Na poziomie metafizycznym można w ostatecznym rachunku wyróżnić dwie koncepcje wolności, które – z braku bardziej przystępnych określeń – można by nazwać wolnością naturalną i wolnością gnostycką.
Wolnością naturalną może się w pełni cieszyć podmiot, który w pierwszej kolejności poprawnie zdefiniuje swój przyrodzony gatunkowy potencjał oraz immanentne prawa rządzące jego relacją z przedmiotowym otoczeniem, następnie zaś doprowadzi do sytuacji, w której żadne inne podmioty nie będą w stanie siłowo uniemożliwiać mu realizacji owego potencjału (samodzielnej bądź zespołowej), ani też on nie będzie w stanie uniemożliwić im realizacji ich analogicznego potencjału.
Natomiast wolność gnostycka to hipotetyczny stan rzeczy, w którym dany podmiot nie tyle działa w oparciu o wiedzę dotyczącą immanentnych praw rzeczywistości, co skutecznie wyzwala się spod ich władzy, stając się swoim wyłącznym prawodawcą na poziomie nie tylko społecznym, ale też logicznym i metafizycznym. Innymi słowy, jest to stan rzeczy, w którym dany podmiot nie tyle może zrealizować swój potencjał w ontologicznie wyznaczonych mu granicach, co na mocy własnej woli unieważnia wszelkie tego rodzaju granice.
Aprobatę dla pierwszej z tych koncepcji można odnaleźć choćby w „Etyce wolności” Rothbarda, metodologicznie opartej na fundamentach arystotelesowsko-tomistycznych, dedukcyjno-prakseologicznych i przyczynowo-realistycznych. Afirmacja drugiej z nich pojawia się z kolei np. w „Jedynym i jego własności” Stirnera czy w tyradach szatana z „Raju utraconego” Miltona. I o ile pierwsza z nich pozwala w swej logicznej niesprzeczności i metafizycznej spójności na faktyczne spełnianie się podmiotu w jego bytowych możnościach, o tyle druga jest performatywnie antynomicznym mirażem, pogoń za którym prowadzi ostatecznie do samozniewolenia i samozniszczenia (wiążącego się na ogół z poważnymi szkodami dla otoczenia).
Stąd najważniejsze jest niemylenie obu tych koncepcji w kontekście deliberacji nad zasadami prawno-politycznymi służącymi zabezpieczaniu wolności w życiu społecznym. Nieostrożność na tym polu może bowiem doprowadzić np. do sytuacji, w której realne prawo do decydowania o sobie utożsami się z wydumanym „prawem do bycia, kim się chce”, a kardynalną zasadę równości wobec prawa uzna się za inną nazwę roszczeniowej i potencjalnie paraliżującej „zasady niedyskryminacji”. Częste zaś grzęźnięcie w podobnych nieporozumieniach grozi zniechęcaniem do filozofii konsekwentnego poszanowania dla wolności osobistej, co jest zawsze rezultatem o tyle niefortunnym, o ile filozofia ta ma aż nadto wielu w pełni świadomych nieprzyjaciół lubujących się w jej oczernianiu.
Podsumowując, wolność ma przed sobą najlepsze perspektywy wtedy, gdy w pełni uwolni się od swoich bałamutnych karykatur: albo, inaczej rzecz ujmując, tym bardziej można się stawać wolnym człowiekiem, im bardziej jest się odpornym na zgubne przekonanie, iż zwieńczeniem tego procesu jest stanie się Panem Bogiem.
Jakub Bożydar Wiśniewski