Państwa bałtyckie zdecydowanie zareagowały na atak rosyjskich dronów, które naruszyły polską przestrzeń powietrzną.
Prezydent Łotwy Edgars Rinkeviczs wyraził pełne wsparcie dla Polski. "W pełni wspieram i solidaryzuję się z naszymi polskimi przyjaciółmi i sojusznikami w związku z wtargnięciem dronów nad Polskę" – napisał na X.
Szef litewskiego MSZ stwierdził z kolei: "Powtarzające się, lekkomyślne naruszenia przestrzeni powietrznej NATO przez Rosję stanowią bezpośrednie zagrożenie dla bezpieczeństwa ludzi i infrastruktury krytycznej". Kestutis Budrys oświadczył, iż obrona powietrzna na froncie NATO musi zostać niezwłocznie wzmocniona.
Wszystkie te kraje mają doświadczenie z rosyjskimi prowokacjami. Pod koniec sierpnia Polska, Litwa, Łotwa, Estonia oraz Finlandia zwróciły się choćby do KE o dodatkowe środki na ochronę zewnętrznych granic UE, m.in. na "wzmocnienie systemów nadzoru powietrznego oraz zdolności dronowych i antydronowych".
Jaka dziś jest sytuacja, widzimy wszyscy. Tym bardziej zaskakujące mogą być ostatnie informacje z USA o tym, iż administracja Donalda Trumpa chce ograniczyć wsparcie finansowe dla państw bałtyckich. I w tym artykule skupiamy się na nich.
"USA zmniejszają pomoc dla wschodniej flanki NATO"
"USA ograniczą wsparcie wojskowe dla sojuszników", "Tną jeden z programów wojskowych", "Zmniejszają pomoc dla wschodniej flanki NATO" – to tylko parę nagłówków z ostatnich dni. Okiem laika sytuacja wydaje się dziwna, niezrozumiała, wręcz szokująca.
Wojna w Ukrainie trwa. Zagrożenie ze strony Rosji nie maleje. Wiadomo, iż państwa bałtyckie narażone są najbardziej. Mają małe i najsłabiej uzbrojone armie w NATO. Dlaczego w takim momencie Ameryka Donalda Trumpa chce ograniczać wsparcie dla nich?
"Kraje bałtyckie są zdezorientowane i zaniepokojone" – przekazała agencja Associated Press. "USA porzucają Europę? USA zamierzają ograniczyć finansowanie szkolenia wojsk bałtyckich w obliczu rosnącego zagrożenia ze strony Rosji" – grzmiały inne media.
"Washington Post" doniósł zaś, iż "decyzja, dotycząca setek milionów dolarów amerykańskiej pomocy wojskowej, zaniepokoiła sojuszników z NATO" i wywołała irytację w niektórych kręgach w USA. Jak stwierdziła Lauren Speranza, ekspertka z Center for European Policy Analysis, te pieniądze "stanowią symboliczne wsparcie dla obronności tych krajów, a jednocześnie zabezpieczenie przed ewentualnym atakiem ze strony Rosji".
"Alarm dla państw bałtyckich" – rozległo się też w Polsce.
Tym większe zdziwienie, iż w mediach łotewskich, estońskich, czy litewskich nie widać zalewu artykułów na ten temat. Również eksperci od tego regionu, którzy na co dzień śledzą, co tam się dzieje, spokojniej na to wszystko patrzą.
"To może być sygnał dla Rosji, iż USA się wycofują"
– Ma to dużo większe znaczenie polityczne, gdyż może to być sygnał dla Rosji, iż USA się wycofują. Tak jest to też interpretowane przez część polityków. Takie głosy pojawiły się na Litwie. Na przykład Žygimantas Pavilionis, ambasador Litwy w USA w latach 2010-2015 powiedział, iż dla Moskwy może to być sygnałem zachęcającym do jakichś prowokacji lub pokazującym, iż USA są coraz mniej zainteresowane odstraszaniem w tym regionie – mówi naTemat Bartosz Chmielewski, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich ds. państw bałtyckich.
