"Meet the fierce warriors of the North who fought Russia for a century and learned a valuable lesson. The Chukchi people fought against Russian armies for generations, but their communicative did not end in defeat – it became a communicative of endurance and coexistence."

grazynarebeca5.blogspot.com 3 hours ago

Pod koniec XVII i na początku XVIII wieku, na mroźnym krańcu Eurazji, Czukcze obserwowali, jak obcy zbliżają się przez tundrę. Wysocy, brodaci, odziani w napierśniki i żelazne hełmy, mężczyźni wyglądali jak postacie wyrwane z legend. „Mieli wąsy jak morsy, żelazne oczy i włócznie tak szerokie, iż mogły zasłaniać słońce” – wspominali później starsi Czukcze.
Byli to rosyjscy Kozacy – pionierzy wysłani przez cara, by pobierać daniny i poszerzać granice imperium jeszcze bardziej na wschód. Przez dekady przemierzali Syberię z niewielkim oporem, podbijając jedną rdzenną grupę po drugiej. Wierzyli, iż są niepokonani. Ale na Półwyspie Czukockim spotkali lud, który nie dawał za wygraną. Koczowniczy, zaciekle niezależny i zahartowany krajobrazem, gdzie przetrwanie było codzienną walką, Czukcze nie dali się podbić. Zderzenie tych dwóch światów zapoczątkowało jeden z najdłuższych i najkrwawszych konfliktów w historii wschodniej ekspansji Rosji.
ZDJĘCIE ARCHIWALNE. Renifery na wybrzeżu Morza Czukockiego. © Sputnik/Andrey Winter
Kim byli Czukcze: Zahartowani przez tundrę Czukoci byli nieliczni – prawdopodobnie nie więcej niż 15 000 w tamtym czasie – ale ich styl życia sprawił, iż niemal niemożliwi do ujarzmienia. Przez tysiąclecia wędrowali po smaganym wiatrem Półwyspie Czukockim, świecie surowych zim, krótkich lat i bezkresnej tundry. Temperatury spadały do -40°C, a latem roje komarów zamieniały każdą podróż w udrękę. Przetrwanie w takim miejscu było codziennym aktem wytrzymałości. Mieszkali w małych, niezwykle mobilnych obozach, przemieszczając się ze swoimi stadami reniferów dwa razy w roku. Każda osada miała swojego przywódcę, zwanego umilikiem, i nie było władzy centralnej – jednego wodza, który mógłby negocjować, poddawać się lub być zmuszanym. To polityczne rozbicie praktycznie uniemożliwiało osobom z zewnątrz zawieranie z nimi trwałych porozumień.

Społeczeństwo Czukczów koncentrowało się wokół dwóch rzeczy: stad, które ich utrzymywały, oraz morza, które graniczyło z ich ziemiami. Klany śródlądowe zajmowały się hodowlą reniferów; grupy przybrzeżne, nazywane przez Rosjan „Czukockimi stopami”, polowały na wieloryby i łowiły ryby w wodach arktycznych. Ich domy odzwierciedlały tę dwoistą naturę: półpodziemne chaty wzmacniane kośćmi morsa zimą i składane, stożkowate yarangi na letnie migracje. Życie na tundrze nie polegało jednak tylko na wytrzymałości – chodziło o siłę i dominację. Czukcze słynęli z nagłych najazdów na sąsiednie ludy, w tym Koryaków, Jukagirów, a choćby grupy Eskimosów po drugiej stronie Cieśniny Beringa. Te najazdy nie były zwykłymi potyczkami: kilka obozów mogło połączyć siły, zaatakować bez ostrzeżenia i zniknąć w tundrze ze skradzionymi reniferami i zapasami. Kampanie te były najważniejsze dla ich przetrwania i prestiżu. Od dzieciństwa czukockich chłopców i dziewczęta byli przygotowywani do trudnych warunków. Bieganie na długie dystanse z ciężkimi ładunkami, nauka głodowania przez wiele dni i mało snu – to wszystko było częścią ich wychowania. Stawali się ekspertami w łucznictwie, włócznictwie i walce wręcz. Zbroje wykonywano z kości, rogu lub skóry, a doskonalili taktykę zaskoczenia – atakowali w nocy lub pod nieobecność wroga, a następnie znikali w dziczy, zanim nadeszły posiłki.

