Europa Wschodnia to region wyjątkowo trudny, a przede wszystkim pełen sprzeczności, mających swoje źródło w minionym systemie, co czyni go wyjątkowo nieprzewidywalnym.
Gdy opada kurz po szoku wywołanym agresją Rosji na Ukrainę, niepewność dotycząca rozwoju konfliktu na jego początkowym etapie ustępuje miejsce pytaniu o to, jak będzie wyglądał jego koniec. Trwająca wojna złamała dotychczasowe status quo, co nieuchronnie oznacza zmiany w Europie Wschodniej. Pomimo tragizmu całej sytuacji, wiele osób widzi w niej szansę i nadzieję na nowy, lepszy porządek w regionie. Wreszcie włączenie Ukrainy do gremium państw demokratycznego Zachodu, poprzez członkostwo w UE czy NATO, nigdy nie było tak realne. Podobnie w kwestii upadku Rosji jako światowej potęgi. Jednak Europa Wschodnia to region wyjątkowo trudny, a przede wszystkim pełen sprzeczności, mających swoje źródło w minionym systemie, co czyni go wyjątkowo nieprzewidywalnym.
Choć ustrój Rosji zmieniał się na przestrzeni lat, to zawsze, w ten czy inny sposób, na jego czele znajdował się ktoś spełniający rolę cara. Największe sukcesy jako przywódcy odnosili ci, którzy wykazali się wystarczająco silną ręką. Putin te kryteria spełnił. Były oficer KGB z powodzeniem stworzył sieć zależności, umożliwiającą mu trzymanie całego kraju w szachu. Dwór zastąpiły parlamentarne sale, a o społecznym awansie przestało decydować pochodzenie. Niemniej charakter wewnętrznych, politycznych rozgrywek nie zmienił się wiele. Oligarchowie stojący na czele najważniejszych firm oraz instytucji, w zamian za możliwość pomnażania majątków w sposób niekoniecznie legalny, mieli w razie potrzeby podejmować decyzje, służące celom politycznym przywódcy. Ci, którzy nie zrozumieli zasad gry, pozwalając sobie na zbyt wiele swobody, byli karani „dla przykładu”, tak jak Michaił Chodorkowski. Zresztą taka forma wymuszania posłuszeństwa stała się w Rosji bardzo powszechna. Kary za występowanie przeciwko władzy są nieadekwatnie surowe do popełnianych czynów po to, żeby skutecznie zniechęcić innych, choćby do myślenia o dokonaniu czegoś podobnego. Przykładem są aktywistki z Pussy Riot (przetrzymywane w areszcie do rozprawy, a następnie skazane na dwa lata kolonii karnej o zwykłym rygorze za zorganizowanie happeningu w cerkwi obrażającego rzekomo uczucia religijne), czy obecne kary za mówienie o wojnie, zamiast „specjalnej operacji” (grozi za to 14 lat więzienia). Nie jest też tajemnicą, iż ci najbardziej niewygodni są po cichu eliminowani, czego dowodem jest zabójstwo Borysa Niemcowa i Anny Politkowskiej czy próby otrucia Siergieja Skripala i Aleksieja Nawalnego. Mimo wszystko Putin nie jest niezniszczalny, a choćby będąc niekwestionowanym królem rosyjskiej politycznej rozgrywki, musi dbać o to, żeby tę pozycję zachować.
Nie wiadomo kiedy i jak skończy się wojna, ale na pewno będzie trwała długo. Nie ma co liczyć na to, iż rosyjskie wojska posłuchają apeli Zachodu i wycofają się z Ukrainy. Putin nie może się poddać. Stawką nie jest już zwycięstwo Rosji, ale jego przetrwanie. Przeciągająca się wojna, nie przynosząca zadowalających efektów, powoli zamienia się w wyrok śmierci. Przywódca Rosji zdaje sobie sprawę, iż wielu z jego popleczników zaciera ręce na możliwość niepowodzeń na froncie w nadziei na przejęcie władzy. Nie może okazać słabości, bo ta z pewnością zostanie wykorzystana. choćby jeżeli jego najbliższe otoczenie pozostanie lojalne, marne szanse, iż społeczeństwo rosyjskie wybaczy mu porażkę. jeżeli się wycofa, będzie musiał odejść. Jednocześnie Putin doskonale zdaje sobie sprawę, iż także w jego przypadku obowiązuje zasada „rubel za wejście, dwa za wyjście”, o której mówił były oficer radzieckiego wywiadu wojskowego GRU, Wiktor Suworow, w tej chwili dysydent przebywający za granicą. Dla prezydenta Rosji ewentualna emerytura będzie miała najprawdopodobniej charakter ostateczny. Desperację jego położenia można wyczuć chociażby w tym, z jakim uporem i bez względu na koszty prze do zajęcia Bachmutu. Zdobycie miasta nie zmieni strategicznie sytuacji na froncie, ale będzie miało znaczenie czysto polityczne, czyli dla Putina kluczowe.