Jak mówi, to odprysk wizerunkowy wewnętrznej polityki USA wobec flanki wschodniej NATO. Natomiast – jak zaznacza – jeżeli chodzi o ograniczenie wsparcia finansowego, ma to marginalne znaczenie dla tych państw (za chwilę wyjaśnimy, dlaczego).
– Temat odbił się dużym echem oraz reakcją urzędników i polityków w Estonii i na Litwie. Ale poza tym nie widzę szczególnych reakcji. Zwłaszcza na Łotwie, gdzie w ogóle się nie pojawił. Łotysze dużo bardziej byli zainteresowani zawodami w koszykówce, które teraz się odbywają, niż deklaracją z USA. Tam cała dyskusja ograniczyła się do suchego stanowiska Ministerstwa Obrony Narodowej, opublikowanego przez krajową agencję prasową – mówi ekspert.
O co dokładnie chodzi?
USA planują wycofać część wojskowego wsparcia dla państw wschodniej Europy graniczących z Rosją
Przypomnijmy. Informacja, którą przekazały zagraniczne serwisy, mniej więcej zbiegła się w czasie z wizytą Karola Nawrockiego w USA. 4 września, gdy prezydent RP gościł w Białym Domu "Financial Times" jako pierwszy podał – powołując się na anonimowe źródło w Białym Domu – iż według amerykańskich urzędników USA planują przestać finansować programy szkoleniowe oraz dostawy dla wojsk z państw wschodniej Europy graniczących z Rosją.
Chodziło głównie o państwa bałtyckie, choć wspomniano też o Rumunii. Padły nazwy programów Sekcja 333 oraz Baltic Security Initiative (BSI), dzięki którym kraje te otrzymywały od USA miliony dolarów na szkolenia i dozbrajanie sił zbrojnych.
Czym dokładnie są te programy? BSI to inicjatywa wsparcia budowania zdolności obronnych państw bałtyckich. W najnowszej analizie eksperci OSW wyjaśniają:
"To program utworzony w roku 2020 na podstawie Kodeksu Stanów Zjednoczonych: Tytuł 10, Sekcja 333. Sekcja ta dotyczy wykorzystania środków budżetowych na działania zapewniające szkolenie i uzbrojenie sił zbrojnych państw trzecich. W ramach BSI w latach 2021–2025 państwa bałtyckie otrzymały w sumie ponad miliard dolarów".
– Z tego co deklarują ministerstwa obrony państw bałtyckich część tych środków była wydawana na przykład na zakup amunicji, na zakup HIMARS-ów z USA, czy na sfinansowanie wspólnych ćwiczeń z Amerykanami w regionie – mówi Bartosz Chmielewski.
Według doniesień medialnych od września 2026 roku ta pomoc ma się zakończyć, gdyż administracja Trumpa nie wnioskowała o dodatkowe finansowanie na kolejne lata.
Oficjalnie informacja nie została potwierdzona. Vaidotas Urbelis, dyrektor ds. polityki obronnej w litewskim Ministerstwie Obrony powiedział jednak dziennikarzom: – W zeszłym tygodniu Departament Obrony USA poinformował państwa, iż od następnego okresu budżetowego finansowanie zostanie zredukowane do zera.
"Państwa bałtyckie otrzymały potwierdzenie, iż amerykańska pomoc bezpieczeństwa wynosi w tej chwili 0 USD, w praktyce naraziło te kraje na rosnące zagrożenie ze strony Rosji", "No dalej, kraje bałtyckie, powodzenia!", "USA zmuszają Europę do ponoszenia większych kosztów obronności" – zareagował polityczny X.
Znany szwedzki ekonomista i komentator Anders Åslund skomentował: "Trump demonstruje swoją przyjaźń z Putinem".
A Peter Baker, korespondent "New York Times" w Białym Domu ocenił, iż to "kolejny ukłon w stronę Putina".
