Już kiedyś pisałem o paleniu papierosów w tekście zatytułowanym "Ach... te nałogi..." [1] a dziś już muszę skończyć z owym paleniem. Na pewno palenie też przyczyniło się do mojego udaru mózgu więc nie mam wyjścia, po prostu...
Ale od razu muszę przyznać: palę papierosy od lat, choć onegdaj udało mi się je rzucić na okres około 3 lat i bez żadnych cudów medycznych typu tabletki czy plastry. Dlaczego wróciłem? Sam nie wiem, ale chyba uważałem, iż po takim czasie wypalenie jednego nie zaszkodzi... no i "poleciało". Przez pierwsze trzy, cztery dni paliłem mało by w końcu znów "palić jak smok" najpierw słabe a później już mocne papierosy.
Ale naprawdę palenie jest jednak paleniem. I nie ma tak naprawdę znaczenia, czy palimy cienkie, czy grube papierosy, słabe czy mocne, mentolowe czy wiśniowe, tradycyjne czy tzw. e-papierosy. Palenie jest paleniem, jest uzależnieniem od nikotyny i nie ma co wartościować tegoż uzależnienia. I śmieszą mnie różne kampanie przeciwnikotynowe ograniczające lub wprost zakazujące sprzedaży papierosów mentolowych lub innych czy też wymogi umieszczania przerażających wizerunków na paczkach. Na nałogowców nikotynowych to po prostu nie działa. Oni sami muszą chcieć zerwać z nałogiem, w tym przypadku nikotynowym.
Ileż to razy słyszałem: Ależ ja palę "lighty", albo... palę tylko 4 papierosy dziennie. To nie tak źle! Raczej to tylko oszukiwanie własnego siebie...
Palenie choćby tych słabych, czy też tylko 4 dziennie jest uzależnieniem i warto wiedzieć, iż tak samo wpływa negatywnie na nasz organizm jak palenie większej ilości papierosów. Niektórzy alkoholicy np. (ale nie tylko) często – być może jako własne usprawiedliwienie – mawiają, iż piwo to nie alkohol (w znaczeniu mocne wino, wódka, spirytus lub jakieś ichnie wynalazki)... A jakże!... Małe jabłko nie jest dużym jabłkiem, ale jest jabłkiem... słaba herbata nie jest mocna herbatą, ale jest herbatą... więc piwo też jest napojem alkoholowym... I nie ma sobie potrzeby wmawiać zupełnie fałszywego obrazu własnego ja, tworzyć fałszywej iluzji własnego uzależnienia.
Można zapytać: To po co palić w ogóle, skoro 4 wystarczają.... Dla przyjemności? Dla takowej może i można wypalić jednego na miesiąc czy pół roku. Ale 4 dziennie dla przyjemności? To coś ta przyjemność jakaś spowszedniała jest... a może to jednak potrzeba? A poza tym 4 w zwykły dzień, ale podczas np. piątkowego pobytu w pubie już z 10 papierosów, albo i więcej często można wypalić, nieprawdaż? I tych słabych też...
Zawsze fascynowały mnie zabiegi marketingowe firm tytoniowych czy innych sprzedających produkty mogące uzależniać. Naturalne już jest (w wielu branżach) tworzenie tzw. pozornego rozszerzania asortymentu poprzez kreowanie nowych marek, których tzw. rdzeń produktu zostaje niezmieniony. Tworzy się nową wódkę z identyczną zawartością, jaką posiada już inna wódka i siłą przekazu marketingowego, manipulacji klientem / konsumentem można mu wspaniale wmówić, iż zupełnie inaczej smakuje i jest zupełnie inna... To samo jest z wieloma produktami i z papierosami również...
