Niezatapialny Józef Hen

myslpolska.info 1 hour ago

Józef Hen, pisarz, scenarzysta, reportażysta, autor „Nikt nie woła”, „Błazna – wielkiego męża” czy „Dziennika na nowy wiek”, skończył właśnie 102 lata. Niezwykle zdolny, a jednocześnie dla mnie irytujący.

Piszący w sposób wręcz nakazujący czytać, irytuje jednocześnie swoją jednostronną narracją i dostrzeganiem wszędzie antysemityzmu. Żyjący symbol tego co nasze środowisko nazywało żydokomuną. Józef Hen urodził się w żydowskiej rodzinie, jako Józef Henryk Cukier w listopadzie 1923 roku w Warszawie. Rodzice Rubin Cukier (1891-1945) i Ewy Cukier-Gampel (1894-1975), prowadzili firmę wodociągowo-hydrauliczną. Wychowywał się na warszawskim Muranowie, gdzie również chodził do szkoły. Doświadczenia żydowskiej stolicy wykorzystał w swoich późniejszych dziełach: „Przed wielką pauzą”, „Teatrze Heroda” czy „Bitwie o Kozi Dwór”. Jako 10-letni chłopiec napisał list do „Małego Przeglądu” redagowanego przez Janusza Korczaka (Henryka Goldszmita) i zaczął współpracę z pismem. Do wojny opublikował tam 14 tekstów nazwanymi „listami”. Dzięki temu jego kariera pisarska trwa nieprzerwanie od 90 lat!

Wojna

Przeżył niemieckie bombardowanie Warszawy w 1939 roku. Jako 16-latek samodzielnie przekroczył zieloną granicę, i znalazł się niedaleko Lwowa. To był niezwykle trudny okres dla młodego człowieka. Znalazł zatrudnienie w ukraińskiej szkole pedagogicznej w Dąbrowicy. Gdy do Lwowa zbliżyła się Wehrmacht ewakuował się w głąb radzieckiej Rosji. Pracował przy budowie szosy Lwów-Kijów, potem trafił do Samarkandy w Uzbekistanie. Po wybuchu wojny Niemiec z ZSRR uciekł, ukrywszy się w pociągu ewakuacyjnym dla obywateli radzieckich. Chciał dostać się do Armii Andersa, w okolicach Saratowa. To się jednak nie udało, został zatrzymany przez radziecki patrol. W 1941 roku został wcielony jak wielu innych Polaków, w tym tych żydowskiego pochodzenia do Armii Czerwonej. Tego fragmentu jego życiorysu nie do końca pojmuje. Jak informowała strona Culture: „Zadecydował, iż nie wziął udziału w morderczych walkach w okolicach Stalingradu. Znalazł się w batalionie pracy, skąd uciekł w kierunku Taszkientu. Podążał za armią Andersa, do której dotarł tuż przed jej ewakuacją do Iranu; nie został jednak wcielony do armii, dostając najniższą kategorię wojskową z powodu obrzezania.” Nie za bardzo rozumiem jaką miał możliwość wyboru swojej drogi w Armii Czerwonej. Przecież tak to nie działa. Nie rozumiem dlaczego w taki sposób przedstawia ten fragment życiorysu. Nie potrafię również zrozumieć dlaczego, problemem miałoby być żydowskie pochodzenie w przypadku służby w Armii Andersa. II Korpus Polski miał przecież w swoich szeregach wielu polskich Żydów. Było ich początkowo około 4000.

Jak wiemy, jeszcze przed przybyciem Korpusu do Włoch, w czasie jego pobytu w Palestynie, znaczna ich część uciekła z polskiego wojska. Wielu z nich później włączyło się do walki o utworzenie narodowego państwa Izraela. Trudno mieć do nich o to pretensje, czuli się bardziej Żydami, niż Polakami. Był tam choćby przyszły premier Izraela Menachem Begin. Byli również Żydzi wierni Polsce, chociaż była to mniejszość. W kampanii włoskiej walczyło 838 polskich Żydów, w tym 132 oficerów. Z czego 28 zginęło w walkach, w tym 1 oficer, a 53 zostało rannych. Znaczna część lekarzy w II Korpusie było Żydami. Pod koniec wojny w Rzymie żydowscy weterani II Korpusu Polskiego, zostali docenieni. Kurt Rosenberg odznaczony został Orderem „Polonia Restituta”, zaś Jerzy Kluger Krzyżem Virtuti Militari za udział w bitwie o Monte Cassino. Dlatego ten fragment życiorysu Hena – a adekwatnie jeszcze Cukra wydaje mi się zupełnie wiarygodny.