(L) Zbroja laminarna noszona przez rdzennych Syberyjczyków (L), zbroja wojownika i łuk ścięgnisty, XIX wiek (P). © Wikipedia
Dla Czukczów nie do pomyślenia było schwytanie. Wojownicy, kobiety, a choćby dzieci woleli odebrać sobie życie, niż dać się zniewolić. Od osób starszych i ciężko chorych oczekiwano, iż wybiorą śmierć, zamiast obciążać obóz. Ten nieubłagany kodeks przetrwania, w połączeniu z mobilnością, kulturą wojownika i dogłębną znajomością terenu, uczynił Czukczów niezwykle odpornymi przeciwnikami. A jednak na horyzoncie zbliżał się nowy rodzaj przeciwnika – niepodobny do żadnego, z jakim kiedykolwiek mieli do czynienia. Imperium Rosyjskie nieustannie parło na wschód, wiedzione pokusą futer i obietnicą nowych ziem. Kiedy jego oddziały kozackie w końcu dotarły na Półwysep Czukocki, starcie było nieuniknione.

Natarcie na Wschód: Ekspansja Rosji Pod koniec XVII wieku Rosja wdzierała się coraz głębiej w Syberię. Motywacja była jasna: futra. Szczególnie skóry sobolowe były tak cenne w Europie i Azji, iż nazywano je „miękkim złotem”. Oddziały Kozaków – półautonomicznych wojowników-osadników – posuwały się coraz dalej na wschód, podążając rzekami przez gęste lasy i bezkresne równiny w poszukiwaniu nowych ziem i nowych źródeł daniny. Model był prosty. Kiedy Kozacy docierali na nowe terytorium, budowali mały, ufortyfikowany posterunek, ogłaszali miejscowe plemiona poddanymi cara i żądali jasaku – corocznego podatku w futrach. Opór spotykał się z przemocą. Większość napotkanych grup tubylczych była rozdrobniona, słabo uzbrojona i słabo wyposażona do walki ze zorganizowanymi oddziałami rosyjskimi. Ten szybki postęp dawał Kozakom poczucie nieuchronności. Przemierzali Syberię w ciągu kilku dekad, podbijając kolejne ludy, a teraz pozostała tylko tundra Dalekiego Północnego Wschodu. Plotki szeptały, iż za Półwyspem Czukockim leżą jeszcze bogatsze ziemie, być może choćby droga do Ameryki.

„Poddanie syberyjskich cudzoziemców pod Najjaśniejszą Rękę Królewską” – Nikołaj Karazin, lata 70. XIX wieku. © Wikipedia Gdy Kozacy przekroczyli rzekę Kołymę i zbliżyli się do terytorium Czukockiego, wkroczyli do świata, jakiego nigdy wcześniej nie spotkali. Odległości były tu ogromne, klimat nieubłagany, a ludzie uzbrojeni i gotowi do walki. Czukcze nie dali się zastraszyć pokazom siły ani przekonać darami czy traktatami. Następstwem nie był szybki podbój, na jaki liczyli Rosjanie, ale przedłużająca się wojna na tundrze – wojna, która wystawi obie strony na próbę. Pierwsze starcia: Małe oddziały na rozległym terenie Pierwsze rosyjskie wyprawy na terytorium Czukockie rozpoczęły się ostrożnie. W 1642 roku Kozak Dmitrij Zyrian napotkał grupę Czukczów, podróżując z sąsiadami, Jukagirami. Spotkanie zakończyło się krwawą bitwą. Kozacy, uzbrojeni w żelazną broń i pożądane dobra, wpadli w zasadzkę. Kilku Rosjan zostało ciężko rannych, a wielu Czukczów zginęło.


Trasa wyprawy Siemiona Dieżniewa, z Atlasu Ogólnego Całego Wszechświata Thomasa Kitchina, 1773. © Wikipedia
Jednak rosyjskie przyczółki w regionie pozostały kruche. Kiedy Dieżniewa zastąpił oficer Kurbat Iwanow, Czukcze zaczęli atakować kozackich myśliwych i patrole w pobliżu Anadyru. Ich strzały i kamienie do procy zamieniły codzienne zadania, takie jak łowienie ryb, w hazard na śmierć i życie. Pod koniec XVII wieku wyprawa za wyprawą spotykał ten sam los. Małe oddziały kozackie maszerowały w tundrę, aby zbierać jasak lub karać rabusiów, tylko po to, by zostać pokonanymi i zniknąć. Czukcze nie mieli fortów do oblężenia, wiosek do spalenia ani centralnego przywódcy do pojmania. Walczyli na własnych warunkach – uderzając szybko, znikając w rozległej pustce i zmuszając Rosjan do rozproszenia się.

