Marcin Wyrwał: Donald Tusk announces military training. There are 4 problems

news.5v.pl 6 hours ago

Kiedy z dużym opóźnieniem odkryliśmy, że dominującą rolę w działaniach wojennych zaczęły odgrywać drony, utworzyliśmy wojska dronowe. Jeszcze w grudniu szef sztabu generalnego gen. Kukuła twierdził jednak, iż najważniejsze są duże drony atakujące precyzyjnie na duże odległości, a małe „komunijne” drony zaczniemy produkować u siebie. Jest to dokładna odwrotność myślenia o dronach na froncie, gdzie duże drony odgrywają oczywiście istotną rolę, ale pole walki jest zdominowane przez małe drony obserwacyjne i szturmowe. Tylko po rosyjskiej stronie każdego dnia wykorzystuje się 3,5 tys. sztuk takich dronów i kilka mniej po ukraińskiej. W Polsce produkcja małych dronów pozostaje na poziomie „garażowym”.

Kiedy z podobnym opóźnieniem uświadomiliśmy sobie, jak wielką rolę na froncie odgrywają systemy autonomiczne oparte na sztucznej inteligencji, zaczęliśmy wdrażać strategię sztucznej inteligencji. Ma być ona gotowa do… 2039 r.

Nie inaczej jest z zapowiedzianym przez premiera Donalda Tuska programem szkoleń wojskowych „na masową skalę” dla wszystkich dorosłego mężczyzny. Sam w sobie to bardzo dobry pomysł. Ja także mam zamiar wziąć udział w takim szkoleniu i namawiałbym do niego każdego mężczyznę, a także kobietę, o czym za chwilę.

Znowu jednak mamy do czynienia z krokami spóźnionym, stanowiącym doraźną reakcję na rozgrywające się wokół nas wydarzenia, a więc obarczonym problemami i ryzykami wynikającymi z działania na hura.

Jest to podstawowy problem, z którego wynikają wszystkie kolejne, w tym te dotyczące zapowiadanych przez premiera Tuska szkoleń wojskowych.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

1. Szkolenie żołnierza „pełnoprawnego”, czyli jakiego?

Przede wszystkim, należy doprecyzować deklaracje, które już padły. Zgodnie ze słowami premiera szkolenia miałyby uczynić biorących w nich udział mężczyzn „pełnoprawnymi żołnierzami w sytuacji konfliktów”.

Z doniesień TVN wynika, iż szkolenia będą odbywać się w trybach jednodniowym, trzydniowym lub miesięcznym. Jak długo powinno trwać szkolenie, aby zgodnie ze słowami premiera mieć „pełnoprawnego” żołnierza?

Jeśli odnieść się do terminologii wojskowej, to 16-dniowe podstawowe szkolenia, na których nigdy wcześniej niemającym styczności z wojskiem cywilom przekazuje się podstawowe umiejętności, czyni z cywila, po złożeniu przysięgi, „pełnoprawnego” żołnierza.

Problem polega jednak na tym, iż na takich „szesnastkach” uczy się obsługi broni i strzelania z karabinka, taktyki, topografii, medycyny pola walki i przetrwania w trudnych warunkach. Z medialnych doniesień wynika natomiast, iż cywile będą mieć do wyboru cztery rodzaje szkoleń: pierwsza pomoc, strzelectwo, walka wręcz, elementy przetrwania. Trudno więc mówić o jednolitym szkoleniu.

To poważny błąd. Choćby podstawowe szkolenie z każdego z tych elementów dawałoby ludziom ogólną wiedzę pozwalającą radzić sobie w każdej z sytuacji. Człowiek, który przeszkoli się z walki wręcz może znaleźć się w potrzebie udzielenia pomocy medycznej komuś lub sobie. Inny, który przeszkoli się ze strzelectwa, może być zmuszony do przetrwania w terenie przez długi czas w zimnych miesiącach. Podstawą dla wszystkich obywatela powinien być przekrój umiejętności, a nie profilowanie się w jednym z zakresów.

Jedno jest pewne: w obecnej formie i czasie szkoleń nie należy mylić „pełnoprawnego” żołnierza z żołnierzem w pełni efektywnym. Takiego szkoli się długimi miesiącami.

