Prawdopodobieństwo, iż PiS wygra nadchodzące wybory ciągle jest bardzo duże, ale jeszcze wyżej trzeba umieścić inny wskaźnik prawdopodobieństwa. Szanse na stworzenie samodzielnego rządu przez PiS, bez jakiegoś nieprzewidywalnego kataklizmu, są praktycznie zerowe. jeżeli po latach ktoś zajrzy na kontrowersje i przeczyta ten felieton, będzie mógł sobie poużywać, iż się „ekspert” walnął, a jeżeli się nie pomyliłem, to i tak nikt tego nie doceni. W każdym razie przewidywanie w Polsce wyników wyborów nie jest łatwe, o czym przekonało się już wielu, dlatego wyraźnie zastrzegam, iż piszę o tym, co jest tu i teraz, natomiast co będzie za trzy miesiące to się przekonamy.
PiS w 2015 roku miało mnóstwo atutów, po pierwsze konkurowało z całkowicie zużytą PO, która w dodatku z kretesem przegrała wybory prezydenckie. Mało kto dziś o tym pamięta, ale w 2015 roku choćby lewicowi działacze, tacy jak Legierski, wprost mówili na antenie TVN, iż mają dość PO. Oczywiście hasło „Polska w ruinie”, opisujące rządy PO, było populizmem wyborczym, ale wcale nie tak dalekim od nastrojów społecznych. Po drugie PiS mógł walić w PO jak w bęben, bo afery i korupcja były tak wielkie, iż odcinały możliwość skutecznej obrony. Wystarczyło przypomnieć o wyłudzeniach VAT-u, czy Amber Gold i było pozamiatane. Na to wszystko nałożyły się „taśmy Sowy” i ucieczka Tuska do Brukseli.
PiS miał też bardzo mocne argumenty na froncie walki z uchodźcami i ideologią LGBT, wtedy Polacy bali się jednego i drugiego. Osiem lat temu Kaczyński i jego partia brzmieli też wiarygodnie w kwestii „wstawania z kolan”, momentami byli choćby ostrzejsi od Konfederacji. Przed wyborami i w pierwszych miesiącach po wyborach wielu zwolenników PiS z podziwem patrzyło na reformę sądownictwa i z obrzydzeniem na to, co robi „najwyższa kasta”. No i całkowitą nowością w polskiej polityce okazał się bardzo odważny pakiet programów społecznych, który na długo umocnił PiS przy władzy. Co z tych atutów zostało? Jeden jedyny program socjalny, który w dodatku nie robi już takiego wrażenia, jaki robił wcześniej. choćby 800+ nie zmieniło kierunku kampanii, głównie dlatego, iż PiS w pozostałych obszarach wlazł w skórę PO.
Prawdą jest, iż spółki skarbu państwa za czasów PiS to zupełnie inna historia, niż wyprzedaż za czasów PO. Jest to o niebo lepiej zarządzane, ale przeciętnego wyborcę zawsze będzie irytowało, iż „tłuste koty” dorwały się do koryta. Małżeństwo Sobolewskich stało się symbolem tej znanej od lat w Polsce patologii. Poza nimi jest cała grupa ustawiona w zarządach, a za nimi chodzą sponsorowani „niepokorni”. O wstawaniu z kolan lepiej nie wspominać, bo można się narazić na śmieszność, podobnie sprawy się mają z reformą sądownictwa. W zaistniałych okolicznościach PiS nie ma żadnego punktu zaczepiania i praktycznie nie ma na czym oprzeć kampanii. Jedynie jakiś gigantyczny kryzys w szeregach opozycji albo kryzys zewnętrzny na wzór „pandemii” może nowy punkt zaczepienia dostarczyć.
Mówi się, iż żelazny elektorat PiS wszystko łyknie, ale w tym powiedzeniu wypadałoby parę rzeczy uporządkować. Prawdziwy żelazny elektorat PiS, który stał po stronie tego, co PiS głosił i przez pewien czas zrealizował, już dawno czuje obrzydzenie i ma ochotę żyły sobie otworzyć. Gdy za żelazny elektorat uznać grupę ślepo wiernych, to rzecz jasna taka grupa istnieje, ale oni kończą się na progu 30%, co nie pozwali utrzymać władzy, choćby udało się PiS wygrać wybory. Wszystko zatem wskazuje, iż będziemy mieli do czynienia z jesiennym patem. Szeroka koalicja od PO, przez Lewicę do Konfederacji to fikcja, koalicja PiS i Konfederacji kosztowałaby obie partie bardzo dużo. Z jednej strony te wybory zapowiadają się straszliwie nudnie, z drugiej po wyborach dopiero może się zacząć prawdziwa polityczna jatka.