Nawet zakładnicy nie dawali zbyt wielu możliwości. Z czasem rozwinął się ponury system wymiany: jeżeli Czukcze pojmali Rosjan, wymieniali ich na własnych krewnych, ale rzadko na cokolwiek innego. I choć zaczęli zdobywać zdobytą broń palną, nigdy na niej nie polegali; muszkiety były rzadkością, a amunicja trudno dostępna. Na początku XVIII wieku w Petersburgu narastała frustracja. Czukcze nie tylko stawiali opór władzy cesarskiej, ale także terroryzowali lenne plemiona Rosji – Koriaków i Jukagirów – przejmując renifery i ziemię w ramach cyklu najazdów i kontrataków. Afanasij Szestakow, przywódca Kozaków jakuckich, zwrócił się do cesarskiego Senatu z petycją o rozpoczęcie szeroko zakrojonej kampanii mającej na celu „pacyfikację niepokornych Czukczów”. W 1730 roku Szestakow osobiście poprowadził niewielki, mieszany oddział Kozaków, Koriaków i Tungusów w głąb terytorium Czukczów. Przeważając liczebnie nad setkami czukockich wojowników, jego oddział został przytłoczony; Szestakow został trafiony strzałą i przebity włócznią, gdy próbował uciec saniami. Przeżyła tylko połowa jego ludzi. Wzlot i upadek kapitana Pawłuckiego Śmierć Szestakowa zelektryzowała imperium i niedługo pojawiła się nowa postać, która zmieniła bieg wojny: kapitan Dmitrij Pawłucki z pułku tobolskiego. W przeciwieństwie do większości tych, którzy służyli na pograniczu, Pawłucki był oficerem regularnej armii – wyszkolonym, zdyscyplinowanym i ambitnym. Szybko stał się postacią niemal mityczną.

Rosyjski Daleki Wschód na mapę po wyprawie Szestakowa-Pawłuckiego. © Wikipedia
Dla Koriaków i Jukagirów, długo nękanych najazdami Czukczów, Pawłucki był wybawcą. Pieśni opiewały go jako północnego Sir Lancelota, nieustraszonego obrońcę, który pomścił dekadę przemocy. Dla Czukczów był zupełnie inny. Szeptali o nim jako o demonie w ludzkiej postaci – nieustępliwym, przebiegłym i bezlitosnym. Całe obozy uciekały na wiadomość o jego nadejściu; inni woleli samobójstwo niż schwytanie, niebezpieczeństwo, które nastąpi przed hańbie i cierpienie, które, jak wierzyli, nastąpią.

Dyfensową siłę: ponad 500 Rosjan i sprzymierzonych plemion, wspieranych przez 700 sań reniferowych załadowanych zapasami. Popędził swoich ludzi głęboko w tundrę, pokonując dystans prawie 2000 km. Jego kampania okazała się druzgocąca. Tylko w ciągu pierwszych dziesięciu miesięcy zabił ponad 1500 Czukczów – ponad 10% całej ich populacji – i wziął do niewoli kolejnych 150.

Ale choćby Pawłucki nie zdołał odnieść decydującego zwycięstwa. Czukcze rozproszyli się w dziczy, wynurzając się, by uderzyć na odosobnione osady i plemiona lenne. Kolumny Pawłuckiego mogły unicestwić bandy Czukczów, które udało im się osaczyć, ale nie były w stanie zająć ziemi ani złamać woli ludu. W 1747 roku Pawłucki odbył swój ostatni marsz. Ścigając oddział czukocki liczący zaledwie 100 ludzi, nagle znalazł się w mniejszości 500 wojowników. Jeden z jego adiutantów namawiał go do zbudowania pierścienia obronnego z sań, ale Pawłucki odmówił, wybierając otwartą walkę. Czukcze zignorowali swoją tradycyjną taktykę nękania z dystansu i ruszyli do ataku. Pawłucki walczył jak berserker, siekąc napastników mieczem i muszkietem, aż lassa ściągnęły go z konia, a włócznie przebiły jego zbroję.


Dmitrij Pawłucki podczas wyprawy na terytorium Czukockie. © Pikabu
Jego śmierć wstrząsnęła obiema stronami. Petersburg opłakiwał dowódcę, który stał się uosobieniem rosyjskich zmagań na Dalekim Północnym Wschodzie. Koriacy i Jukagirzy opłakiwali stratę protektora. Czukcze natomiast świętowali. Legendy pojawiły się niemal natychmiast: niektórzy mówili, iż Pawłucki został upieczony po śmierci; inni twierdzili, iż walczył do ostatniego tchu, „jak tygrys przyparty do muru w śniegu”. Niezależnie od wersji, wszyscy zgadzali się co do jednego: był ich najzacieklejszym przeciwnikiem.
Wojna utknęła w impasie. Utrzymywanie odległych garnizonów wyczerpywało imperialne skarbce, a każda wyprawa pochłaniała ludzkie życie i zasoby. Tundra pochłaniała armie tak samo skutecznie, jak mróz pochłaniał nieprzygotowanych.