Wzorcowym przykładem jest Finlandia, która liczy zaledwie 5,6 mln ludzi, ale w razie zagrożenia jest w stanie zwiększyć armię do 280 tys. dobrze wyszkolonych żołnierzy, ponieważ od wielu dekad każdego roku powołuje na szkolenia tysiące rezerwistów. Dziesiątki lat istnienia takiego systemu przekładają się na „masowość” szkoleń, a ich regularność skutkuje wysokim poziomem wyszkolenia.

Z powodu braku wieloletniej strategii w zakresie budowania odporności społeczeństwa po raz kolejny w naszej historii skazaliśmy sami siebie na pospolite ruszenie. Akurat tego problemu nie jesteśmy w stanie wyeliminować, bo po prostu nie możemy cofnąć się w czasie.

Trzeba jednak podkreślić, iż choćby podstawowe, choćby jednodniowe szkolenie prowadzone przez profesjonalistów w znaczny sposób zwiększa przydatność wyszkolonej osoby na polu walki. Zwiększa też szanse każdego obywatela na przeżycie w dowolnych sytuacjach kryzysowych. Takie szkolenie stanowi też doskonały punkt wyjścia do kolejnych szkoleń – niekoniecznie w ramach wojska, ale też w zakresie lokalnych organizacji proobronnych, a choćby w zakresie rozwoju indywidualnych zainteresowań.

A zatem – choć jesteśmy spóźnieni, to zdecydowanie warto wziąć udział w takim szkoleniu!

WOT / mat. prasowe

Lubelski WOT – szkolenie na poligonie

2. Szkolenia „masowe”, czyli jakie?

Zapowiadane przez premiera szkolenia na masową skalę w ogromnym stopniu podwyższyłyby kompetencje obronne i odporność społeczeństwa, szczególnie iż te znajdują się w tej chwili na poziomie bliskim zerowego.

Podkreślam – stałoby się tak, gdyby szkolenia były masowe. Premier jednak gwałtownie doprecyzował kwestię owej masowości, zapewniając w rozmowie z dziennikarzem, iż „to nie jest obowiązkowe”. Dowiedzieliśmy się wprawdzie, iż państwo przygotowało „nie symboliczne” i „nieudawane” zachęty, ale trudno stwierdzić, ile osób faktycznie zdecyduje się na takie szkolenia w rozleniwionym europejskim społeczeństwie, w które przekształciliśmy się od czasu zakończenia Zimnej Wojny.

Chociaż wojna w Ukrainie trwa od ponad 10 lat, a po ostatnich woltach administracji Trumpa Europa znalazła się w sytuacji kontynentu z nożem na gardle, politycy, w tym polscy, wciąż bawią się w półśrodki w imię wyborczych słupków. Z tego właśnie powodu program szkoleń nie jest obowiązkowy, więc o ich „masowość” pozostaje jak najbardziej otwarte.

3. Szkolenia mężczyzn, a gdzie kobiety?

Niezrozumiałe jest podkreślenie przez premiera Tuska, iż szkolenia będą dotyczyć tylko mężczyzn. Później w Sejmie minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz mówił już o kobietach i mężczyznach, jednak ta kwestia wciąż jest niejasna.

Kobiety absolutnie powinny być włączone i w szczególny sposób zachęcane do takich szkoleń. Stanowią one 52 proc. polskiego społeczeństwa. Właśnie o tyle premier obniżyłby potencjał kompetencji tego społeczeństwa w zakresie obronności.

Ograniczająca się do mężczyzn wyjściowa deklaracja premiera to też kolejny dowód niezrozumienia charakteru współczesnej wojny przez nasze władze, o których odrealnieniu w tym zakresie niejednokrotnie już pisałem. A przecież wystarczy przyjrzeć się trendom na rosyjsko-ukraińskiej wojnie. Kiedy Rosjanie zaatakowali w 2014 r., w Siłach Zbrojnych Ukrainy służyło prawie 50 tys. kobiet. Do 2024 r. liczba ta wzrosła o 40 proc., a kobiety pełnią tam coraz bardziej istotne funkcje. Tetiana Ostaszczenko dla przykładu była w latach 2021-2023 Dowódcą Sił Medycznych Sił Zbrojnych Ukrainy i pierwszą kobietą w randze generała brygady w ukraińskiej armii.