Cukier pojechał do Samarkandy, i pracował najpierw w szkole pedagogicznej, później zaś fabryce alkoholi. Tam poznał swoją przyszłą żonę Irenę Lebewal. W maju 1944 roku znalazł się w II Armii Wojska Polskiego. Właśnie w tym roku zmienił nazwisko z Cukier na Hen. Nie było to niczym niezwykłym, to typowe zachowanie Żydów w tamtym okresie. Dzięki swoim zdolnością literackim został korespondentem wojennym w „Głosie Żołnierza”. Opublikował tam swój pierwszy wiersz „Łódź wierna”. Sam po latach przyznał, iż go nie za bardzo ceni. Kierownikiem graficznym był tam Jerzy Karolak, ojciec jazzmana Wojciecha Karolaka. Założył i prowadził literacki teatrzyk pułkowy „Pogotowie Ratunkowe”, dla którego pisał teksty z Leonem Pasternakiem i Stanisławem Jerzym Lecem. Został skierowany do Politycznej Szkoły Oficerskiej w Lublinie, którą ukończył w 1945 roku. Idąc do Krakowa z armią brał udział w wyzwoleniu od hitleryzmu i niemczyzny kolejno Rzeszowa, Dębicy, Tarnowa i Bochni. Został odznaczony Krzyżem Walecznych. Był w redakcji pism wojskowych „Orzeł Biały” i „Żołnierz Polski”. Od 1953 roku współpracował z tygodnikiem „Świat”. Z odrodzonym Wojskiem Polskim pożegnał się właśnie w 1953 roku. Miał wtedy stopnień kapitana.

Twórczość

Swoje przeżycia opisał w powieści „Nikt nie woła”, później zekranizowanej przez Kazimierza Kutza i „Najpiękniejszych latach”. Sam tak o tym pisał: „Właściwie aż wstyd się przyznać, iż w powieści, aż tak czerpałem ze swojej biografii, ale wszystkie sceny w tej książce są autentyczne, nie wymyślone. O niektórych rzeczach nie napisałem, ukryłem je, ale zupełnie niczego nie dodałem. Ja te rzeczy naprawdę przeżyłem”. Bohaterem „Nikt, nie woła” jak pamiętamy jest siedemnastoletni Bożek, pochodzący, jak Cukier vel. Hen z warszawskiego Nowolipia, który we wrześniu 1939 roku uciekł przed Niemcami do ZSRR. Po tułaczce znalazł się w azjatyckiej części Związku Radzieckiego. Chciał do Andersa, ale rzekomo nie przyjęto go z powodu żydowskiego pochodzenia. Z okazji swoich 90-tych urodzin autor „Najpiękniejszych lat” bardzo trafnie stwierdził, co mogłoby się stać, gdyby jednak został andersowcem: „Zakładając, iż nie zginąłbym pod Monte Cassino, po wojnie znalazłbym się na Zachodzie, to i tak wróciłbym do Polski, choćby po to, żeby szukać mojej rodziny. Los polskiego pisarza był mi widać pisany”. Hen w odróżnieniu od wielu swoich kolegów nie chciał żyć na Zachodzie, tylko w realnej Polsce jaką była ta ludowa. Wiedział, iż właśnie tutaj ma szansę na karierę i w miarę dobre życie. Nie bez znaczenia było prawdopodobnie to, iż w ówczesnych władzach, w tym w bezpiece było wielu Żydów. W czasie wojny stracił ojca, zabitego w 1945 roku w Buchenwaldzie. Jego brat Mojżesz został zesłany do łagru w Rybińsku, gdzie słuch o nim zaginał w 1944 roku. Siostra Mirka została w 1942 roku zamordowana przez Ukraińców. Matka i siostra Stella przeżyły wojnę i wyjechały do Izraela i mieszkały tam w kibucu.

