8 listopada Budapeszt gościł najważniejszych europejskich polityków. Tematami przewodnimi spotkania miała być kwestia Ukrainy, sytuacja w Gruzji i na Bliskim Wschodzie oraz wyzwania, jakie stoją przed Unią w najbliższych latach.
Jednak zgromadzonych w stolicy Węgier europejskich liderów zaprzątał zgoła inny temat – zaskakująca dla wielu z nich elekcja Donalda Trumpa na 47 prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Oraz konsekwencje, które ten fakt przyniesie Europie i światu. Nie można było dobrać na to spotkanie lepszej lokalizacji niż właśnie Budapeszt. W końcu to gospodarz szczytu – Viktor Orban od lat konsekwentnie stawiał na Donalda Trumpa, stając się jego najbliższym współpracownikiem w Europie. Na przekór europejskim elitom a choćby wbrew nim, utrzymywał konserwatywny kurs czyniąc z Węgier ostoję normalności wyraźnie wyróżniającą się na tle ogarniającego stary kontynent szaleństwa. Dziś zasłużenie święci zasłużony triumf.
Aby zrozumieć unikatowość politycznej ścieżki Viktora Orbana, musimy cofnąć się do jej początku. Pod koniec lat 80-tych XX wieku młody, niespełna trzydziestoletni Orban wydawał się być typowym dla państw strefy postradzieckiej produktem politycznym opracowanym na potrzeby wprowadzania u siebie zachodniej agendy społecznej i politycznej. Stypendysta Sorosa i założyciel Związku Młodych Demokratów zasłynął swym antykomunistycznym i antyradzieckim radykalizmem. Legendarnym stało się jedno z pierwszych przemówień Orbana, który jako 26-latek wystąpił na pogrzebie węgierskiego premiera Imre Nagya. Światowe media wykreowały go wówczas jako bezkompromisowego idealistę, który wezwał sowieckie wojska do opuszczenia Węgier. Otwarło to młodemu Orbanowi drzwi do wielkiej politycznej kariery.
Patronem i mentorem Orbana był w tym czasie nie kto inny jak George Soros. To on wpompował w zakładaną przez Orbana organizację Fidesz wielkie jak na ówczesne realia pieniądze, 500 tysięcy dolarów. Dzięki temu dofinansowaniu Orban mógł z powodzeniem gromadzić swoich sympatyków i budować polityczne zaplecze. Zresztą tworzony przez niego Związek Młodych Demokratów był wówczas organizacją liberalną i proeuropejską. Kariera polityczna Orbana rozwijała się błyskawicznie. Już w roku 1990 został posłem, a w roku 1998 premierem.
Dobrą passę przerwał rok 2002. Orban przegrał wybory i musiał oddać władzę. Spędził długie osiem lat w opozycji. To był pracowity czas. Fidesz z roku 2002 był typową dla tej części świata liberalną centroprawicą. Moglibyśmy choćby zaryzykować wysoce pejoratywne określenie „kompradorską” centroprawicą. W 2010 roku, gdy Orban po raz drugi został premierem, była to już partia całkowicie odmieniona. Przytłaczający sukces osiągnęła sięgając po zupełnie inny program – suwerenistyczny i konserwatywny. Sprzeczny z agendą globalistów pokroju Sorosa. To wtedy nastąpiło ostateczne zerwanie z dawnym patronem. Soros stał się zresztą wnet nieprzejednanym wrogim Orbana. Z wzajemnością.
Gigantyczne poparcie umożliwiło Fideszowi przeprowedzanie zapowiadanych reform, całkowicie zmieniających dotychczasowy porządek gospodarczy i polityczny. Wzmocniona została władza centralna, co wzbudziło poważne kontrowersje za granicą, szczególnie w Unii Europejskiej. Reformy nie podważyły jednak zasadniczych cech ustroju parlamentarnego, ustalonego w 1989 roku. W gospodarce doszło do konsolidacji finansów publicznych i obniżenia najwyższego w regionie długu publicznego. Rząd poczynił też szereg działań doraźnie poprawiających sytuację ekonomiczną węgierskich rodzin.
Początkowo w polityce zagranicznej, także na kierunku europejskim, nie nastąpiła fundamentalna zmiana. Orban walcząc o interes Węgier starał się utrzymywać w głównym nurcie europejskiej polityki. Jego partia – Fidesz aż do 2021 roku wchodziła w skład centrowej Europejskiej Partii Ludowej w Parlamencie Europejskim. Jednak z każdym rokiem relacje Orbana z Eurokratami stawały się coraz gorsze. Niedawne złote dziecko zamieniło się w enfant terrible. Jednak paradoksalnie to nie Orban zmieniał swoje poglądy – to z roku na rok zmieniała się Unia Europejska i jej globalistyczne elity. Z europejskiego lidera Orban przesuwany był więc sukcesywnie na stanowisko eurosceptyka. Jako przeciwnik dalszej federalizacji Europy, konserwatysta stroniący od nowinek obyczajowych, i polityk przeciwny samobójczym agendom unijnym (migracja, ekologizm) stał się dla Brukseli dyżurnym czarnym charakterem.
Dlatego potrzebował sojuszników. Znajdował ich wewnątrz Unii. Najważniejszym z nich w latach 2015-2022 była rzecz jasna Polska, która jednak zmarnowała wspólny dorobek w imię prometeicznych ukraińskich mrzonek. Ważniejszy był jednak partner zza oceanu. Rządzona przez Trumpa Ameryka i orbanowskie Węgry tworzyły zgrany zespół. W tej interakcji Madziarzy, choć dysponujący niewspółmiernie niższym potencjałem, potrafili mocno stawiać swój interes i osiągać wymierne korzyści. Całkiem inaczej niż czynili to w tym czasie politycy polscy.
Po wyborczej klęsce Trumpa z roku 2020 kooperacja na linii Waszyngton-Budapeszt zachwiała się, ale w żaden sposób nie wpłynęło to na relacje Trumpa i Orbana. choćby w najtrudniejszych dla ex-prezydenta chwilach, gdy wydawało się, iż opuścili go choćby bliscy współpracownicy, amerykański polityk mógł liczyć na swego przyjaciela z Węgier. Dlatego dziś dla nikogo nie jest tajemnicą, iż to Orban będzie dla nowej administracji prezydenckiej głównym partnerem w Europie.
To jednak nie wszystko. Po roku 2022 Orban jako jedyny z europejskich liderów nie dał się ponieść wojennym pohukiwaniom. W czasie gdy Europa z katastrofalnym dla samej siebie skutkiem obkładała Rosję kolejnymi sankcjami, utrzymywał ostentacyjnie dobre relacje z administracją prezydenta Putina. Podobnie zresztą jak z Pekinem i Istambułem.
Sukces Orbana to dobre wiadomości dla Polski. Przede wszystkim dlatego, iż geopolityczne interesy Węgier są dziś co najmniej niesprzeczne, a w wielu punktach zbieżne z polskim interesem narodowym. Tak samo jak Węgrzy potrzebujemy dziś pokoju i spokoju za granicami. Tak samo jak oni chcemy zapobiec samobójstwu Europy, pogrążającej się w coraz mroczniejszych odmętach szaleństwa. Polska potrzebuje silnych Węgier. Polska potrzebuje silnego Orbana.
Przemysław Piasta
Fot. profil fb Viktora Orbana
Myśl Polska, nr 47-48 (17-24.11.2024)