Współczesna wojna opiera się nie tylko na sile mięśni, ale także w coraz większym stopniu na sile umysłu. Już dziś wiemy, iż stoimy przed potrzebą masowych szkoleń operatorów dronów. To jedna z wielu dziedzin, w których kobiety będą równie skuteczne co mężczyźni. Rozumne podzielenie się zadaniami w wielkim wysiłku obrony kraju to kolejny element, który ma szansę zwiększyć naszą odporność. ale aby ta szansa została wykorzystana, potrzebne są szkolenia dla CAŁEGO społeczeństwa.

Kirill Chubotin / AFP

Tetiana Ostaszczenko, była już dowódczyni służby medycznej w ukraińskiej armii

4. Szkolenia dorosłych, a co ze szkołami?

Jeżeli zapowiedzi masowych szkoleń nie są kolejnym pospolitym ruszeniem w historii naszego kraju, ale oznaką dojrzewania polskich władz do myślenia szerszego, strategicznego, to na samych szkoleniach dla dorosłych nie może się skończyć.

Trzeba na równie dużą skalę wprowadzić programy obronnościowe w szkołach. Jako wzorca użyję przykładu… Rosji.

Ileż to śmiechu było w Polsce na widok rosyjskich przedszkolaków odzianych w makiety czołgów i bojowych wozów piechoty. Jakież politowanie wzbudzali pierwszoklasiści w strojach czerwonoarmistów na szkolnych akademiach. Ale właśnie tak w Rosji realizuje się szkolne programy patriotyczne, które mają na celu zarażenie wojskowym bakcylem przyszłych rekrutów.

W kolejnych klasach bardziej świadomi już uczniowie przyswajają wiedzę o tym, dlaczego Rosja nie rozpoczęła działań wojennych w Ukrainie, a wprost przeciwnie – stara je się zakończyć, bo to przecież Ukraina napadła na Donbas. Uczniowie dowiadują się również szczegółów „specjalnej operacji” w Ukrainie. W ramach tego samego programu wyjaśnia się młodzieży, dlaczego nie ma żadnej Ukrainy, a tylko „państwo rosyjskie”.

W dziesiątej i jedenastej klasie uczniowie poznają taktyki wojenne, medycynę pola walki i budują schrony. Nade wszystko jednak uczą się posługiwać ostrą bronią – strzelają z karabinków i rzucają granatami.

Uczniowie polskich szkół w swojej przeważającej części do Wojska Polskiego mają stosunek delikatnie mówiąc – nijaki, za to wysoka jest ich podatność na szerzone w sieciach społecznościowych kłamstwa dotyczące wojny. Z wyjątkiem nielicznych szkół ich wiedza o tym, co kiedyś nazywano przysposobieniem obronnym, jest bliska zerowej. Nie mają ani motywacji, ani umiejętności, by bronić swojego kraju, swoich rodzin, a w końcu siebie samych.

Niektórzy z nich za kilkanaście, a inni już za kilka lat wejdą w pełnoletniość, w której naprzeciwko siebie będą mieć świetnie zmotywowanych i doskonale wyszkolonych rówieśników z Rosji, przekonanych, iż Polacy, jak i cały Zachód, są ich egzystencjalnym wrogiem.

W pierwszych miesiącach masowej inwazji Rosji na Ukrainę wyśmiewaliśmy głupotę rosyjskich żołnierzy, którzy zamknęli się w windzie na popularnym filmiku. Przekonywaliśmy siebie samych, iż gospodarka i magazyny broni w Rosji załamią się lada miesiąc z tych samych powodów – głupoty i krótkowzroczności rosyjskich przywódców. A jednak to oni są dziś tam, gdzie są, a my tu, gdzie jesteśmy.

Dzieje się tak dlatego, iż Rosjanie realizują przemyślane, zaplanowane na lata strategie. My wobec braku dalekosiężnych strategii jesteśmy skazani na reagowanie na bieżące wydarzenia.

Czas z tym skończyć.

Read Entire Article