Społeczeństwa zachodnie mogą zastanawiać się, dlaczego ktoś tak bardzo łamiący wszelkie zasady, cieszy się niezmiennie wysokim poparciem, ale dla Rosjan silny przywódca to także kwestia bezpieczeństwa. W ubiegłym stuleciu przez Rosję przetoczyły się rewolucje, wojny światowe, pierestrojka, rozpad Związku Radzieckiego. Zmieniały się ustroje. Wszystkie te zdarzenia przynosiły chaos oraz nowy, dla wielu niekorzystny porządek, dlatego duża część Rosjan boi się zmian. Putin być może przyzwala na korupcję, jest okrutnym i autorytarnym przywódcą, a w wielu regionach panuje bieda, ale sprawdził się w roli protektora trzymającego kraj w jednym kawałku. Podczas II wojny czeczeńskiej, czeczeńscy separatyści przeprowadzili serię krwawych zamachów, które sterroryzowały cały kraj m.in. na moskiewski teatr Dubrowka w 2002 roku, czy na szkołę podstawową w Biesłanie w 2004 roku. Choć podczas szturmów doszło do wielu zaniedbań ze strony służb, gwałtownie o nich zapomniano. Putin wykorzystał strach oraz poczucie zagrożenia, do wprowadzenia zmian w prawie zwiększających jego wpływy, a także obsadzenia władzy w Czeczenii zwolennikami Kremla. Przywódca położył kres zamachom i wprowadził porządek. Lud to docenił, a ponieważ w przeważającej mierze pragnie stabilności, zaczął Putina uwielbiać.
Dla Rosjan jutro nie musi być lepsze, ale musi być przynajmniej pewne. To zresztą cel, który Putinowi dał dyspensę na wiele nadużyć godzących w demokrację i praworządność. Sprawującego w tej chwili w Czeczenii władzę Ramzana Kadyrowa bez problemu można porównać do bandyty. Czeczeni go nienawidzą, żyją w strachu, ale Kreml będzie pilnował, żeby pozostał na swoim stanowisku. Dla Zachodu to kolejna, często niezrozumiała zagadka, dlaczego wielu Rosjan taki stan rzeczy akceptuje. Wyjaśnienie tej kwestii jest niestety dość prozaiczne. W tak dużym, różnorodnym państwie jak Rosja panuje podział. Ruscy czyli „rdzenni” Rosjanie stoją w hierarchii społecznej wyżej niż przedstawiciele setek mniejszości narodowych, nazywanych Rossijanami. Silny przywódca dba, by ta równowaga nie była zachwiana, w razie potrzeby pacyfikując zagrażających temu porządkowi. Choć zwykle myśli się w tym kontekście o reprezentantach różniących się kulturą czy wyznaniem, jak Czeczeni czy Buriaci, tę samą niechęć da się wyczuć w stosunku do pozostających poza Federacją narodów np. Ukraińców, nazywanych przez pytanych na ulicy Rosjan pogardliwie chachłami. To określenie funkcjonuje już od dawna, a w oryginalnym zamyśle miało odnosić się do gwary chachłackiej powstałej z przemieszania języka ukraińskiego z polskim, białoruskim lub rosyjskim (rusińskim), co dla Rosjan było niedbałą, nieczystą wymową ich języka. Podobnie pejoratywne określanie Polaków pszekami, również powstało z obraźliwego odnoszenia się do tego, w jaki sposób Rosjanie odbierali wymowę języka polskiego.
