna, krzykliwa, krytykowana przez starsze pokolenia. Teksty jej twórców, choć często trudne do zrozumienia i trzeba było je czytać na wkładkach do kaset i płyt, niosły radykalne, obrazoburcze przesłanie. Ale – właśnie! – miały jakieś przesłanie. Mówiły o wartościach i antywartościach, o filozofii i religii, o ekstremalnych zjawiskach społecznych i wynikających z nich stanach psychicznych. Wiele było w nich też nawiązań do historii, szczególnie tej starożytnej, pogrążonej w mrokach tajemnicy. Przekaz był niekiedy prosty, ale mimo to dla młodzieży kształcący. Dawał jej recepty ideologiczne, ale jednocześnie edukował. Gdy słyszeliśmy w tekstach ulubionych wykonawców o jakimś zdarzeniu czy postaci, od razu rozpoczynaliśmy poszukiwania informacji na dany temat – najczęściej w książkach, bo to był wtedy jedyny dostępny powszechnie nośnik. Chłonęliśmy myślicieli i filozofów, do których nawiązywały liryki słuchanych przez nas zespołów. Czytaliśmy w na wpół podziemnej prasie (zinach) wywiady z muzykami, po których pieczołowicie nadrabialiśmy braki naszej wiedzy.

Przynależność do subkultur była wówczas w atomizującej się Polsce również wyrazem tęsknoty za jakąś formą przynależności grupowej, zbiorowej tożsamości. Naród pękł po szwach nieznanych u nas do tej pory podziałów klasowych. Rosnąca fala przestępczości spowodowała, iż ludzie stali się podejrzliwi choćby wobec sąsiadów i znajomych. A my tymczasem tworzyliśmy zwarte grupy, kierujące się swoim niepisanym, często bardzo wymagającym, choć nieraz pełnym kuriozalnych zasad, kodeksem. Po latach oczywiście każdy zajął się swoim życiem – pracą, rodziną. Wielu wyjechało już na zawsze z kraju, nie widząc tu kompletnie żadnych perspektyw. U wszystkich jednak została nutka krytycyzmu wobec otaczającej ich rzeczywistości. Mają przez cały czas skłonność do kwestionowania dogmatów i różnych form kontestacji, dziś może nieco bardziej wyważonych niż w latach młodości.

Co w tej chwili kontestują szczególnie? Jako do dziś wielki fan ciężkich brzmień ekstremalnej muzyki metalowej odwiedziłem w tym roku jeden z najlepszych festiwali tego gatunku – Summer Dying Loud w Aleksandrowie Łódzkim. Rozmawiałem z kilkudziesięcioma osobami – tymi, które znałem przed laty, i tymi, z którymi widziałem się po raz pierwszy. Wielbiciele tej uznawanej za ekstremalną, diabelską wręcz muzyki to dziś w większości konserwatyści. Konserwatyści rewolucyjni, bo nie w smak im współczesny świat opacznie rozumianego postępu. Nie przekonuje ich propagandowy przekaz mediów głównego nurtu. Nie podobają im się lansowane przez globalistyczną ideologię pomysły. To nie żadna wywrotowa subkultura, przeciwko której protestować mogą samozwańczy obrońcy moralności. Jak śpiewał wokalista irlandzkiego zespołu Primordial ze sceny tegorocznego aleksandrowskiego festiwalu, „we are against the modern world” („jesteśmy przeciwko współczesnemu światu”). Tacy są dziś fani miażdżących jak walec brzmień metalu.

Mateusz Piskorski

Myśl Polska, nr 39-40 (22-29.09.2024)

Read Entire Article