
Unia Europejska w swoim założeniu miała stać się imperium zdolnym konkurować z globalnymi potęgami – najpierw USA i Rosją, a później rosnącymi w siłę Chinami. Pod względem PKB czy PPP UE przez cały czas jest jedną z największych gospodarek świata, ale jeżeli chodzi o realną moc sprawczą w polityce międzynarodowej, jej wpływy są zaskakująco ograniczone. USA wciąż dominują globalnie, Chiny wyraźnie im depczą po piętach, a Unia – mimo ogromnego potencjału – pozostaje strukturalnie słaba, często wręcz niewidoczna. W efekcie sprawia wrażenie rozmemłanego tworu, który stopniowo traci znaczenie na arenie światowej.
Powstaje więc najważniejsze pytanie: co zrobić, aby UE znowu zaczęła się liczyć? Czy rozwiązaniem jest głębsza integracja i centralizacja, czy przeciwnie – wzmocnienie państw członkowskich?
Jeżeli przyjąć, iż „silniejsze państwa narodowe” mają działać jako motor unijnej potęgi, to w praktyce oznaczałoby to dominację dwóch krajów: Niemiec i Francji. Pozostałe państwa – zwłaszcza te z Europy Środkowo-Wschodniej – stałyby się w takim układzie podatne na wpływy zewnętrzne USA, Chin czy Rosji, funkcjonując de facto jako potencjalne państwa satelickie. Polska już dziś jest postrzegana jako kraj silnie zależny od Stanów Zjednoczonych, co dodatkowo wzmacnia asymetrię wewnątrz UE. Węgry i Słowacja to satelity Rosji.
Taki układ nie prowadzi do odbudowy potęgi Europy, ale do jej dalszego osłabiania – również w wymiarze gospodarczym.
Dlatego jedynym realnym remedium wydaje się więcej Brukseli, a nie mniej. Silniejsze instytucje unijne mogłyby wreszcie reprezentować interes całej Europy, a nie tylko interesy kilku największych państw lub zewnętrznych mocarstw.
Niestety, drogę do integracji skutecznie blokują krajowe egoizmy polityczne. Hasła o „utratę suwerenności” można rozdmuchać do dowolnych rozmiarów, niezależnie od tego, czy są uzasadnione. Łatwo też grać na strachu przed „niemiecką dominacją”, mimo iż jest to argument w dużej mierze oderwany od rzeczywistości – nie tylko dlatego, iż bez niemieckiej gospodarki wiele państw, w tym Polska, miałoby ogromne problemy, ale także dlatego, iż Niemcy wcale nie mają ambicji politycznego zarządzania europejskimi sporami i narodowymi piekiełkami.
W efekcie UE tkwi w impasie: potrzebuje głębszej integracji, by być globalną potęgą, ale jest hamowana przez obawy, które często mają więcej wspólnego z polityczną retoryką niż z realnymi zagrożeniami.










![Pożar sadzy w kominie [FOTO]](https://swidnica24.pl/wp-content/uploads/2025/11/page-9.jpg)