Do tego dochodzi świetnie działająca machina propagandowa. Dla mieszkańców prowincji rządowa telewizja jest najczęściej jedynym źródłem informacji. Pisarka Maja Wolny podróżując po Rosji pod koniec 2022 roku sprawdzała, jak Rosjanie podchodzą do wojny w Ukrainie. Spotkała się z ogromną niechęcią do Polski i Polaków, do których jeszcze do niedawna stosunek nie był na tyle zły, by wiązało się to z ryzykiem agresji. Zresztą w przeważającej większości ludzie pytani przez Maję Wolny nie uważali się za agresorów, a inwazję traktowali jako reakcję na rzekome zagrożenie ze strony NATO. Twierdzili też, iż Zachód będzie cierpieć z powodu drożyzny, niedoborów benzyny oraz braku możliwości ogrzania swoich domów, przekonani o znaczących wpływach Rosji w tym sektorze. Sankcje też nie są tak bardzo widoczne, ponieważ zagraniczne towary są sprowadzane z państw takich, jak Turcja czy Chiny, a ich ceny nie podniosły się na tyle, żeby stać na nie było tylko wąskie grono wybranych.
Sukces rosyjskiej propagandy najlepiej potwierdza jej odbiór za granicą. Europa Wschodnia na Zachodzie nie ma najlepszej prasy, ale Rosja zawsze uwodziła opinię społeczną jako kraj potężny, trochę orientalny, niezrozumiały, produkujący tyle samo wielkiej kultury co bogaczy. Tak jak chociażby Polacy czy Ukraińcy widoczni byli jako wykonawcy niskopłatnych prac, tak Rosjanie stanowili nieodłączny element krajobrazu zagłębi luksusu w najmodniejszych miastach świata. Biedy nie widać, ponieważ pozostała w kraju. Nikogo , kto żyje na głębokiej prowincji w ubóstwie raczej nie stać, żeby zacząć życie za granicą.
Wielu ludzi na Zachodzie podziwiało pokazy siły Putina, śledząc rosyjskie kanały informacyjne, dopóki nie zostały zablokowane jak np. Russia Today. Niektórzy dopatrywali się w Rosji zbawcy świata. Kanadyjski psycholog Jordan Peterson, idol prawicy, zyskujący sławę na świecie kontrowersyjnymi wypowiedziami, bronił agresorów, opisując Rosję jako remedium na zdegenerowanie Zachodu oraz obrońcę chrześcijaństwa. W styczniu 2023 Francuski Instytut Opinii Publicznej opublikował wyniki badań, według których co drugi młody Francuz w wieku 18-24 obwinia ukraińskie władze za zorganizowanie masakry ludności cywilnej w Buczy oraz oskarża przeciwników Trumpa o upozorowanie marszu na Kapitol. Biorąc pod uwagę podejrzane związki byłego prezydenta USA z Rosją oraz zbieżność jego polityki z politycznymi celami Moskwy, można również uznać to za spektakularny sukces kremlowskiej propagandy.
Na pewno nie wszyscy Rosjanie są zwolennikami wojny i nie można zapominać o dysydentach, ponoszących ogromne konsekwencje za swoją działalność, ale większość Rosjan przez cały czas żyje snem o wielkim, imperialnym, potężnym państwie, takim jakim był ZSRR. Gdy się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma – głosi znane porzekadło. Państwo może nie zapewnia obywatelom dobrobytu, ale daje poczucie wielkości i dumy ze swojego kraju. Putin od samego początku obiecywał swoim wyborcom realizację tego śmiałego snu o potędze, na tym budował swoją popularność i następstwem jest trwająca w tej chwili wojna. Warto zauważyć, iż tę społeczną potrzebę rozumie jego główny przeciwnik, Aleksiej Nawalny. Rosyjski opozycjonista, traktowany na Zachodzie jak bohater, wcale nie potępił aneksji Krymu. Choć bez wątpienia w sytuacji upadku obecnego systemu władzy może być szansą i nadzieją na nową jakość przywództwa Rosji, nie należy zapominać, iż zabiega o poparcie większości tych samych ludzi, którzy do tej pory byli, albo pozostają, zwolennikami urzędującego prezydenta.