Więc albo palmy tyle, ile chcemy, ile potrzebuje nasz organizm, albo nie palmy w ogóle. Po co mamy się męczyć ograniczając palenie lub sztucznie kreując własne potrzeby określające wybór danej marki papierosów. o ile już palimy to "chwytajmy dzień" z papierosem i zegnajmy go z 30 tym już wypalonym. To jest dopiero coś, a nie tam "od czasu do czasu", albo jeszcze często ukrywać fakt palenia... co często się zdarza... i cały czas myśleć, iż już niedługo przyjdzie moment i czas, iż można zapalić... bo przecież mamy ograniczoną liczbę papierosów do wypalenia dziennie... Oj.. jak my cały czas wtedy myślimy jeno o paleniu... wszak chyba o niczym innym... To są dopiero katusze... a jeszcze w perspektywie... cały czas dochodzą pieniążki... papierosy takie drogie teraz są... Och... jesteśmy źli, ze palimy, ale palimy. Jeszcze bardziej jesteśmy źli, iż wydajemy aż tyle na papierosy, ale dalej palimy i w konsekwencji jesteśmy źli, iż papierosy są tak drogie... Kołomyja i hipokryzja...
Niemniej jednak niezależnie, ile wypalamy i jakich papierosów, skutki palenia są identyczne. Najgorsze dla mnie jest uzależnienie psychiczne a więc ubezwłasnowolnienie od (w tym wypadku) nikotyny. Jak palę to ona rządzi mną a nie ja samym sobą. To chęć zapalenia papierosa jest determinantą mojego zachowania - sam go nie kreuję ani nie jestem jego inicjatorem. Zwyczajnie: jestem zwykłym niewolnikiem, niewolnikiem czegoś niewidocznego, zwanego nikotyną, którego uzewnętrznianiem jest zniewolenie mnie samego przez zwinięte w rulonik takie białe z pomarańczowym ustnikiem i jakimś sianem w środku. Podobnie jest z innymi uzależnieniami: od alkoholu, narkotyków, zakupów, komputerów i gier, seksu, hazardu, etc. - jesteśmy niewolnikami swoich uzależnień.
Przecież brak papierosa (czy innych atrybutów uzależnienia) wyzwala w nas najgorsze emocje: złość, gniew, niepokój wewnętrzny, wściekłość. Często cierpią na tym najbliżsi i najbliższe otoczenie... Więc jednak biegniemy do kiosku by... kupić te papierosy, zapalić, zaciągnąć się i... już świat jest nasz, już jesteśmy spokojni, już jest dobrze... do najbliższej konieczności zapalenia kolejnego... Czyż to nie jest czyste niewolnictwo i ubezwłasnowolnienie?
Można też przestać być niewolnikiem a stać się człowiekiem decydującym o sobie i dokonującym świadomych wyborów. Można po prostu rzucić palenie. Jest to trudniejsze niż choćby odstawienie alkoholu przez alkoholika (poza ciągiem alkoholowym)... zapewniam.
Najlepiej zaś, aby być prawdziwie wolnym i decydować o sobie przy pomocy własnej, wolnej woli.... rzucić wszystkie nałogi i zobaczyć jaki świat może być piękny, gdy nic nie musimy... nie musimy zapalić papierosa, nie musimy wziąć narkotyku, nie musimy kupić lepszego auta, nie musimy dziś odwiedzić kosmetyczki ani po raz kolejny zrobić korekty chirurgicznej nosa, nie musimy się napić alkoholu, nie musimy mieć lepszej komórki, itd...
Osobiście jestem przeciwnikiem leczenie uzależnień poprzez podawanie farmakologicznych zamienników środków uzależniających, np. w przypadku nikotyny: wszelkie plastry, gumy, itp., zawierające nikotynę. o ile mamy rzucić to najlepiej rzucić od razu. Jednego dnia i koniec. Stosowanie plastrów, czy gum , czy też innych "cudotwórców" to nic innego, zarówno z punktu widzenia psychobiologicznego, jak i fizycznego jak - według mnie - niemalże tzw: ograniczenie palenia do kilku czy kilkunastu sztuk, albo palenie do połowy. To jest tylko i wyłącznie oszukiwanie siebie i swojego organizmu. No bo jak to jest: nie palimy a dostarczamy nikotynę.... czyli jest tak jakbyśmy de facto realnie palili (pomijam tu substancje smoliste).