"To są te same problemy, z którymi my się mierzymy. To jest podobna skala"
Nikomu nie trzeba przypominać. Państwa bałtyckie, jak Polska, żyją z zagrożeniem ze strony Rosji i mają na głowie różne incydenty z jej udziałem.
– To niezmiennie, od lat, naruszanie przestrzeni powietrznej i wód terytorialnych. Tłumienie sygnału GPS. Przecięcie kabla podwodnego energetycznego. To wszystko wpisuje się w część polityki zaczepnej Rosji, jak daleko mogą pójść z prowokacjami. Skala jest podobna do polskich i skandynawskich incydentów. To są te same problemy, z którymi my się mierzymy – mówił naTemat Kazimierz Popławski, szef "Przeglądu Bałtyckiego", dzień przed akcją rosyjskich dronów w Polsce.
Na przykład kilka dni temu rosyjski śmigłowiec Mi-8 naruszył przestrzeń powietrzną Estonii. 7 września rosyjski dron spadł na Łotwie. A Litwa dopiero co ogłosiła, iż syreny będą ostrzegać przed rosyjskimi dronami. Tu w lipcu w przestrzeń powietrzną Litwy wleciały z Białorusi dwa drony.
Nie jest to skala tego, co właśnie zadziało się w Polsce. Ale w takich okolicznościach wyłoniła się kwestia ograniczenia amerykańskiej pomocy. Dlaczego?
"Nieprzedłużenie finansowania programu BSI ma w zamyśle administracji Trumpa motywować europejskich sojuszników do zwiększania ich wkładu w obronę i odstraszanie na wschodniej flance NATO" – czytamy w analizie OSW.
"Nie obrażają się na USA. To są małe państwa, nie opłaca im się obrażać na Trumpa"
Bartosz Chmielewski zwraca uwagę na oficjalne reakcje w tych trzech krajach. Nie dostrzega w nich niepokoju. O doniesieniach medialnych na ten temat mówi nawet, iż to "z dużej chmury mały deszcz".
– Od władz litewskich wyszedł przekaz, iż wiedzieli o tym i choćby szykowali się na taką decyzję. To nie było tak, iż w 100 proc. urzędnicy w tych państwach byli zaskoczeni i dowiedzieli się o tym z gazet – mówi.
– Nie obrażają się na USA. To są małe państwa i mówiąc kolokwialnie, nie opłaca im się obrażać na Trumpa. Najważniejsze jest, co podkreśla się w komentarzach na Litwie i w Estonii, iż wojska amerykańskie zostały na ich terytorium. Dopóki amerykańskie siły zbrojne stacjonujące na naszym terytorium, w stałej rotacyjnej formie, się nie ewakuują, to jesteśmy względnie spokojni – uważa.
Jak tłumczy, dziś te pieniądze z amerykańskiego budżetu nie mają już takiego znaczenia jak wcześniej. Wskazuje na liczby.
– W ciągu ostatnich pięciu lat każde z państw bałtyckich rocznie otrzymywało z tego programu średnio około 70 milionów euro. To jest przybliżona kwota. Ale o ile w 2021 roku te pieniądze mogły mieć jakieś znaczenie, to dzisiaj już takiego nie mają. Dziś, przy budżetach obronnych państw bałtyckich złośliwie można powiedzieć, iż to kieszonkowe. W ubiegłym roku wyrosły one do takiego poziomu, iż na Litwie stanowiły 3 proc. wszystkich wydatków obronnych, a w Estonii 5 proc. – mówi Bartosz Chmielewski.
W ostatniej analizie OSW czytamy: "Ze względu na znacznie zwiększone wydatki obronne państw bałtyckich amerykańska pomoc w ramach BSI nie stanowi już dużego wkładu w budżety obronne Litwy, Łotwy i Estonii".
"Kluczowa jest obecność amerykańska oraz żołnierzy NATO w tych krajach"
Również Kazimierz Popławski zwraca uwagę na to, iż państwa bałtyckie zwiększyły swoje wydatki na obronność.
