
Czy rewolucja francuska mogłaby się dokonać, gdyby jej zwolennicy znali przyszłość już na jej początku, na przykład wiedzieli, iż późniejszego prezydenta Jacques’a Chiraca będzie obsługiwało 600 osób, z czego 40 to będą kucharze? Tak kiedyś wyczytałem...
prawdopodobnie to mniejsze zło od chińskiego modelu, ale gdzie się podziały: wolność, równość, braterstwo? Czwarta składowa hasła: „(albo) śmierć”, pierwotnie w nim ujęta przez jakobinów, w przeciwieństwie do trzech wcześniej wymienionych rewolucyjnych atrybutów, znalazła jednak szerokie zastosowanie. Rewolucjoniści cięli wrogów tysiącami i równo, aż wreszcie ich ścięto. I w tym morderczym wymiarze można stwierdzić, iż jakaś „równość” jednak nastąpiła. Warto zaznaczyć, iż nad „urządzeniem do szybkiego i równego ścinania głów”, takiego „humanitarnego”, pracowali właśnie ci francuscy miłośnicy owej równości. Gilotynę, z niemiecką pieczołowitością, udoskonalił niejaki Schmidt, o czym można przeczytać w powszechnie dostępnych źródłach – takich jak choćby daleka od doskonałości Wikipedia. Szczególnie polecam wątek „humanitarnego” zabijania. To takie miłe, uprzejme: zabić tak, by mniej bolało, czy raczej zabić tak, by było praktycznie, racjonalnie, ekonomicznie...
Francuzi pomyśleli, jak można „po ludzku” zabijać. Humanitarnie właśnie... Dorastając w komunie, gdzie pijani ormowcy rządzili osiedlami, z biało-czarnego telewizora lat 80. XX wieku wiedziałem, iż był jakiś wspaniały radziecki snajper Oleg Błochin. Któryś z komentatorów sportowych podczas meczów z udziałem sowieckiej reprezentacji, widząc biegnącego piłkarza, wyrażał się mniej więcej tak: „Kiedy biegnie, to trawy kłaniają się i proszą: zgnieć mnie!”. Nic to, iż „sowieci” zajęli Ukrainę i wciągnęli sobie owego piłkarza do moskiewskiego inwentarza. No cóż? „Rosja nie kończy się nigdzie”, co potwierdził w 2016 roku „moskiewski car”.
Jakieś 40 lat wcześniej przed Olegiem na zajętych przez niegdysiejszych bojarów terenach w ramach NKWD funkcjonował inny Błochin, a na imię miał Wasilij. Rozwój nauki i technologii pozwolił mu na używanie broni palnej – w celu „humanitarnego” mordowania Polaków. Jako iż sowiecka myśl techniczna nie wykraczała poza turańską normę: napadania, kradzieży, gwałcenia, zabijania etc., broń była kiepskiej jakości. Tu cytat o Błochinie:
"Zadbał też o broń: wiedział, iż rosyjskie nagany błyskawicznie się przegrzewają i często zacinają. Wolał niemieckie pistolety Walther 7,65 mm".
I znów, jak przy rewolucji francuskiej, mamy ten niemiecki wątek. Smutne i ciekawe, jak dzisiaj te niemieckie śmiercionośne produkty „nie chcą zadziałać” w rękach broniących się Ukraińców. Nie chcą, bo ich tam, jak u wróżek sumienia, „ni ma” (w książce jest o wróżkach).
Wasilij Błochin określał wydajność zabijania, możliwości, sposoby – takie środowiskowe normy zachowania enkawudzistów... By się ten jego strój barbarzyńcy nie ubabrał krwią, stosował uniformy ze skóry. Opracował strzał w potylicę – kolejny po francuskim humanitarny i szybki sposób zabijania. „By zagłuszyć egzekucję, włączał głośny wentylator” – tak po latach zeznał niejaki Tokariew. Ciekawe, co na to szwedzka „ekolożka od łez” (kolejny przypis autora: Greta Thunberg)? Przecież to prąd i węgla ślad...
Ps. Z rozwiniętą i tą słabo rozwiniętą demokracją jest tak: Kiedy Niemiec wycina las (pod kolejną kopalnię węgla brunatnego), to jest dobrym Niemcem; Kiedy Polak wycina las (prowadząc normalną gospodarkę leśną /na przykład profesor Szyszko/), to jest Polakiem złym.
Ps. 2. Mamy dobrego, mamy złego, a kto jest tym brzydkim? Co dopiero, wykorzystując tytuł westernu (jest w książęce), napisałem, iż za kilka dolarów więcej można pewnie szybciej i lepiej wydobywać kobalt, z którego korzystają także szwedzcy ekolodzy. To może trzeba iść w tym kierunku? Jak miał niegdyś wyrazić się pewien komentator sportowy: „Kibiców szwedzkich nie ma zbyt dużo, ale za to nie grzeszą urodą”. To już mamy komplet bohaterów niczym z kolejnego filmu Sergia Leone: Dobry, zły i brzydki ;).
Ps. 3. Z moim „narodowym obciążeniem” mógłbym napisać, iż ekologiczne łzy nastolatki to jakowyś „potop Szwedki”. Prawdziwy potop szwedzki – barbarzyński najazd Szwedów na Polskę w XVII wieku – dla ówcześnie żyjących oznaczał doznanie okrucieństw podobnych do tych czynionych podczas drugiej wojny światowej przez Wasilija Błochina. Dzisiaj (rok 2022) Szwedzi, przywoływani do zwrotu nakradzionych dóbr, tłumaczą, iż „takie były czasy”. Napadać, gwałcić, plądrować, zabijać, niszczyć – taka ówczesna szwedzka norma zachowania... Gdyby nie oni, może do dzisiaj miałbym w domu piec kaflowy po prapradziadku mojego dziadka, co go właśnie Szwed nie rozebrał, nie ukradł, nie wywiózł. A może miałbyś i Ty taki piec razem z ziarnem na mąkę, razem z ziarnem do siania...?
I teraz…
I teraz, co powyżej, to fragment mojej książki. Książki-elementarza, kiedy jeden człowiek spotyka się z drugim podobnym. A może czasem z lepszym?