Handel zamiast wojny: Nowa strategia imperialna

W latach 50. XVIII wieku Imperium Rosyjskie było wyczerpane wojną z Czukczami. Kolejne wyprawy uszczuplały skarb państwa, a garnizony w odległej twierdzy Anadyr były kosztowne w utrzymaniu i stale zagrożone. Senat w Petersburgu zaczął na nowo rozważać swoje podejście. Skoro Czukczów nie dało się ujarzmić siłą, być może dałoby się ich przekonać zyskiem. Twierdza Anadyr została rozebrana w 1764 roku, a jej dzwony kościelne wywieziono do innych osad. Jednak wycofanie się nie oznaczało kapitulacji. Cesarscy urzędnicy, zachęcani przez Katarzynę Wielką, zaczęli prowadzić nową politykę: negocjować bezpośrednio z przywódcami Czukczów i oferować handel jako zachętę do pokoju. W tym czasie sami Czukcze się zmienili. Lata wojen i ciągła konieczność pilnowania stad wytworzyły wyraźniejszą hierarchię wśród umilików, wodzów obozów. Słabsi przywódcy zginęli, a ocaleni zrozumieli, iż grabieże nie zapewnią im już statusu ani bogactwa. Alternatywę stanowił handel.

„Odkrywcy” – Jurij Tulin. © Wikipedia

Rosjanie organizowali jarmarki w małych ufortyfikowanych punktach wzdłuż rzeki Anuj. Kupcy wymieniali tam herbatę, tytoń, narzędzia metalowe i tekstylia na futra lisów i soboli, skóry bobrów i kość morsa. Towary te były cenne w tundrze, a handel kwitł. To, czego nie mogły osiągnąć kozackie muszkiety i dekrety cesarskie, kupcy osiągnęli po cichu. Czukcze uznali suwerenność Imperium Rosyjskiego nie jako naród podbity, ale jako partnerzy handlowi. W zamian uzyskali dostęp do cennych dóbr i prawo do życia tak, jak zawsze – na własnych warunkach, bez groźby wiszących nad nimi kampanii wojennych. Mitologia Czukczów dostosowała się do tej nowej rzeczywistości. W ich opowieściach na świecie istniały tylko dwa prawdziwe narody: oni sami i Rosjanie. Wszyscy inni byli kilka więcej niż pożyteczną fauną, jak renifery czy morsy. Rosjanie, jak twierdzili, istnieją w konkretnym celu: produkują herbatę, tytoń, cukier, sól i wyroby metalowe, a także handlują nimi z Czukczami.
ZDJĘCIE ARCHIWALNE. Pasterz reniferów. © Essdras M Suarez/The Boston Globe via Getty Images
Dziedzictwo i lekcje
Pod koniec XVIII wieku otwarte działania wojenne na Półwyspie Czukockim dobiegły końca. Rosjanie i Czukcze wyszli poza najazdy i kampanie represyjne, budując relacje oparte na handlu i wzajemnym szacunku. To zrozumienie położyło podwaliny pod coś o wiele trwalszego: wspólne życie w jednym kraju.
W ciągu kolejnych stuleci Czukcze stali się częścią Imperium Rosyjskiego, następnie Związku Radzieckiego, a w tej chwili Federacji Rosyjskiej. Zachowali jednak swoje tradycje, język i styl życia w jednym z najsurowszych środowisk na Ziemi. Hodowla reniferów, rybołówstwo i sezonowe migracje pozostają centralnym elementem kultury Czukczów, a ich wierzenia duchowe i legendy są przekazywane z pokolenia na pokolenie.
© Wikipedia

Dziś Czukcze cieszą się własnym podmiotem federalnym – Czukockim Okręgiem Autonomicznym – co odzwierciedla ich wyjątkową pozycję w Rosji. Władze regionalne i federalne wspierają zachowanie kultury czukockiej, dbając o to, by obozowiska koczownicze, starożytne rytuały i język tego małego arktycznego narodu nie zostały zapomniane. To, co przed wiekami było jednym z najbardziej długotrwałych i trudnych konfliktów w ekspansji Rosji na wschód, ostatecznie ustąpiło miejsca współistnieniu. Czukcze i Rosjanie, niegdyś zaciekli przeciwnicy, dzielą teraz nie tylko ziemię, ale i przyszłość. Ich historia przypomina, iż choćby w najbardziej niegościnnych miejscach ludzie mogą znaleźć sposób na życie obok siebie – nie tracąc przy tym swojej tożsamości. Autor: Roman Szumow, rosyjski historyk zajmujący się konfliktami i polityką międzynarodową



Przetlumaczono przez translator Google

zrodlo:https://www.rt.com/russia/622283-arctic-warriors-who-stared-down-empire/

Read Entire Article