Jego debiutem powieściowym była wydana w 1947 roku książka „Kijów, Taszkent, Berlin. Dzieje włóczęgi”. Pomimo tego, iż był prawdopodobnie namawiany nie zapisał się ani do PPR-u, ani PZPR-u. Odmówił również współpracy z organami bezpieczeństwa ówczesnej Polski. Hen sam uważa, iż udało mu się być niezależnym w latach stalinizmu (bermanizmu) W tym czasie napisał „Dziwne miasto”. Dobrą powieść, z bardzo pesymistycznym zakończeniem. On sam jej nieceni. Była to zresztą pierwsza powieść Hena, jaką czytałem. Na podstawie trzech nowel Józefa Hena jak już wspominałem Kazimierz Kutz nakręcił znakomity „Krzyż walecznych”. Potem były „Dwa żebra Adama” w reżyserii Janusza Morgensterna, a także „Kwiecień” oraz „Bitwa o Kozi Dwór”. Kolejnymi filmami było legendarne „Prawo i pięść” [na podstawie powieści „Toast”] z Gustawem Holoubkiem w roli głównej i niezapomnianą pieśnią „Nim wstanie dzień” wykonywaną przez Edmunda Fettinga. Znaczącym filmem było również „Życie Kamila Kuranta” i moim zdaniem zbyt krytykowana w naszym środowisku „Stara Baśń. Gdy Słońce, było bogiem”. Hen był autorem scenariuszy do polskiej prozy obyczajowej: „Granicy” Zofii Nałkowskiej oraz „Chama” Elizy Orzeszkowej. Próbował też swoich sił w roli reżysera, realizując moim zdaniem słabą serię telewizyjną „Perły i dukaty”. Oprócz wymienionych filmów był jeszcze scenarzystą wielu innych.

Kadr z filmu „Daleka jest droga” (fototeka)

Ciekawostką jest, ze wszyscy jak ognia unikają podawania informacji o tym, iż Józef Hen był autorem dialogów w filmie Bohdana Poręby „Daleka jest droga” z 1963 roku. A dialogi w tym obrazie są bardzo ważne i przełamujące ówczesne tematy tabu. To istotny film w karierze Poręby. Poręba bronił Hena i uważał, iż próbował wyrywać się z swojego naturalnego środowiska. Była to adaptacja trzech opowiadań Ksawerego Pruszyńskiego.

Opozycja

Hen przestawia się w latach 60-tych prawie jako opozycjonista. Nie do końca chyba jest to prawdą. W roku 1964 roku otrzymał od władz państwowych Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. W latach 1966-1968 jest wpływowym wiceprezesem oddziału warszawskiego Związku Literatów Polskich. Niechęci do władzy nabrał dopiero jak wielu innych wraz z nadejściem Marca 1968 roku. Sam to przyznaje w jednym z wywiadów: „Zaczęło się chyba już na posiedzeniu nadzwyczajnym oddziału warszawskiego Związku Literatów Polskich – tym, które zwołaliśmy w sprawie zdjęcia z afisza „Dziadów” Dejmka. Naraziłem się – kiedy doszło do słynnego wystąpienia Pawła Jasienicy, który powiedział głośno o antysemityzmie (…) Jerzy Putrament zaczął opowiadać, iż to prowokacja, bo w rzeczywistości partia z antysemityzmem walczy. Nie wytrzymałem i krzyknąłem gdzieś ze środkowych rzędów: Nieprawda! Partia nie walczy z antysemityzmem!”.

Józef Hen jak zawsze grał kartą antysemityzmu. Na krótko wyjechał z Polski do Paryża. Otrzymał tam stypendium. Sprawy finansowe okazały się bardziej przekonywujące, niż rzekomy antysemityzm Polski Gomułki. Hen w wywiadzie zamieszczonym na portalu Onet „Życie się broni i domaga się względów” mówi: „W banku wypłacili mi pieniądze za cztery miesiące z góry, zakręciło mi się w głowie. Dzwonię i pytam: co będzie, jak wezmę te pieniądze i wrócę do domu? Przecież w kraju one były warte cztery-pięć razy tyle. Jeleński zachował się w porządku: „Zrobi pan, jak uważa”. Giedroyć chciał, żebym jeszcze napisał opowiadanie, skoro już byłem na miejscu – ale ja mówiłem: nie, najpierw muszę wrócić.” Hen zdawał sobie sprawę z pozycji i możliwości, które dawała mu choćby pomarcowa Polska.