– Myślę, iż w tym momencie wsparcie amerykańskie nie odgrywa kluczowej roli w budowaniu potencjału obronnego państw bałtyckich. To jest niewielka część ich budżetów obronnych, które w ostatnich latach zostały bardzo podniesione. Dziś państwa bałtyckie bardziej stawiają na swoje budżety i na pieniądze europejskie – mówi w rozmowie z naTemat.
On także podkreśla, iż dla państw bałtyckich kluczowa jest obecność amerykańska oraz żołnierzy NATO w tych krajach.
Jak dodaje Bartosz Chmielewski, z komentarzy pracowników litewskiego MSZ, czy estońskiego Ministerstwa Obrony Narodowej, można wyczytać, iż te pieniądze w znacznym stopniu i tak wracały z powrotem do amerykańskiego budżetu.
Minister obrony Estonii Hanno Pevkur stwierdził na przykład, iż pieniądze te nie stanowiły dla Estonii kluczowej kwestii.
– Przekazał: "Poradzimy sobie bez nich. jeżeli będzie potrzeba, znajdziemy alternatywę". On przedstawia perspektywę, iż w ciągu najbliższych trzech lat Estonia z własnego budżetu na obronność planuje wydać 10 miliardów euro. Środki z programu, które wyzerowano, to przy tym naprawdę kilka – mówi ekspert.
Sprawa przesmyku suwalskiego. "Niczego to Rosji nie ułatwi"
Jak powinien odbierać to przeciętny Kowalski, który nagle z jednej strony słyszy, iż Ameryka chce ograniczyć miliony dla państw bałtyckich. A z drugiej jest bombardowany doniesieniami o przesmyku suwalskim?
Na przykład ostatnio, za sprawą brytyjskiego eksperta, dowiedział się, iż tu może zaatakować Rosja, a "zdobycie tego obszaru przez nią mogłoby odciąć państwa bałtyckie od ich sojuszników w NATO, co stanowiłoby poważne zagrożenie dla stabilności tej części Europy".
Dalsza część artykułu poniżej:
Czy ewentualna decyzja Donalda Trumpa, bardziej może wystawić państwa bałtyckie na celownik Rosji?
Bartosz Chmielewski uważa, iż niczego to Rosji nie ułatwi i decyzje o wyzerowaniu finansowania należy rozpatrywać jako spór w wewnętrznej polityce amerykańskiej.
– Dopóki trwa wojna na Ukrainie, to sytuacja na granicy rosyjsko-łotewskiej rosyjsko- estońskiej i czy białorusko-litewskiej jest stabilna. Jest zła, ponieważ jest tak jak na granicy polsko-białoruskiej. Ale dopóki trwa wojna w Ukrainie, Rosja nie jest w stanie przejść do realnej pełnoskołowej agresji w tym regionie. Gdyby to zrobiła, byłoby to samobójstwo dla Rosji – ocenia.
Argument, iż tego nie zrobi, znajduje też w wewnętrznej polityce państw bałtyckich.
– W ciągu trzech lat Ryga i Tallin dokonały takich reform w obu krajach, których obawiano się przez 30 lat. To desowietyzacja przestrzeni publicznej. Usunięcie pomników. adekwatnie zakończenie trwającej przez lata reformy szkolnictwa ograniczającej obecność języka rosyjskiego adekwatnie do zera. Przez lata obawiano się, iż o ile się to zrobi, to dojdzie do reakcji Rosji i oporu części mieszkańców tych państw. Natomiast, gdy to zrobiono, Rosja nie zareagowała – mówi.
Kazimierz Popławski wskazuje, iż sprawa przesmyku suwalskiego pojawia się od wielu lat i temat powtarzany jest aż do znudzenia. – To, iż Dyneburg lub Narwa będą następnym celem Putina to stały punkt adekwatnie od 2014 roku. To są tylko prognozy analityczne. W tym momencie trudno sobie wyobrazić, żeby Rosja z Białorusią zaatakowała przesmyk suwalski, o ile nie mają do tego potencjału – komentuje.