Firmy "parafarmaceutyczne" są mistrzami w kreowaniu strachu i wymyślaniu na likwidację tego stanu strachu kolejnych, cudownych lekarstw lub tzw. parafarmaceutyków (genialny wprost zabieg do wprowadzania do obrotu niesprawdzonych "dziwnośći") lub też na podtrzymywaniu sprzedaży (popytu) na swoje produkty. Czyż myślicie, iż gdyby te wszystkie plastry, gumy były skuteczne... to tak by je reklamowano i wydawano niepotrzebnie ogromne środki finansowe? Przecież one się muszą jakoś zwrócić prawda? A palacz jak alkoholik zawsze będzie starał się znaleźć wytłumaczenie, iż próbuje i - mimo, ze już raz kupił i się nie udało - kupi jeszcze raz choćby dla uspokojenia bliskich lub swojego sumienia.
Rzucenie każdego nałogu, w tym i papierosów zależy tylko od nas samych, niektórzy mówią, iż zależy od "naszej głowy", "tkwi w głowie". Tak jest. Wszystko zależy naprawdę od nas i naszej siły podjętej decyzji o wyjściu z uzależnienia. Od tego czy chcemy naprawdę, czy też udajemy, iż chcemy. Plaster czy guma za nas nie rzuci palenia! Więc o ile chcemy i jesteśmy zdecydowani, to po co nam plastry i gumy? No chyba, iż od początku najzwyczajniej w świecie konfabulujemy i oszukujemy siebie samych lub otocznie...
Nie paliłem 3 lata i na początku przeżyłem katusze, przytyłem 11 kilo, po dwóch tygodniach dopiero "odszedł głód nikotynowy, byłem dumny i... w sytuacji w sumie bezstresowej znów zapaliłem... jednego... by przez tydzień powrócić w zasadnie do normalnego palenia.
Jednak spróbuję jeszcze raz rzucić, bo już mam dość bycia zniewolonym przez papierosa... chcę jak kiedyś być wolnym i decydować sam w pełni o sobie... a nie patrzeć na wydychany przeze mnie dymek z uczuciem, iż palenie mówi mi, iż jestem nim właśnie zniewolonym.
Oczywiście palenie nie jest najgorszym uzależnieniem wpływającym na naszą świadomość i zachowanie. Na pewno gorsze są te, które tą świadomość zaburzają jak alkoholizm czy narkomania. Nie znaczy to, iż nie musimy zwalczyć wszystkie nasze uzależnienia, bo wtedy możemy się poczuć prawdziwie wolnymi. Czego życzę wszystkim uzależnionym.
Notabene – rzucenie palenia będzie bardzo trudne dla mnie, ale już jestem przekonany, iż mi się to uda. Może fakt ogłaszania tego publicznie w niniejszym tekście też będzie dodatkową motywacją. Ja oczywiście dopuszczam myśl, iż moja nadzieja na sukces okaże się płonna i już zostanę z tym paleniem do końca życia, ale zrobię wszystko żeby tak się nie stało!
A może ktoś z czytelników ma jakieś pozytywne doświadczenie z rzuceniem palenia tytoniu i ma dla mnie jakieś dobre rady? I nie chodzi mi o rady w stylu: "musisz podjąć męską decyzję" czy "rzucenie palenia jest proste, tylko trzeba chcieć".
P.S.
Polecam niedawno wydaną bardzo dobrą książkę dotyczącą wszelkiego rodzaju uzależnień, której pierwsze polskie wydanie jest dostępne w Empiku: Gabor Maté, Bliskie spotkania z uzależnieniem. W świecie głodnych duchów, Czarna Owca, Warszawa 2021. Autor w sposób nowatorski opisuje różnego rodzaju uzależnienia a książkę polecam wszystkim, choćby tym, którzy nie są w żaden sposób owładnięciu jakimś nałogiem. Sam autor - lekarz pracował przeszło 10 lat z osobami uzależnionymi a sam przyznaje, iż walczy z zakupoholizmem.
[1] ]]>https://krzysztofjaw.blogspot.com/2022/10/ach-te-naogi.html]]>