W roku 1976 był jednym z sygnatariuszy tzw. „Listu 101”, stanowiącego poparcie ludzi świata kultury dla „Listu 59”, wyrażającego protest przeciwko projektowanym zmianom w Konstytucji PRL (szło o wprowadzeniu zapisu o wieczystym sojuszu z ZSRR, kierowniczej roli PZPR oraz uzależnieniu respektowania praw obywateli PRL od wywiązywania się przez nich z obowiązków wobec państwa). Nie przeszkadzało mu wtedy to, iż jednym z sygnatariuszem „Listu 59” był znany ze swoich narodowych poglądów legendarny lotnik Stanisław Skalski. Jednocześnie pomimo środowiskowej bliskości, nie znalazł się wśród trzonu KOR-owców i ich współpracowników. Wręcz przeciwnie ponownie został wiceprezesem warszawskiego Związku Literatów Polskich (1978-1980), a następnie jego prezesem, aż do rozwiązania w 1983 roku. Z KOR-owskim środowiskiem przekształconym już w udecję, było mu znacznie bliżej dopiero w III RP. Był fetowany przez Jana Nowaka Jeziorańskiego, Adama Michnika, Władysława Bartoszewskiego i Tadeusza Mazowieckiego. Zadziwił wszystkich, gdy został członkiem komitetu wyborczego Włodzimierza Cimoszewicza w wyborach prezydenckich w 2005 roku. Jego huczne 100. urodziny były zorganizowane w Muzeum Polin.

Obsesja antysemityzmu

Temat antysemityzmu jest u niego przejaskrawiony, uwypuklony, szalenie wyolbrzymiany. Moim zdaniem ze szkodą do tego co pisze. Związał się z paryską „Kulturą” Jerzego Giedroycia, w której opublikował trzy opowiadania pod pseudonimem Korab („Western”, „Oko Dajana”, „Bliźniak”). „Western” to zupełnie absurdalne opowiadanie dotyczące marca 68. Historia o warszawskim liceum Rejtana, gdzie nauczyciel historii zalecał uczniom czytanie „Mein Kampf” Hitlera. Ma twierdzić, iż jest tam dużo ciekawych rzeczy o Żydach i Cyganach. Zupełny absurd. Nikt przy zdrowych zmysłach nie jest wstanie uwierzyć, ze w gomułkowskiej Polsce jakikolwiek nauczyciel obnosił się z prohitlerowskimi poglądami. Wściekał się na to podczas spotkania przed wieloma laty reżyser Janusz Kidawa. Hen nienawiść do Żydów widział i widzi wszędzie, sam o tym mówi: „antysemici są wszędzie zapraszani i są pod ochroną – chyba prędzej może mieć kłopoty, ktoś, kto przeciw temu protestuje.”. Hen oskarżał pośrednio o antysemityzm znakomitego pisarza Zbigniewa Załuskiego. Sugerował, iż ten oczekiwał od niego wyjazdu z Polski w 1968 roku. Zupełnie inaczej sprawę przedstawiał w rozmowie poczytny w tym czasie stronnik „partyzantów” Ryszard Gontarz. Twierdził on wręcz, ze Załuski bronił Hena jak niezwykle zdolnego i przydatnego Polsce literata. Uważał, ze znalazł się wśród „Zambrowskich” prawdopodobnie przypadkiem. Sam Ryszard Gontarz nie podzielał tego zdania.

W bardzo dojrzałym wieku wrócił do powieści autobiograficznych. Doszło trzyczęściowe „Nie boję się bezsennych nocy” oraz „Dziennik na nowy wiek”. Kontynuacją autobiograficznej pracy Hena jest wydany 8 lat temu „Dziennika ciąg dalszy”. Niestety jest on przepełniony obsesyjnymi sądami politycznymi rodem z „Gazety Wyborczej” co powoduje trudności z jego czytaniem. Jeszcze dalej poszedł w swojej pracy „Ja, deprawator” gdzie opisywał lata 2016-2018 stosując już choćby staromichnikowską, ale KOD-owską narrację. Hen jest niezwykle zdolnym pisarzem, którego czyta się z wielką przyjemnością, choćby gdy mocno irytuje. Wytworzył on równocześnie nieprawdopodobną umiejętność pisania tego co będzie się podobać czynnikowi decydującemu, zachowując rzekomy dystans od niego. Udawało mu się to w Polsce Ludowej i udaje mu się to w III RP. Potrafi również wyczuć nadchodzące zmiany, przeobrazić się i znakomicie się do nich dostosować. Tak jak symbolem przetrwania na ocenie stała się jedna z pasażerek RMS „Titanic” Margaret „Maggie” Brown (Niezatapialna Molly), tak symbolem niezatapialności w polskiej kulturze stał się Józef Hen. Jest w niej obecny od 9 dekad, i żaden sztorm dziejowy go nie zatopił. W tym czasie jego stronnicy i antagoniści masowo się potopili.

Łukasz Jastrzębski

Fot. wikipedia

Myśl Polska, nr 47-48 (23-30.11.2025)

Read Entire Article