Nikt nie wie kiedy i na jakich warunkach zakończy się konflikt w Ukrainie, ale na pewno sytuacja geopolityczna w tym regionie nie powróci do tej sprzed 24.02.2022. Dla Rosji koniec wojny nie oznacza nic dobrego. Współczucia nie będzie. Koniec z wizerunkiem Rosji jako światowego mocarstwa z bogatą kulturą. Pogłębienie recesji spotęgowanej sankcjami osłabi pozycję tego największego terytorialnie państwa. Kurcząca się gospodarka przełoży się na wzrost ubóstwa. Rosja jako agresor nie będzie mogła liczyć na powrót do dawnych relacji biznesowych. Brak nowych zdobyczy terytorialnych będzie najpewniej końcem obecnego przywódcy Rosji i jednocześnie początkiem wewnętrznych walk o władzę. Porażka militarna grozi rozpadem państwa, a rozdrobniona Rosja to kolejne zagrożenie dla świata.
W odróżnieniu do Rosji, dla Ukrainy zakończenie konfliktu to nowa nadzieja i perspektywy na lepsze jutro.
Wojna znacząco zmieniła stosunek Zachodu do Ukrainy. Po pierwsze, uzmysłowiła, iż Ukraina to nie Rosja, a tocząca się wojna to nie jest konflikt wewnętrzny. Po drugie, Prezydent Wołodymyr Zełenski bezprecedensowo uzyskał wizerunkową przewagę nad Putinem, co nie udało się żadnej innej głowie państwa. Po trzecie, Ukraina niewątpliwie ma szansę stać się po wojnie wiodącą demokracją w regionie, a wizja dołączenia do Unii Europejskiej jeszcze nigdy nie była tak blisko. Jednak nie można jednoznacznie przewidzieć, jak będzie w przyszłości. Bohaterski zryw ma potencjał stać się zarówno motorem rozwoju państwa, jak i może okazać się tylko tymczasowym pobudzeniem. Korupcja, wpływy oligarchów czy kłopoty z praworządnością nie znikną w magiczny sposób. jeżeli Ukraina nie zacznie rozwiązywać ich już teraz, istnieje ryzyko, iż „prześpi” strategiczny moment wprowadzania zmian systemowych, których brak może znacznie utrudnić, a choćby pogrzebać szanse na stanie się zachodnim państwem. Jako dobry omen zwiastujący zaangażowanie Kijowa w walkę z korupcją można potraktować aresztowanie Konstantina Żewagi, ukraińskiego oligarchy podejrzanego o sprzeniewierzenie funduszy prywatnego banku, pranie pieniędzy i ukrywanie dochodów z przestępstwa. Wszystko zależy jednak od tego, czy ta determinacja się utrzyma.
Do tego dojdą problemy związane bezpośrednio z zakończeniem wojny. Kontrola nad bronią, aby nie krążyła po całym terenie Ukrainy i nie zasiliła grup przestępczych to jeden z nich. Wyzwaniem będą także widoczne tendencje nacjonalistyczne, których przykładem było choćby upamiętnienie 114 urodzin Stepana Bandery przez ukraiński parlament. Delikatnym problemem są też pojawiające się doniesienia o wyłudzeniach świadczeń socjalnych, przysługujących uchodźcom przebywającym w Polsce. Skala jest na tyle wysoka, iż wiceszef MSWiA, pełnomocnik rządu ds. uchodźców wojennych z Ukrainy Paweł Szefernaker zapowiedział w październiku uszczelnienie systemu. Wiele będzie zależało też od zwykłych ludzi. Postkomunistyczne kraje Europy Wschodniej nie zmieniają się łatwo. Po upadku komunizmu w Polsce również dostrzegano podobne możliwości, oraz wieszczono świetlaną przyszłość demokratycznego państwa. Jednak wystarczyło 30 lat, by patologie komunistycznego ustroju zaczęły wracać z woli samych obywateli. Dziś członkostwo Polski i Węgier w Unii Europejskiej nie byłoby oczywiste. Ale czy Ukraina będzie się uczyć na błędach swojego wschodniego sąsiada? Niestety tego nie da się przewidzieć.